"Krew, pot i łzy" Carla Mori (Oficynka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 22, kwiecień 2013 19:11
- Autor: Katarzyna Pessel
Przeczucia rzadko kiedy bierze się poważnie, przecież nie wypada wierzyć w zabobony. A kiedy już coś ma miejsce, również trudno przyznać się, że "czuło" się, iż to co właśnie wydarzyło się, wcześniej było przewidziane. Spychane gdzieś w zakamarki umysłu i tak przypominają o sobie w najmniej spodziewanym momencie. Klara Wasowska ma inne rzeczy na głowie, niż rozmyślanie nad dziwnymi snami, po pierwsze napisanie artykułu, po drugie dość skomplikowane sprawy rodzinne, a po trzecie zmianę, jaka lada moment zmieni wszystko w jej życiu. Spotkanie z przyjaciółką - Zuzanną Bachledą sprawia, że na tę listę trafia kolejny punkt - dochodzenie w sprawie śmierci pary kochanków. Temat jak najbardziej dla Klary i dający jej wiele możliwości, szczególnie, że prokurator nadzorująca śledztwo to właśnie Zuzanna. Wyłączny dostęp pozwala być nie tylko na bieżąco w rozwoju wypadków, lecz i stanowić aktywne ogniwo. Co wydarzyło się w pokoju hotelowym o numerze sześćset piętnaście?
Kolejna śmierć ma jeszcze bardziej niejasne tło, wydaje się, aż nieprawdopodobna, lecz jednak miała miejsce i dotyczy kogoś kto jest znany Bachledzie.
Coś się dzieje w Częstochowie i nie jest to nic dobrego, wręcz przeciwnie, a anonimy podrzucane pani prokurator tylko dodatkowo wprowadzają, do i tak już napiętej atmosfery, groźne elementy. Kim jest morderca i jaki jest jego motyw? Zabójstwa są całkiem różne, nie mające punktu wspólnego, bez wyraźnej przyczyny, ale czy na pewno? Klara zauważa to, co nikt inny nie dostrzegł, pewien detal powtarzający się na miejscu zbrodni. Przypadek czy faktyczny czynnik, którego brakowało śledczym? Jeżeli połączyć go z tym co mówi świadek oraz listami z pogróżkami, powstaje niezwykłe źródło zbrodniczych działań. Klarze po raz kolejny przypominają się słowa babci i koszmar, jaki miała pierwszej nocy w częstochowskim hotelu. Zaufać intuicji czy nadal brać udział w niecodziennym dochodzeniu? Kiedy interesujący temat sam wchodzi w ręce, kto zrezygnowałby z takiej okazji? Na pewno nie dobry dziennikarz, który wie, że takie szanse nie pojawiają się zbyt często. Przeczucia w takich momentach trzeba odsunąć na bok i zająć się tym, co właśnie ma miejsce. Szczególnie, że informacje od pewnych osób stawiają sprawę w dość intrygującym świetle. Symbol Częstochowy nagle zyskuje całkiem inne znaczenie, pytanie tylko: czy w nie uwierzyć?
Śledztwo dziennikarskie i policji zmierza w podobnym kierunku, ale niektórzy nie traktują zbyt poważnie zdobytych wiadomości, inni wprost przeciwnie, a zagrożenie czai się bliżej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Kto ma rację i jak odkryć prawdę? Komuś grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, tam gdzie wiara spotyka się z fanatyzmem, rzeczywistość ma całkiem inne oblicze niż wszystkim się wydaje. Prawda, kłamstwo i religia czasem mają punkt wspólny i jest nim człowiek, który dla osiągnięcia celu nie cofnie się przed niczym.
"Krew, pot i łzy" to nie jedynie kryminał i nie tylko thriller, pomiędzy tymi dwoma gatunkami znalazło się jeszcze miejsce dla elementów horroru. Autorka od pierwszych stron wprowadza niepokój i mroczny klimat, który wraz z rozwojem fabuły przybiera na sile. Sensacyjny wątek okazuje się punktem wyjścia dla historii, mającej jeszcze drugie oblicze, w jakim spotykają się ludzkie zaślepienie prowadzące nie tylko do zbrodni, ale i do zawładnięcia umysłem człowieka. Gdzie w tym wszystkim miejsce dla grozy? Tam gdzie krew używana jest jako symbol, pot pojawia się na czole podczas ucieczki, wydającej się nie mieć końca, a łzy są wyrazem bezsilności wobec tego, czego właśnie jest się świadkiem. I tutaj słowo horror jest jak najbardziej właściwe. Połączenie kilku gatunków w wykonaniu Carli Mori daje nieprzewidywalną opowieść z finałem, w jakim wszystko jest możliwe, nawet to co miało miejsce podczas koszmarnego snu, jednak czy faktycznie będzie on taki?
Początek i koniec łączy człowiek, od niego wszystko się rozpoczęło i na nim się skończy, lecz czy na pewno? Może zakończenie tej historii jest całkiem inne niż się wydaje...?