Bartłomiej Basiura "Hipnoza" (Rozpisani.pl-Grupa PWN)


Seria tajemniczych zbrodni, policjantka z problemami, komendant zaglądający do kieliszka, dziennikarz na tropie afery korupcyjnej, szalony morderca i anonimowy filozof-obserwator. Oto propozycja na niebanalną powieść kryminalną, której akcja toczy się na podkarpackiej prowincji. Bartłomiej Basiura, autor bardzo jeszcze młody, zabiera czytelnika w interesującą literacką podróż i z pewnością nie pozostawi nikogo obojętnym. A czy w pełni usatysfakcjonuje odbiorców? To już kwestia indywidualnego podejścia, wrażliwości i czytelniczego wyrobienia. Ja po wybudzeniu z Hipnozy czuję lekki niedosyt.

 

Podkarpackie lasy to doskonały azyl. Za gęstą zasłoną starych drzew każdy może się ukryć, uciec przed trudną przeszłością i własnymi demonami. To również znakomita scena dla zbrodni doskonałej. Kiedy lubaczowscy policjanci odnajdują ciało zmarłej Teresy Wójcik, wszystko wskazuje na fakt, iż kobieta popełniła samobójstwo, wstrzykując sobie do żyły Alprazoxene. Wszystko poza... listem, na który natrafiają funkcjonariusze. Na papierze ktoś wyrysował tajemniczy znak i wypisał hasło: contradictio in se. Sprzeczność sama w sobie. Policja szybko dochodzi do wniosku, że nie jest to list samobójczyni, a wiadomość od mordercy. Zaczyna się dramatyczny wyścig z czasem. Wkrótce w podobnych okolicznościach ginie Weronika Stępień. Morderca zostawia na miejscu zbrodni kolejną wiadomość. I zdaje się wodzić policjantów za nos. Funkcjonariuszka Maria Kozielska, niedoświadczona w tropieniu morderców, stara się dopasować pojedyncze elementy układanki, ale ma również osobiste problemy. Jej mąż, redaktor naczelny lokalnego dziennika, prowadzi na własną rękę inne śledztwo. Z minuty na minutę sprawy komplikują się coraz bardziej, a na podkarpackiej prowincji cisza i spokój są już tylko odległymi wspomnieniami...   

 

Bartłomiej Basiura we wstępie do swojej powieści głosi: Napisałem maturę, rozpoczęły się najdłuższe wakacje mojego życia i postanowiłem podjąć kolejne wyzwanie, którym było napisanie książki. Nigdy nie potrafiłem poskromić własnej wyobraźni, a najtrudniejszym zadaniem okazywało się podporządkowanie trendom i życie według schematu. Wszechobecny wyścig szczurów zaprowadził mnie do punktu, w którym wyrzuciłem konwencje z własnego świata i przystąpiłem do stworzenia czegoś nowego. Kiedy przeczytałam te słowa, pomyślałam sobie tylko, że tuż po maturze o „wszechobecnym wyścigu szczurów” można wiedzieć naprawdę niewiele. I ten brak doświadczenia niestety u autora Hipnozy widać. Na poziomie konstrukcji fabuły, na poziomie języka, a także w budowaniu postaci. Hipnoza stanowi pierwszą część kryminalnej trylogii, której kolejne odsłony – Uczeń Carpzova oraz Zamknięta prawda – świadczą o tym, iż Basiura jednak potrafi posługiwać się klawiaturą i kiedy już złapie wiatr w żagle, może być naprawdę nieźle. Dlaczego zatem teraz, gdy ma już więcej niż dziewiętnaście lat, nie wziął swojej pierwszej powieści na warsztat i nie potraktował jej ostrym skalpelem? Przecież widać od razu, że Hipnozy nie przekartkował żaden porządny redaktor. Gdyby bowiem przekartkował, podpowiedziałby autorowi, co z powieści należy wyrzucić, a co dodać, jak popchnąć akcję, by wielu kwestii nie wyjaśniać na zasadzie: „okazało się, że to (…) był jego informatorem”, czy też jak przeformułować zdania w stylu: „policja często korzystała z technologii komputerowych” (Serio? Myślałam, że śledczy wciąż posługują się tylko lupą, jak Mr Holmes).

 

W Hipnozie mnóstwo jest nieścisłości w budowaniu postaci. Na tej samej stronie czytamy na przykład, że głównym źródłem zarobku Doroty Maj – specjalistki do spraw badania śladów i substancji – są wykłady, ale jednak kobieta boi się wystąpień publicznych, więc wykładów w jej kalendarzu jest niewiele i woli pracę naukową, za którą wystawia pokaźny rachunek. No to jak w końcu? Jedźmy dalej – piękna Kamila Trewor chodzi w szpilkach i drogich garsonkach, brzydzi się wiejskimi zapachami i dlatego niespecjalnie lubi odwiedzać swojego niby-chłopaka w jego rodzinnym gospodarstwie. Ta sama Kamila ma stadninę koni i prowadzi szkółkę jeździecką. Koński zapach jej nie przeszkadza? Ale zostawmy może postaci i zerknijmy na język. Czy dobry redaktor pozwoliłby na pozostawienie w powieści takiego akapitu: Choć znali się od niedawna i poznali się przypadkiem, był pewien swego. To będzieprzypadkowa ofiara. Nie miało jej być, ale policja sama się prosiła. Trzeba było tak szybko nie przyjeżdżać do Weroniki Stępień, trzeba było się nie wychylać. Będzie żałować. Uśmiechnął się. Finał był już bliski. Teraz musiał być grzeczny, bardzo grzeczny. Przecież jego kolejna ofiara była zaangażowana w tropienie go.Powtórki jak powtórki, ale taka biegunka słowa „być” pojawia się na co drugiej karcie powieści. Jeśli podobnych błędów nie zauważył sam autor, powinien je wychwycić korektor. Podobnie jak stylistycznie nieeleganckie sformułowania: „głaska swojego misia”, „rozglądnęła się”, „był pełen pragnienia zemsty” czy „przypuszczała, że wynikało to z ich niespodziewanej wizyty skumulowanej liczby pytań” (? s.247).

 

Myślę, że gdyby Basiura popracował nad swoją powieścią z dobrym redaktorem, mógłby z niej naprawdę wiele wycisnąć. Bo to mimo wszystko człowiek z potencjałem. Pomysł na fabułę Hipnozy miał świetny i bardzo oryginalny, potrafi znakomicie kreować nastrój, jest odważny w rozwijaniu wątków, ucieka od utartych schematów i nie boi się ryzykownych rozwiązań. I przede wszystkim ma ogromną, wszechstronną wiedzę. Na temat historii, psychologii, filozofii... Sporo też wie o policyjnej robocie. Jeśli chodzi o research – jestem dla Basiury pełna uznania. Widać, że to autor bardzo inteligentny i ma sporo do powiedzenia. Dlatego też z początku chciałam wziąć poprawkę na jego młody wiek i ocenić tę powieść nieco łagodniej. Później jednak uznałam, że podobne podejście byłoby wobec Basiury nie fair. Nie zasłużył sobie na to, by oceniać jego dokonania na zasadzie: „jak na garbatego, to trzyma się całkiem prosto”. Potraktowałam zatem Basiurę na równi z innymi, dojrzałymi autorami. I uważam, że Hipnozę mógłby dopracować bardziej, zanim puścił ją do druku. Przynajmniej na tyle, by poziomem dorównywała Uczniowi Carpzova i Zamkniętej prawdzie. Bo to naprawdę niezłe powieści, którymi Basiura udowadnia, że szybko się uczy i poważnie traktuje pisanie. I być może wyrośnie kiedyś na prawdziwą gwiazdę polskiej literatury kryminalnej. Na to jednak potrzeba jeszcze trochę czasu.

 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież