Emilia Kiereś "Łowy" (Akapit Press)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 14, październik 2014 09:26
„Jakiż to chłopiec piękny i młody?
Jaka to obok dziewica?
Brzegami sinej Świteziu wody
Idą przy świetle księżyca.”
Tak rozpoczyna się ballada Adama Mickiewicza „Świtezianka”, z którą każdy na pewno się zetknął na ścieżce szkolnej edukacji, czy po prostu zna ją ze słyszenia. Ta ballada zainspirowała Emilię Kiereś, poznańską pisarkę, tłumaczkę, ilustratorkę do stworzenia opowieści pt. „Łowy”, skierowanej do młodego czytelnika, ale i atrakcyjnej dla dorosłego odbiorcy. Już sam pomysł zasługuje na brawa, a wykonanie – jak można przekonać się podczas lektury - na najwyższe uznanie.
Autorka przeniosła czytelników do roku 1809, nad jezioro Świteź, w okolice dworu w Płużynach. Opowiedziała o Franusiu, którego brat, strzelec Janek zaginął w lesie, gdzie ponoć działy się dziwne, niewyjaśnione rzeczy. Chłopiec - sierota znalazł pomoc i opiekę najpierw u poczciwej i mądrej Maciejowej, a później we dworze u pani Wereszczakowej, z której dziećmi - Michałem i Marylką – próbował rozwikłać zagadkę tajemniczej zjawy znad jeziora i zniknięcia strzelca. Dzieci przeżywają niepozbawione chwil grozy przygody. Po latach, szkolny kolega Franka Adaś poznaje Marylę, pisze słynną balladę.
„Łowy” to opowieść o braterstwie, przywiązaniu, przyjaźni, o poszukiwaniu prawdy i dociekaniu tajemnic. Tu na nic zda się „ mędrca szkiełko i oko”, tu potrzebne „czucie i wiara”.
Emilia Kiereś „odświeżyła” być może już archaiczną dla młodych czytelników balladę, odwołała się do ludowych podań i legend o zatopionym mieście, o nimfie – świteziance. Posłużyła się wartką, przygodową fabułą oraz przepięknym literackim językiem (np. użyła słowa „Zmierzchało”), który żadnych trudności dziecięcemu odbiorcy sprawić nie powinien, gdyż w przypadku trudniejszych słów zastosowano odpowiednie przypisy.
Dodatkowym walorem „Łowów” jest podkreślenie roli pamięci o historii. Jeden z bohaterów, Michał interesuje się heraldyką, rodami, zbiera stare hełmy, które dla wielu są tylko nic niewartym żelastwem. Tymczasem „nie można wyrzucać własnej historii do stodoły. Kto będzie ją pamiętał, jeśli my sami nie będziemy o niej pamiętali?” (s. 110).
Trudno odmówić tej książce wartości jak również estetyki. Została wydana w poręcznym formacie, twardej oprawie, na kredowym papierze. Zdobią ją ilustracje wykonane przez autorkę, która również zaprojektowała okładkę. Moim zdaniem „Łowy” spokojnie mogłyby zagościć w kanonie lektur szkolnych, a przy tym stanowiłyby dla małych czytelników pasjonująca rozrywkę wysokiej klasy.