Agnieszka Tyszka "Zosia z ulicy Kociej. Wielkie zmiany" (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 18, czerwiec 2015 10:59
- Z czego tak się śmiejesz? – zapytał mój mąż zaglądając do pokoju, skąd co chwilę rozlegały się chichoty, parsknięcia i radosne pokwikiwania.
- Czytam akurat zabawną książkę dla dzieci, o zwariowanej rodzince i jest tam taka sześcioletnia dziewczynka Mania, której teksty są kapitalne i „oczewiście” można pęknąć ze śmiechu z jej powiedzonek i skojarzeń. Na przykład zobaczywszy wizerunek Mickiewicza w encyklopedii, stwierdziła, że jest on „podobny z twarzy do jednego kota”, a o koleżance na diecie powiedziała „ona jest bezglutem”. Wiesz, musiałabym ci przeczytać z pół książki, żebyś złapał klimat i dowcip całości.
- Aha - rzekł małżonek nieco spokojniejszy o mój stan psychiczny. – A co to w ogóle za książka?
- To siódma już część serii „Zosia z ulicy Kociej” Agnieszki Tyszki, tym razem pod hasłem „Wielkie zmiany”. – wyjaśniłam mu. - Narratorką jest nastoletnia Zosia, która wydaje się czasem być najrozsądniejszą z całej familii Wierzbowskich. Tytułowe zmiany rzeczywiście są wielkie: w rodzinie przyjdą na świat dwa dzidziusie – mama i ciocia są w ciąży, więc cały dom stoi na głowie, w szkole rozpoczynają się rządy nowego dyrektora, który wprowadza przymusowy sport i zdrowe przekąski, i w związku z tym dzieciaki organizują bunt i dywersję. Sąsiedzi budują „Koloseum”, tata ma „syndrom kuwety”, na jabłoni siedzi zupełnie obca babcia w różowej kurteczce, a „jezyk daje nula”, choć tobardzo „nieigieniczne”, jak mawiaMania.
- Rzeczywiście, brzmi zabawnie – podsumował mąż i poszedł do kuchni. Nie zdążyłam mu opowiedzieć o tym, jak Józef Mickiewicz szukał gospody, ani o pluszowym pasztecie… Nie zdążyłam także napomknąć, że chętnie poznałabym cały cykl o Zosi oraz pozostałe książki (np. „M jak dżeM”) autorki, uhonorowanej nagrodą im. K. Makuszyńskiego, ani o tym, że ilustracje wykonała Agata Raczyńska, ilustratorka z kręgu netartu, związana z meksykańskim wydawnictwem. I nie zdążyłam zapytać, czy na obiad będą naleśniki… Tego, że „Zosia z ulicy Kociej” stanowi porcję humoru, która ożywi niejednego ponuraka, i choć jest teoretycznie napisana dla dzieci, to bawi też dorosłych – chyba się domyślił.
Książkę zaliczyć można do literatury obyczajowej, przygodowej, a przede wszystkim rozrywkowej. Problemy rodzinne i szkolne są z życia wzięte, okraszone humorem. I nie jest to publikacja wyłącznie dla dzieci od lat 6 do 10, tylko do 110! Co najmniej…
Podobno w przygotowaniu są kolejne tomy – tymczasem warto nadrobić lekturę tych dotychczas wydanych. Poprawa nastroju gwarantowana, a dla młodych czytelników – zachęta do opisywania codzienności i życia własnej rodzinki ze swojego punktu widzenia.