Danuta Noszczyńska "Harpia" (Wydawnictwo Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 16, grudzień 2014 09:43
Twórczość Danuty Noszczyńskiej mam na celowniku już od dawna. To bardzo interesująca i oryginalna autorka, która potrafi znakomicie łączyć tragedię z komedią, pobudzać do śmiechu i do łez, pisać lekko o sprawach poważnych, a przy tym wszystkim kreować naprawdę wyjątkowych, niepapierkowych bohaterów. Operuje świetnym stylem i szuka niebanalnych formalnych rozwiązań, jak choćby w powieści Pod dwiema kosami czyli przedśmiertne zapiski Żywotnego Mariana. Jej znakomite Wszystkie życia Heleny P. pozostały mi w pamięci na bardzo długo. Dlatego też po najnowszą powieść Danuty Noszczyńskiej – Harpię – sięgnęłam chętnie, choć z lekką obawą. Czy słusznie?
Adela Topor żyje według ściśle określonych zasad. Handluje antykami, dba o zdrowie, lubi popijać czerwone wino i ceni sobie święty spokój. Nie zawiera przyjaźni, a z mężczyznami nie wchodzi w związki, tylko w „układy”. Układy zaś polegają na tym, że: a). wspólna rozrywka – tak; b). wspólne posiłki – proszę bardzo; c). seks – jak najbardziej, przy obopólnej zgodzie i satysfakcji; d). miłość – niekoniecznie; e). wspólny dach nad głową – pod żadnym pozorem. Do relacji damsko-męskich Adela ma dość duży dystans, a najwyżej ceni sobie... własne towarzystwo. Jest cyniczna, złośliwa, chłodna, prawie zgorzkniała. W nic nie angażuje się emocjonalnie, albowiem emocjonalne zaangażowanie stanowi zaprzeczenie świętego spokoju. A jednak z rzucanych tu i ówdzie uwag Adeli możemy wnioskować, że nie zawsze prezentowała taką właśnie życiową postawę. Kiedyś była zupełnie inna. Empatyczna, ciepła, otwarta i... potrafiąca kochać. A zatem także słaba i podatna na krzywdę. Obecna Adela z dawną Adelą nie zamierza mieć już nic wspólnego. Szybko się jednak przekona, że emocje i uczucia nie są zjawiskami, którymi można sterować, które można obrobić intelektualnie i logicznie uzasadnić. Kiedy na jej drodze staje tajemniczy Artur, życie Adeli wywraca się do góry nogami. Artur bowiem nie obchodzi jej łukiem. Jest bezczelnym typem, który zwyczajnie idzie po swoje. I wyznaje bardzo podobną do Adeli filozofię życiową. A poza tym wydaje się być zamieszany w aferę kryminalną... Uniesieniom emocjonalnym związanym z pojawieniem się na horyzoncie tajemniczego nieznajomego zaczynają towarzyszyć doznania zgoła innej natury. Wokół Adeli i jej galerii antyków kręcą się podejrzane typy, a w pobliskich krzakach co rusz ktoś obrywa w łeb. Czyżby to przeszłość dawała o sobie znać? Przeszłość związana z byłym mężem Adeli? Przeszłość, o której nie chce mówić, o której boi się nawet myśleć? Czy Adela będzie potrafiła przezwyciężyć swoje uprzedzenia i lęki? Czy będzie potrafiła opuścić bezpieczny kokon, utkany z chłodu i obojętności? Czy będzie potrafiła porozumieć się z mężczyzną tak cynicznym, jak ona sama? I czy... dowie się czegoś o podejrzanych zbirach żywo zainteresowanych jej galerią?
Do przeczytania Harpii skłonił mnie nie tylko fakt, że książkę tę napisała Danuta Noszczyńska. Zainteresowałam się również samym tytułem powieści. Uwielbiam bowiem słowo „harpia”. Po pierwsze pięknie brzmi i na mojej prywatnej liście fonetycznych realizacji od dawna walczy o najwyższą pozycję z „Ksantypą” (tak wiem, jestem dziwna...). Po drugie harpia to cudowny ptak i najpotężniejszy fruwający drapieżnik Nowego Świata. Po trzecie mitologiczne harpie były dość paskudnymi demonami, porywającymi bezbronne dzieciątka, a także kradnącymi... dusze. Słowo „harpia” kojarzyć się może zatem z kimś pięknym, ale drapieżnym, złośliwym, wrednym, bezwzględnym i ogólnie niezbyt anielskim. Tytułowa bohaterka powieści Harpia musi więc być... fascynująca! Właśnie tak. Harpie są fascynujące. Uwielbiam takie bohaterki. Wkurzające, skomplikowane, postępujące dość dziwnie i kierujące się niezrozumiałymi dla mnie regułami, skłócone same ze sobą, złośliwe i wredne. I noszące w sobie tajemnicę. Bardzo trudno jest wykreować podobną postać tak, by mimo swojego zołzowatego charakteru budziła sympatię. Prowokowała do tego, by poznać ją bliżej, zajrzeć w jej duszę, poznać sekrety. A Adela Topor, zagrzebana w swój ciasny kokon, otoczona mgłą pozornego świętego spokoju, jest urocza w swoim zagubieniu. Jest intrygująca. Jest wartością samą w sobie. A jej doskonała kreacja stanowi mocną konstrukcję, na której opiera się cała fabuła powieści.
Harpia jest bowiem przede wszystkim historią Adeli. Prowadzona w pierwszej osobie narracja powoduje, że czytelnik przez cały czas przebywa w jej głowie, ogląda rzeczywistość jej oczami i do wszystkiego przykłada matrycę jej systemu wartości. Nie ma tutaj miejsca na żadne narracyjne odbicia, nie ma ucieczki w inny punkt widzenia, nie ma szans na złapanie oddechu w odmiennej perspektywie. Pozostali bohaterowie są dla Adeli tylko tłem. Barwnym, ale jednak tłem. To jej dramat. Jej tragedia i komedia zarazem. A my przeżywamy ten dramat razem z Adelą. Piękny język, lekki styl, oryginalne poczucie humoru (kilka razy popłakałam się ze śmiechu) i garść mądrych refleksji sprawiają, że od powieści Noszczyńskiej naprawdę trudno się oderwać. Do tego stopnia, że jestem w stanie przymknąć oko na sposób, w jaki autorka zdecydowała się rozwiązać akcję. W finale wszystko bowiem wydaje się dla mnie zbyt proste, zbyt piękne i zbyt obfitujące w rozmaite cuda natury... medyczno-fizyczno-biologicznej. Żeby jednak przyczepić się porządnie, musiałabym zdradzić zakończenie powieści, a tego nawet pod groźbą tortur nie zamierzam uczynić. Poza tym finał, przy całej swojej „zbyt-piękności”, bardzo mnie ucieszył i usatysfakcjonował. I to właśnie powinno się liczyć. Prawda?