Małgorzata Warda "5 sekund do iO" (Media Rodzina)

Marzycie niekiedy o tym, by uciec od życia? Przenieść się do świata, w którym wszystko jest inne? Krajobraz jest inny, powietrze, niebo, ludzie... Inne są również obowiązujące w nim reguły. Albo lepiej – w ogóle nie ma reguł. Marzy wam się ucieczka do świata, w którym bylibyście absolutnie wolni? A co jeśli taki świat zaoferowałaby wam pewna gra?


Mika Landowska ma siedemnaście lat i jest sierotą. Jej ojciec, policjant, zginął przed laty w wypadku samochodowym. Życie Miki rozciąga się między pogotowiem opiekuńczym a domami rodzin zastępczych. Dziewczyna czuje się samotna, niekochana, nie wie, jak poradzić sobie ze stratą ojca, a co gorsza – co zrobić, by nie rozdzielono jej z młodszą siostrą. Przed problemami ucieka w świat gier, snuje się po labiryntach, nawiedzonych domach, zabija zombie... I wydaje się w tym naprawdę dobra. Bierze nawet udział w konkursie, w którym główną nagrodą jest możliwość zagrania w Work a Dream. Work a Dream zaś to gra najnowszej technologii. Odczuwa się w niej wszystko... Smaki, zapachy, dotyk, strach, ale też ból, a nawet przeżywa się własną śmierć. Pewnego dnia w szkole Miki dochodzi do strzelaniny. Sebastian, chłopak, którego poznała podczas konkursu, urządza prawdziwą jatkę, ale jej – o dziwo – pozwala odejść. Zanim Mika opuszcza szkołę, Sebastian informuje dziewczynę, że grał w Work a Dream... Czapliński, policjant z wydziału śledczego, niegdyś partner ojca Miki, składa jej pewną propozycję. Odsunie dziewczynę od wydarzeń, które miały miejsce w szkole, i zabierze na jakiś czas z pogotowia opiekuńczego. Dodatkowo jeszcze postara się, by Mika ponownie zamieszkała z siostrą. Czego oczekuje w zamian? Chce, by Mika grała... W Work a Dream, rzecz jasna, a konkretnie w Bitwę o Io. Policja ma bowiem podejrzenia, że gra jest niebezpieczna, ingeruje w psychikę i mocno uzależnia. Celem Miki staje się również znalezienie kilku konkretnych graczy, którzy w realnym świecie zwyczajnie zniknęli z domów. Dziewczyna przystaje na propozycję Czaplińskiego. Jako Astrid pojawia się w wirtualnym świecie, a ten z dnia na dzień coraz bardziej ją wciąga. Mika coraz rzadziej pojawia się w szkole, coraz więcej czasu spędza podpięta do konsoli. Zwłaszcza że na Io spotyka Iana, z którym zaczyna ją łączyć szczególna więź.


Zacznę może od tego, że pomysł na fabułę powieści nie jest oryginalny. Skojarzenie z Matrixem Wachowskich nasuwa się samo, ja dorzuciłabym jeszcze dwa tytuły: eXistenZ Cronenberga i Trzynaste piętro Rusnaka. To znakomite filmy, które powstały prawie równocześnie z Matrixem. Wszystkie trzy obrazy traktują o wirtualnych światach wykreowanych przez producentów i scenarzystów gier komputerowych. I o ludziach, którzy w wirtualu mogą robić to, czego nigdy nie zrobiliby w świecie rzeczywistym. Pięć sekund do Io skojarzyło mi się również z trzema innymi filmami. Takimi, które w ogóle nie opowiadają o grach komputerowych, ale o odmiennych stanach świadomości, alternatywnym życiu i sterowanych marzeniach/snach. Mam na myśli Incepcję Nolana, Avatara Camerona i Vanilla Sky Crowe'a (także jego hiszpański, znakomity pierwowzór – Otwórz oczy Amenabara). W Incepcji bohaterowie świadomie kształtują swoje sny, a ich działania mają konkretne cele – między innymi włamują się oni do cudzych snów, pozyskując w ten sposób informacje i wprowadzając nowe dane. W Avatarze sparaliżowany od pasa w dół żołnierz w ramach specjalnego programu prowadzi alternatywne życie na planecie Pandora, sterując – jako ludzki kontroler – ciałem awatara, wyhodowanego na podobieństwo humanoidalnych Na'vi. W Vanilla Sky/Otwórz oczy bohater oszpecony w wypadku samochodowym zamiast życia z pokiereszowaną facjatą, decyduje się na opcję „świadomy sen”. On również w pewnym sensie wybiera sobie awatara – siebie samego sprzed wypadku. W każdym z tych filmów bohater jest słaby w realu – z różnych powodów. Ma kompleksy, choruje, czuje się samotny, niedowartościowany, sfrustrowany, dysfunkcyjny, dręczą go wyrzuty sumienia, cierpi na brak miłości, szacunku... W powieści Pięć sekund do Io Małgorzata Warda powiela zatem znane wątki i na pozór nie mówi niczego nowego. Bo przecież nawet motyw strzelaniny w szkole był już niejednokrotnie wykorzystywany. Wystarczy wspomnieć film dokumentalny Zabawy z bronią Moore'a czy fabularny – Słoń Van Santa, a także polską powieść Michała Cetnarowskiego I dusza moja. A jednak, mimo iż w 5 sekund do Io można dopatrzyć się pewnej wtórności na poziomie konstrukcji fabuły, jest to książka dobra. Bardzo dobra nawet. I to z wielu powodów.


Po pierwsze język. Powieść Wardy jest stylistycznie dopracowana pod każdym względem. Autorka świadomie operuje językiem, bardzo tutaj oszczędnym, przezroczystym niemal, co świetnie sprawdza się w literaturze typu „young adult”, a także w każdym tekście o dość skomplikowanej fabule, akcji prowadzonej na kilku piętrach i rozgrywanej w retrospekcjach oraz introspekcjach, w osobistych doświadczeniach i emocjach, ale też w wydarzeniach dramatycznych o dużej dynamice. Styl przezroczysty znakomicie również pasuje do narracji prowadzonej w czasie teraźniejszym (z żelazną konsekwencją). Stosowanie czasu teraźniejszego to zawsze zabieg bardzo trudny, który wymaga od pisarza ogromnej dyscypliny. Zakłada, że przedstawione wydarzenia dzieją się „tu”, „teraz”, że „są”, a nie należą do zamkniętej już przeszłości. „Tu” i „teraz” zaś wciąga czytelnika w akcję, ustawia go wraz z bohaterem w jej sercu, nie daje mu możliwości ucieczki. Czas teraźniejszy zawsze również wprowadza pewną „reporterskość”, stwarza iluzję relacji na żywo, zbliża powieść do scenariusza filmowego. Niektóre fragmenty 5 sekund do Io są tak świetnie rozpisane, że można by od razu na ich podstawie nakręcić konkretne sceny. Na przykład obraz ogarniętego wojną miasta czy zdobywanie Obserwatorium – mistrzostwo. Oszczędny styl i czas teraźniejszy bardzo dobrze również pasują do głównej bohaterki. Mika relacjonuje wydarzenia ze swojego punktu widzenia – to jej i tylko jej opowieść, jej filtr, przez który oglądamy powieściowy świat. A Mika jest nastolatką, która prawie cały wolny czas spędza na graniu. Gdyby przemawiała do mnie językiem Mickiewicza, czułabym się rozczarowana.


Po drugie – miejsce akcji. Chodzi mi oczywiście o Io, to Io, które w powieści stworzyła Warda. Rzeczywiście do pewnego stopnia rozumiem fascynację graczy alternatywnym światem zbudowanym na jednym z księżyców Jowisza. Warda przedstawia Io nie tylko jako miejsce, które staje się siedliskiem zła i w którym swoje niezdrowe upodobania manifestują pewni gracze. Io jest przede wszystkim piękne – i tak inne od Ziemi. Niebo wydaje się tu na wyciągnięcie ręki. Gracze mogą podziwiać pasiastego Jowisza, Europę, Drogę Mleczną, błękitną kulę ziemską... Wszystko jak w bajce, a jednocześnie dziwnie realne. Do tego upał dnia przeplatany z chłodem nocy, pustynie, wulkany, zwierzęta o fosforyzującej sierści, górskie łańcuchy... Musicie przyznać, że brzmi dobrze, prawda?

 

Po trzecie – wiarygodni, spójni bohaterowie i brak łopatologicznego morału. To największy atut tej powieści. Szczerze mówiąc, spodziewałam się w 5 sekund do Io jakiegoś „psioczenia” na gry, ukazywania tylko i wyłącznie zgubnych skutków zanurzania się w wirtualnym świecie. Na szczęście jednak Warda nie usiłuje moralizować. Ukazuje bohaterów jednakowo słabych, podatnych na wpływy, bodźce i manipulację. Nikt tutaj nie wydaje się idealnie dobry i bez zarzutu, nikt nie jest figurką z porcelany. Mika również często działa wbrew sobie, wbrew logice. Wie, że uzależnia się od gry, ale brnie w nią dalej, wie, że świat zbudowany na Io nie jest bezpieczny, odbiega od perfekcji, ale i tak woli być tam niż w realu. Bo w realu nic i nikt na nią nie czeka. Widzi też, jak gra wpływa na ludzi, jak zmienia procesy myślowe. Nawet jak ludzi niszczy. A mimo to staje się częścią Io, choć przecież przy jednej okazji mówi sobie wyraźnie: „nic tutaj nie jest prawdziwe”. Ale... czy „prawdziwe” zawsze znaczy to samo, co „lepsze”? Właśnie... Jeżeli w tej powieści pojawia się przestroga, to nie jest ona sformułowana wprost. W 5 sekund do Io Warda ukazuje określonych bohaterów w jasno przedstawionych sytuacjach, podejmujących działania o pierwszoplanowym dla nich znaczeniu. To ludzie żyjący w stanie niepewności i nieustającym poczuciu zagrożenia. Nie widzę zatem tutaj opowieści z morałem. Jeśli już – to raczej pewnego rodzaju moralitet. W średniowiecznym moralitecie bohater – everyman – wystawiany był na pokuszenie i nie potrafił dokonać jednego słusznego wyboru. Każdy bowiem wybór wiązał się dla niego z klęską. Tutaj również tak jest. Mika – znakomicie wykreowana, może nie everywoman, ale everygirl – reprezentuje w pewnym sensie swoje pokolenie. Młodych ludzi, samotnych i niepewnych siebie, zagubionych bardziej w świecie realnym niż wirtualnym. Warda nie krytykuje wprost gier ani ucieczki w symboliczną przestrzeń Io. To raczej działania bohaterów zostają poddane wnikliwej analizie. Ich wybory, a także umiejętność poruszania się na granicy światów. Widzę tu także ostrze wymierzone w otaczającą nas rzeczywistość, daleką przecież od perfekcji. Gdyby nasz świat był lepszym miejscem, być może nikt nie szukałby od niego ucieczki...


Brak wyrazistego morału i jednoznacznego happy endu wybija nieco tę powieść z nurtu „young adult”. Warda nie podsuwa gotowych rozwiązań, nie próbuje też proponować żadnych interpretacji. Zakończenie można zatem rozumieć na różne sposoby. Jedni odbiorą je jako dobre, inni jako złe, jeszcze inni będą się wahać. Ja się, na przykład, waham. I czuję niedosyt – niedosyt pozytywny. Chciałabym poznać kontynuację losów Miki, dowiedzieć się, dokąd jeszcze może zajść – zarówno w rzeczywistości, jak i przestrzeni wirtualnej. 5 sekund do Io przedstawia także znakomity obraz świata, w którym nie obowiązują żadne reguły. Świata, w którym absolutna wolność wyboru wyzwala rozmaite zachowania. Wyzwala dobro lub zło. Różnica zaś między jednym a drugim jest niekiedy zatarta. Coś chyba o tym wiemy, prawda? W tej warstwie powieściowej Warda zbliża się nieco do Władcy much Goldinga, ale mówi o problemach na wskroś współczesnych, a nawet idzie o krok dalej, wybiega w przyszłość. Wydarzenia ukazane w 5 sekund do Io określiłabym jako takie, które będą miały miejsce „za dziesięć minut od teraz”. Tego sformułowania użył niedawno Alex Garland, reżyser filmu Ex Machina, traktującego o sztucznej inteligencji. Garland powiedział: „jeśli Google lub Apple ogłosiliby jutro, że stworzyli taką Avę, wszyscy bylibyśmy zdziwieni, ale nie bylibyśmy aż tak zdziwieni”. Przypomniałam sobie jego słowa podczas lektury powieści Małgorzaty Wardy. I również mogę powiedzieć: „gdyby jutro ktoś powiedział mi, że stworzono >Bitwę o Io<, byłabym zaskoczona, ale nie byłabym aż tak zaskoczona”. Warto zatem zapoznać się z książką. 5 sekund do Io to znakomita powieść, nie tylko dla młodzieży i z pewnością nie tylko dla wielbicieli gier.

 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież