Mira Jaworczakowa "Coś ci powiem, Stokrotko" (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 27, grudzień 2017 09:31
Książki Miry Jaworczakowej, choć o ich aktualności i słuszności przekazu można dyskutować, nieustannie goszczą na listach lektur szkolnych dla najmłodszych klas szkoły podstawowej. Kontrowersje budzi zwłaszcza powieść "Oto jest Kasia", poruszająca temat reakcji dziecka na pojawienie się młodszego rodzeństwa. Nie mam rozeznania, czy "Coś ci powiem, Stokrotko" w szkolnym spisie widnieje, ale wydaje mi się, że całkiem nieźle ta książka przeszła próbę czasu. Oczywiście konieczne będzie objaśnienie dzieciom paru spraw związanych z realiami tamtych czasów (np. kleksy w zeszycie, pisanie piórem, wycinanie zabawek z papieru, roznoszenie mleka pod drzwi mieszkań itp.). Jakby nie było Jaworczakowa napisała tę książkę w 1962 r. Dużo się zmieniło przecież od tej pory, ale jednak nie wszystko - bo choć świat inny i dzieci inne, to zmartwienia i lęki miewają podobne. I to jest klucz to tego, że "Coś ci powiem, Stokrotko" może być z powodzeniem czytane obecnie, a najmłodsi odbiorcy nie będą mieli większych problemów ze zrozumieniem.
Stokrotka to nieśmiała, wycofana, niepewna siebie siedmiolatka, przed którą wielkie wyzwanie - zaczyna naukę w pierwszej klasie. I chyba jak każde wrażliwe dziecko - boi się tego, co nowe i dotąd nieznane. Z obawą i dystansem podchodzi do nowego otoczenia, koleżanek i kolegów, a także nowych sytuacji, zadań, obowiązków. Ku pokrzepieniu, na pociechę ciocia podarowała dziewczynce malutkiego misia, mieszczącego się w kieszonce. To właśnie ten Misiaczek staje się powiernikiem smutków i lęków małej uczennicy, wiernym towarzyszem, przyjacielem, to on często powtarza "Coś ci powiem, Stokrotko", podpowiada jej, wspiera ją, pomaga oswoić się z nowymi sytuacjami, zachęca do podejmowania działań.
Pierwsze dni w szkole nie są łatwe, ale stopniowo Stokrotka (swoją drogą, co to za imię...) przyzwyczaja się, nawiązuje znajomości, przekonuje się, że nawet ci "niegrzeczni chłopcy" nie są tacy źli. Dziewczynka powoli przełamuje nieśmiałość, wdraża się do szkolnej codzienności. Bardzo przejmuje się swoimi lekcjami, obowiązkami dyżurnej, nieudanym rysunkiem, spóźnieniem. W domu też musi zmierzyć się z rozmaitymi sytuacjami - z uporczywą nudą, zostaniem samej w domu, z wyśmiewaniem przez starszą siostrę itp. W tym nie różni się wcale od wielu współczesnych dzieciaków.
Książka zawiera około czterdzieści krótkich tekstów, luźno powiązanych ze sobą opowiastek z życia Stokrotki, pokazujących ją w środowisku szkolnym i rodzinnym. Choć unosi się nad nimi duch dydaktyzmu, opowiastki nie zawierają morałów, ani ocen. Dają jednak znakomite pole do rozmów z dzieckiem i do wyciągania przez nie własnych wniosków odnośnie zachowania bohaterki. Założę się, że niejedna pociecha będzie utożsamiać się ze Stokrotką. Narracja prowadzona jest tak, że czytelnik często "wchodzi w buty" bohaterki, jej myśli, obawy, wątpliwości. Podczas lektury będzie także doskonały pretekst, by porównać jak jest obecnie, a jak było kiedyś - i to nie tylko w szkolnym aspekcie.
Trochę w tej "Stokrotce" klimatu znanego z "Plastusiowego pamiętnika", tu zamiast plastelinowego ludzika występuje pluszowy niedźwiadek. A co ciekawe, pojawia się bezpośrednie nawiązanie - bowiem w szkole, do której uczęszcza Stokrotka, odbywa się spotkanie z autorką "Plastusia", Marią Kownacką.
Książkę wydano starannie, w twardej oprawie, jako reprint starego wydania z oryginalnymi ilustracjami Hanny Krajnik. Ilustracje są oszczędne, proste, konturowe, wykonane przy użyciu czarnego i czerwonego koloru.
Na pewno dla tych, którzy pamiętają "Coś ci powiem, Stokrotko" z własnego dzieciństwa, współczesne wydanie będzie miłą podróżą sentymentalną. Dla młodych czytelników zaś - ciekawe spotkanie. Polecam tę lekturę dzieciom zwłaszcza w wieku 5-7 lat, warto by poznały Stokrotkę i Misiaczka zanim pójdą do szkoły.