Beata Ostrowicka "Zła dziewczyna" (Wydawnictwo Literatura)

Beata Ostrowicka razem ze swoją Złą dziewczyną wychodzi na przeciw temu, co tak ostatnio modne w literaturze typu „young-adult”. No bo o czym pisze się teraz książki dla młodzieży? Po Harrym Potterze przyszła kolej na wampiry, smoki i Monster High... Nie mam nic przeciwko takim pozycjom, bynajmniej! A już zwłaszcza nie dam złego słowa powiedzieć o Harrym Potterze. Rozumiem modę, zmieniające się gusta i różnice pokoleniowe. Mało tego! Sama chętnie sięgam po „young-adult”, bo wiele pozycji w tym nurcie stanowi naprawdę świetną literaturę. Cieszy mnie jednak fakt, iż są jeszcze tacy autorzy, którzy potrafią odłożyć na bok latające miotły, schować wampirze kiełki i... napisać kilka słów o prawdziwym życiu. O tym, że młodość jest nie tylko piękna i beztroska, ale też bardzo skomplikowana. Że patrzenie na życie nastoletnim okiem często przypomina film kręcony „z ręki”. A ręka? Wiadomo... Bywa, że jest niepewna, trzęsie się i czyni rzeczywistość mocno rozedrganą. Beata Ostrowicka, autorka Złej dziewczyny, zdaje się znakomicie to wszystko rozumieć. 

 

Marcyśka nie ma lekkiego życia. Urodziła się na wsi, w jej domu nigdy się nie przelewało, a ojciec często zaglądał do kieliszka, po czym robił się agresywny. Marcyśka nie czuła w dodatku z tą wsią żadnej głębszej więzi. Była inna niż jej rówieśnicy, inna niż jej rodzeństwo... Inna niż wszyscy. Miała też inne marzenia. Była ambitna. I pewnego dnia wcieliła w życie swój wielki plan, który pozwolił jej wyjechać z Miąsowej i rozpocząć naukę w prestiżowym krakowskim liceum. Jak to jednak w życiu bywa, wszystko ma swoją cenę. Marcyśka wprowadziła się do swojej dalekiej ciotki – zrzędliwej starej panny, hipochondryczki, egocentryczki i ogólnie... okropnie wrednej baby. Wrednej baby, która od razu uczyniła z Marcyśki swoją służącą. Pranie, gotowanie, sprzątanie, zakupy, przygotowywanie leków, spełnianie zachcianek – oto nowa rzeczywistość dziewczyny. Marcyśka jednak każdego dnia powtarza sobie, że jeszcze tylko trochę. Byle do studiów. A później akademik i upragniona wolność. Los ma jednak wobec niej inne plany. Oto pewnego dnia wredna ciotka umiera, a mieszkanie zapisuje w spadku właśnie... Marcyśce. Wbrew „dobrym radom” jej ojca dziewczyna decyduje się zamieszkać sama i dalej konsekwentnie realizować swój plan. Wie bowiem, co się stanie, kiedy ulegnie namowom rodziny i pozwoli sprzedać lokal, a pieniądze przeznaczyć na założenie sklepu w Miąsowej. Zbyt dobrze zna swojego agresywnego ojca, który zawsze uważał jej ambicje za głupie. Zbyt dobrze zna swoją zastraszoną matkę. Zbyt dobrze zna rzeczywistość... Marcyśka zostaje zatem w Krakowie, a jej życie wkracza na nowe tory. W ogóle wszystko wydaje się nagle nowe i obleczone w nieznane barwy. Nowa jest przyjaciółka – Anka. Nowi są kumple – Bebeś i Iz. Nowy jest również „prawie-chłopak” Olaf – porządny i odrobinę nudny student. Nowa jest też ta dorosłość, która tak nagle na nią spadła. Czy Marcyśka weźmie się za bary z życiem? Czy będzie potrafiła poukładać swoje sprawy i osiągnąć wymarzony spokój wewnętrzny? I czy przekona się wreszcie, jak to naprawdę jest z tymi... złymi dziewczynami?

 

Beata Ostrowicka pisze o dorastaniu z wielkim wdziękiem, a jednocześnie nie stara się w żaden sposób kolorować rzeczywistości. Nie ukazuje grzecznych dziewczynek, które prosto po szkole gnają do domu, żeby odrobić lekcje, nie znają smaku alkoholu i nigdy w życiu nie miały w ustach papierosa. A z seksem czekają do ślubu... Ani Marcyśka, ani Anka nie są grzecznymi dziewczynkami. Popełniają błędy, robią głupoty, ulegają negatywnym emocjom, chodzą na wagary, źle mówią o swoich rodzicach... Zdarza im się pić alkohol. Zdarza im się uprawiać seks. Zdarza im się wyrzucać z siebie ostre, krzywdzące słowa. Mimo to próbują walczyć. Chcą wyjść na ludzi. Usiłują nauczyć się odpowiedzialności, podejmowania właściwych decyzji, a także... rozpoznawania dobra i zła. Nikt nie podaje im na tacy gotowych rozwiązań. Obie napatrzyły się również na nieciekawe wzorce w swoich rodzinnych domach. I tym sposobem opowieść o młodych licealistkach staje się również po części opowieścią o złych rodzicach, którzy – choć zawsze pozostają gdzieś na offie – także są niedojrzali, nieodpowiedzialni i mają siano w głowie. Dziewczyny zatem smakują rzeczywistości metodą prób i błędów. Zawsze jednak dużo myślą. Nie są bezrefleksyjne, nie są też głupie. I mają prawdziwe, z życia wzięte problemy, z którymi mierzą się każdego dnia. A rodzinny ostracyzm, niskie poczucie własnej wartości, nadmierny indywidualizm, wykluczenie, samotność, niesprawiedliwe oceny czy wyrzuty sumienia to niekiedy zbyt wiele, jak na młode, nie do końca jeszcze silne i wyrobione barki. 

 

Zła dziewczyna to powieść, po którą powinien sięgnąć każdy, niezależnie od tego, na jakim etapie życia obecnie się znajduje. Z odrobiną przekory powiem nawet, że powinni ją przeczytać zwłaszcza rodzice. Nie po to, by się edukować i szukać rad, jak postępować ze swoimi nastoletnimi dziećmi. Powinni ją przeczytać po to, by lepiej poznać ich sposób myślenia, ich dylematy i problemy. By przypomnieć sobie, że w szkole też trzeba umieć przetrwać. By na nowo pojąć, jak to jest, kiedy ogląda się rzeczywistość przez rozedrgany filtr, kiedy wszelkie pojęcia dobra, zła, moralności, odpowiedzialności dopiero krystalizują się w głowie. Beata Ostrowicka potraktowała temat z ogromnym wyczuciem i wrażliwością. Zła dziewczyna to naprawdę znakomita powieść. Napisana żywym, przepysznie kolokwialnym językiem, poruszająca, wciągająca, mądra i autentyczna. Jak już wspomniałam – dla każdego. Absolutnie dla każdego!      

      

 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież