• Skocz do głównej treści strony
  • Skocz do menu nawigacyjnego i logowania

Nawigacja i wyszukiwanie

Nawigacja

  • Wywiady
  • Recenzje
  • Patronaty
  • O książkach, autorach i nie tylko...
  • Spotkania autorskie
  • Redakcja

Szukaj

Click for: Promotional Hats
Jesteś tutaj: Home

Filmowe CPA

Przeglądaj

  • Aktualności
  • Recenzje
  • Wywiady
  • Patronaty
  • O książkach, autorach i nie tylko...
  • Spotkania autorskie
  • Konkursy
  • Blog
  • Partnerzy
  • Pliki do pobrania
  • Redakcja
  • Wasza twórczość
  • Mapa strony
  • Polityka prywatności

Ostatnio komentowane

  • Patronat naszego portalu - "Wspomnienia w kolorze sepii" Anny J. Szepielak. Wydawnictwo Nasza Księgarnia. (15)
  • Wywiad z Karoliną Wilczyńską, autorką m.in. "Anielskiego kokonu" (46)
  • Wywiad z Marią Ulatowską, autorką m.in. "Kamienicy przy Kruczej" (48)

Odwiedza nas

Odwiedza nas 102 gości oraz 0 użytkowników.

Aleksandra Szarłat "Celebryci z tamtych lat" (Znak)

  • Drukuj
Szczegóły
Kategoria: Recenzje
Utworzono: wtorek, 02, wrzesień 2014 11:08
Obecnie celebryci kojarzą się nam z większymi lub mniejszymi skandalami, portalami plotkarskimi, wypadkami samochodowymi i czasami kompromitującymi fotografiami w internecie. Gwiazdy i gwiazdki są obecne, tuż obok, stały się elementem krajobrazu, czymś powszechnym, a może przez to i czasami niezauważalnym, żeby nie powiedzieć, że bez większej wartości.
 
Gwiazdy z czasów PRL-u miały całkiem inny blask, a może i wymiar. Nie były łatwo dostępne, nie można było ot tak, pooglądać sobie ich zdjęć, a i wiadomości do szarego człowieka nie dochodziły zbyt szybko, a jeśli nawet to nie było żadnej gwarancji, że prawda to jest, a nie spreparowany news, przepuszczony przez cenzurę. Dlatego materiał dowodowy, który w swej książce zawarła Aleksandra Szkarłat, stanowi gratkę nie lada dla wszystkich tych, którzy uwielbiają anegdoty, ploteczki, kawałek historii i obraz tamtych "pięknych dwudziestoletnich" a czasami "szpetnych czterdziestoletnich". 
 
"Celebryci z tamtych lat" fundują nam wycieczkę do czasów, kiedy swe pierwsze aktorskie kroki stawiali Daniel Olbrychski, Zbigniew Cybulski, Kalina Jędrusik, Elżbieta Czyżewska, Stanisław Mikulski, Jan Nowicki, Andrzej Łapicki. Kiedy Tyrmand pisał "Złego", kiedy Hłasko zdobywał pisarskie szlify pod opieką Stefana Łosia, szefa wrocławskiego Związku Literatów Polskich, kiedy Agnieszka Osiecka "spadkobierczyni skamandrytów" zapisywała knajpiane serwetki kolejnymi utworami.
 
Czytając o ich życiu, a także wielu innych ludzi związanych ze światem filmu, teatru i literatury, żyjących w Polsce komunistycznej nasuwa się jeden wniosek. Ich codzienność to była jedna wielka balanga. Szlak celebrycki, obejmujący warszawską "Kameralną", kawiarnię PIW-u przy Foksal, kawiarnię Czytelnika przy Wiejskiej, kawiarnię i stołówkę Związku Literatów, hotel Bristol, basen Legii, wreszcie SPATiF. Kluby, stołówki, restauracje. Wszyscy tam "bywali", życie toczyło się od knajpy do knajpy. Niekiedy towarzystwo lądowało w wiecznie otwartym mieszkaniu Dygata i Jędrusik, ale nie każdy mógł tam się pojawić. Przyjęcie do domu gospodarzy było wielką nobilitacją i wszyscy tego pragnęli. Dobrze też było pokazać się w Sopocie i w Kazimierzu Dolnym. Artyści z tamtych lat robili wszystko, aby w jakiś sposób pokolorować tę szarą rzeczywistość, w której przyszło im żyć. A robili to najczęściej za pomocą alkoholu. Bo wówczas pili wszyscy. Bez wyjątku. Bo zgodnie z tym, co napisał Kisiel w jednym ze swoich felietonów "Polsko, bądź mniej nudna!", ograniczeni przez ustrój, zasady i zaściankowość artyści znaleźli swój własny sposób na zmianę. 
 
Książka Aleksandry Szarłat to pełna humoru retrospekcja, ukazująca znanych i lubianych, zdolnych, zagubionych, niszczących siebie i innych, szukających szczęścia, zazdrosnych, szalonych ludzi, którym przyszło żyć w nader trudnych czasach. I jedni umieli odnaleźć się w tej niesprzyjającej wolnym duszom rzeczywistości, inni niestety nie. 
Lektura nader interesująca, zabawna, ciekawa, z niekiedy dużą nutą refleksji, jaka pojawia się u czytającego. Kawał dobrego dokumentu, napisanego językiem dynamicznym, nieprzegadanego i od początku do końca wciągającego. Polecam.

 

 
 
Dodaj komentarz

Maria Ulatowska i Jacek Skowroński "Autorka" (Prószyński i S-ka)

  • Drukuj
Szczegóły
Kategoria: Recenzje
Utworzono: poniedziałek, 01, wrzesień 2014 17:32

Maria Ulatowska i Jacek Skowroński to autorzy, których nie trzeba czytelnikom specjalnie przedstawiać. Ulatowska stworzyła kilka znakomitych powieści obyczajowych i dała się poznać jako kreatorka magicznego nastroju i wciągających fabuł, Skowroński zaś napisał kilka mrożących krew w żyłach kryminałów, z wartką akcją i misternie skonstruowaną intrygą. Tym razem Ulatowska i Skowroński występują w charakterze duetu. Autorka to ich wspólne pisarskie dzieło. Jaki jest efekt? Dość... hm... dziwny. 

Justyna Sobolewska jest kobietą po przejściach. Została zdradzona, rozwiodła się i... napisała książkę, którą z miejsca przyjęto do druku. Obecnie tytułowa „autorka” tworzy swoją kolejną powieść i prowadzi spokojne, choć dość samotne, życie. Sporo pracuje, jeździ na spotkania autorskie, odnosi sukcesy zawodowe. Nad głową Sobolewskiej zaczynają się jednak gromadzić czarne chmury. Za pośrednictwem Facebooka przychodzą do niej wiadomości o osobliwej treści od niejakiego Maksa Barona, a kolejne jej czytelniczki giną tragicznie – od strzału oddanego z broni palnej. Przy zwłokach kobiet policja odnajduje papierowe łódeczki, które stają się „znakiem firmowym” mordercy. Seryjnego, rzecz jasna. A przynajmniej wszystko na to wskazuje. Do Justyny Sobolewskiej dociera wreszcie, że ona sama również może paść ofiarą psychicznie niezrównoważonego przestępcy. Sprawa „seryjnego” trafia do rąk nadkomisarza Piotra Zawady, który wraz z policyjną profilerką – Eweliną Zaczeską – usiłuje przeniknąć motywy sprawcy i dotrzeć do jego chorego, szalonego umysłu. Zadanie jest niełatwe, zwłaszcza, że zarówno Zawada, jak i Zaczeska mają swoje własne problemy. I tajemnice...

