"Bestariusz słowiański" Paweł Zych, Witold Vargas (BOSZ)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 14, kwiecień 2013 16:46
„Bestiariusz słowiański” (opublikowany przez wydawnictwo BOSZ) to książka dwóch autorów, Pawła Zycha i Witolda Vargasa. Pierwszy z autorów odpowiedzialny był za tekst i koncepcję graficzną, zaś drugi stworzył niezwykłe ilustracje obrazujące poszczególne postacie. Gdy dowiedziałam się o tej książce, poczułam ogromne pragnienie jej posiadania. Od bardzo dawna interesuje się mitologią słowiańską, więc tematyka tej literatury jest mi bardzo bliska. Szczególną uwagę zwróciłam na okładkę książki, bowiem ona sama w sobie jest niezwykle interesująca. Słyszałam negatywne uwagi, że jest zbyt pomarańczowa, zbyt prosta graficznie (tu nie mam nic do zarzucenia, czytelnik w pierwszej kolejności koncentruje się na ilustracji) i ogólnie taka dziwna (cała książka jest zresztą „inna” w pozytywnym znaczeniu).
Na okładce znajduje się Gumiennik oraz chyba Krasnoludek, który swoim lekko cynicznym uśmiechem zaprasza do zagłębienia się w świat stworów, potworów i innych mar. Kartki książki, stylizowane są na tak zwany stary papier i urzekły mnie od pierwszego dotknięcia. To nie są najcieńsze strony z lichego papieru, ale porządne, o specyficznym zapachu karty. Na każdej znajduje się krótki tekst o danej postaci wraz z rysunkiem. I tu przechodzę do najważniejszej części tej recenzji, a mianowicie do treści bestiariusza. Paweł Zych w zwięzły sposób wskrzesił uśpione lub kryjące się przed nowoczesnością skrzaty, wodniki, rusałki i inne demony. Liczne ciekawostki, informacje prawie „naukowe” rozpalają wyobraźnię czytelnika, a w połączeniu z genialnymi ilustracjami pierwszego z autorów i Witolda Vargasa, stanowią wspaniały duet. To nie jest książka dla wszystkich czytelników (szczególnie nie dla dzieci, mój syn określił ją jasno: „to jest straszna książka”) ale te osoby, które mają chęć lub interesują się dawnymi wierzeniami, odnajdą się wśród tych stron. Podziwiając każdą postać, miałam wrażenie, że one zerkają na czytelnika, szelmowsko lub okrutnie szczerzą kły, a wreszcie próbują wydostać się z tych kart (na przykład Bezkost, obrzydliwy podgatunek wampira, który próbował przeciskać się przez najmniejsze szczeliny i docierać do ukrywających się ludzi). A takie odczucia miałam dzięki rysunkom wspomnianych autorów, gdyż Witold Vargas wraz z Pawłem Zychem mistrzowsko uzupełnili podane wiadomości własnymi wyobrażeniami fantastycznych istot. Niektóre postacie narysowane są wielką precyzją i dbałością o szczegóły, zaś inne złożone z licznych, chaotycznych, mocnych kresek tworzą całość potwora wzbudzającego w najlepszym przypadku niepokój (świetnym przykładem jest Cmentarna Baba lub Strzyga). Przy każdej ilustracji musiałam zatrzymać się na dłuższą chwilę, gdyż swoim dziwnym urokiem urzekły mnie i nie pozwoliły na powierzchowne zapoznanie się z książką.
Z zainteresowanie przeczytałam wywiad z Pawłem Zychem i jego odpowiedzi na pytania związane z polską demonologią. Faktycznie, słowiańska kultura ludowa jest słabo znana, szczególnie niedoceniania. Powstało wiele książek opartych na wierzeniach germańskich lub celtyckich, a w naszej rodzimej literaturze brakowało pozycji nie tylko atrakcyjnie wizualnej ale udowodniającej, że te słowiańskie diabły, strzygi, mierniki, liczne baby (od wodnych po grochowe) stanowią bogate źródło inspiracji oraz wiedzy o przodkach zamieszkujących te ziemie. Choć dziś mało kto słyszał o Gnieciuchu (a pewnie nieraz większość odczuła jego obecność), o Mamunie lub Marudzie (a to był częsty gość i powód nadmiernego płaczu małych dzieci), to takie postacie były „żywe” w dawnej kulturze i niejedne przetrwały, ale w zmienionej formie, pod inną nazwą albo znaczeniem. Bestiariusz pozwala czytelnikom na bliższe zapoznanie się z tymi potworami, wzbogacenie własnej świadomości i spojrzenie na współczesną rzeczywistość przez pryzmat dawnej słowiańskiej codzienności przodków. I cóż, po lekturze zaczęłam się zastanawiać, czy może mój kot nie jest Chochlikiem bądź Gumiennikiem.