"Miłość, zazdrość i arszenik" Anna M. Zawadzka (Replika)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 22, lipiec 2013 18:33
„To, że poniedziałek z punktu widzenia wszechświata, galaktyki, a nawet przyziemnej fizyki, chemii i biologii jest pojęciem umownym, abstrakcyjnym i bezsensownym, nie przeszkadzało Lutce go nienawidzić. Zaczynała go nienawidzić już od niedzielnego poranka. Niedzielne popołudnie było już wypełnione nienawiścią do poniedziałku w stu procentach, co nie pozostawiało miejsca na żadną inną aktywność emocjonalną. Najgorsze, że fala nienawiści do poniedziałku zaczęła pojawiać się coraz wcześniej…” od tych kilku zdań, z którymi utożsamiam się w 200 procentach zaczyna się „Pamiętnik młodej Pani doktor”. Momentami przezabawna, chwilami groźna historia Ludmiły Groszek. Poznajemy ją w poniedziałek- och, tak ten znienawidzony- o 7:30 rano, kiedy tramwajem, jak zwykle zapchanym, zmierza w kierunku pracy.
Ni mniej, ni więcej, w kierunku szpitala w Warszawie, gdzie marne zarobki niestety zmuszają ją do podjęcia dodatkowych zajęć, jak na przykład tłumaczenia angielskich artykułów medycznych. Od tej podróży zaczyna się zamęt w życiu dotychczas świetnie zorganizowanej Pani Doktor. Okazuje się że zwłoki mogą tak po prostu zniknąć ze szpitalnej kostnicy, że na ścianie w windzie można znaleźć numer telefonu do dealera, że świat jest mały, a znajomi znajomych to tak naprawdę nasi dawni kumple. Dowiemy się też przypadkiem, że mamy romans albo nawet dziecko z profesorem, albo że wygraliśmy w totolotka. Nie puszczając nawet kuponu! W dodatku ktoś chce porwać dziecko, żelazka tak po prostu spadają z nieba, a dawne miłości i miłostki postanawiają ponownie wkroczyć na scenę… Jednym słowem: dzieje się!
W życiu Ludmiły na pewno nie znajdziemy nic co mogłoby przypominać choć odrobinę nudy czy przewidywalności. Młoda, bardzo zdolna, a przede wszystkim świetnie zorganizowana i empatyczna Pani doktor nie może narzekać na brak ekscytujących wydarzeń. Zawsze może jednak liczyć na wsparcie od sąsiadów, Pawła i Kasi, w których życie też w pewnym momencie wkradnie się totalne szaleństwo, na rodziców mieszkających kilka klatek dalej i na Belkę- przyjaciółkę jeszcze z dawnych lat, którą rodzice obdarzyli dosyć niecodziennym imieniem… i wcale się nie dziwię, że dziewczyna woli pseudonim. Do tego jeszcze kolega sprzed lat, pojawiający się nagle na imprezie sylwestrowej. Z zastosowania palety barwnych postaci, które systematycznie poznajemy z każdą stroną książki, Pani Zawadzkiej wyszła całkowicie zaskakująca historia kryminalna.
Losy wszystkich bohaterów składają się na bardzo dobry kryminał, z wyraźna nutką komedii. Bo jak to z kobietami już bywa, Lutka miewa swoje nastroje, a przy jej poczuciu humoru i mocno ukształtowanej fantazji, nie ma problemu z doprowadzeniem czytelnika do wybuchów niepohamowanego śmiechu.
Anna M. Zawadzka obdarzyła nas świetną książką, której zakończenie niebywale zaskakuje. Jest to niewątpliwie świetna lektura, od której ciężko się oderwać. Nie zaczynajcie, jeśli następnego dnia rano trzeba iść do pracy.
Komentarze