Muszę przyznać, że po powieści Autorka wiele sobie obiecywałam. Wiele dobrego. Po pierwsze skusił mnie interesujący temat. Po drugie skusił mnie duet autorski. Po trzecie – wydawnictwo, znane z publikowania raczej wartościowych pozycji. Muszę również przyznać, że Autorka odrobinę mnie rozczarowała... I piszę to z wielką przykrością, miałam bowiem nadzieję na fajerwerki i najlepszego szampana z truskawkami, a otrzymałam... zimne ognie i rosyjskie Igristoje. Wiem, że przy zimnych ogniach i Igristoje też można się nieźle bawić, nie jest to zatem tak do końca przytyk. A jednak mogło być lepiej. Powiem więcej – mogło być milion razy lepiej, kiedy do klawiatury usiadły takie osoby, jak Ulatowska i Skowroński, którzy naprawdę potrafią pisać. Potrafią bardzo dobrze. Tutaj, w Autorce, również widać ich kunszt, mimo to powieść jest fabularnie mocno chaotyczna. Niezwykle trudno stworzyć pisarskie dzieło w duecie tak, by w żadnym miejscu na tej misternie zaprojektowanej kreacji nie było widać szwów. Kilka tygodni temu miałam okazję czytać Cienie na jeziorze Amneris Magelli i Giovanniego Cocco i uważam, że właśnie im udało się to koncertowo. Widać tam spójność, jedność myśli i genialną konstrukcję fabularną, której tutaj, w Autorce, bardzo mi brakuje. Autorka to książka zbudowana z nierównych literacko skrawków, momentami fabularnie niespójna, w której – co jest jej największym minusem – brakuje silnego, wyrazistego głównego bohatera. Z początku wydaje się, że będzie nim tytułowa „autorka”, Justyna Sobolewska, później – nadkomisarz Zawada, jeszcze później – profilerka, a jeszcze później... sama już nie wiedziałam, o kim właściwie jest ta książka. Nie mam nic przeciwko tzw. bohaterowi zbiorowemu, ale pod warunkiem, że jego powieściowe bytowanie ma głębszy sens. A tymczasem nie pojmuję, w jakim celu pojawia się w Autorce Marianna Jodełka czy Krzysztof Wolański, którzy mają swoje przysłowiowe pięć minut i słuch po nich ginie. Czy te postaci miały wzbudzać podejrzenia, dezintegrując w ten sposób narrację? Wspaniale. Szkoda tylko, że nikt ich tak naprawdę o nic nie podejrzewa... Nie rozumiem również, czemu służył „epizod gdański” nadkomisarza Zawady. Do końca żywiłam nadzieję, że ów rozdział ma jakikolwiek związek z głównym wątkiem, ale okazał się zwykłym ślepym zaułkiem. Element charakterystyki postaci? Być może, niech i tak będzie. Wielka szkoda, że pełen niedopowiedzeń i semantycznych luk. I na koniec najlepsze – wyleję do końca moje prywatne wiadro jadu i miejmy już to z głowy, bo zwyczajnie, po ludzku, nie mogę się powstrzymać... Dlaczego, do licha ciężkiego, „Justyna” Sobolewska bywa również okazjonalnie zwana „Joanną”? I to niejednokrotnie? Ja rozumiem, Sienkiewicz także mylił imiona swoich bohaterów i Zagłoba raz jest u niego Janem, raz Onufrym, a jednak Trylogia ma miliony stron, podczas gdy Autorka niewiele ponad czterysta...

A teraz, skoro moje prywatne wiadro jadu stoi nareszcie puste, można napisać coś miłego. Bo Autorka ma również sporo autów, o których grzechem byłoby nie wspomnieć, a które sprawiają, że książkę, mimo fabularnych niedociągnięć, czyta się z przyjemnością. Powieść jest stylistycznie dopracowana, a autorzy zdecydowali się na połączenie narracji pierwszoosobowej z trzecioosobową, co okazało się ciekawym zabiegiem i skutecznie ograniczyło wiedzę czytelnika, prowadząc go na interpretacyjne manowce. Interesujący jest również sam koncept fabularny (niejednej czytelniczce-pisarce przejdą ciarki po plecach podczas lektury) oraz bohaterowie. Jak już wspomniałam, brakuje tutaj jednego, wyrazistego „protagonisty”, mimo to galeria zaprezentowanych postaci przedstawia się nader barwnie i niebanalnie. Każdy ma coś do ukrycia, pielęgnuje tajemnice, nie daje się do końca poznać, nie budzi całkowitego zaufania. Takich bohaterów najtrudniej wykreować i o takich najprzyjemniej się czyta. Zwłaszcza kobiety są tutaj warte poznania: Justyna Sobolewska, Ewelina Zaczeska i Katarzyna Karwowska – vel „Katiusza” – policjantka z problemami. Szczególnie jednej z nich sugeruję przyjrzeć się uważnie. Kto czytał, ten wie dlaczego... 

Warto zatem sięgnąć po powieść Ulatowskiej i Skowrońskiego, by przekonać się, jakie tajemnice skrywają bohaterowie i kto próbuje osaczyć tytułową, poczytną pisarkę. Jestem pewna, iż mimo pewnych niedociągnięć na poziomie konstrukcji fabularnej, wielu czytelnikom Autorka przypadnie do gustu. Mam nadzieję, że jeśli w przyszłości Ulatowska i Skowroński ponownie zdecydują się skrzyżować klawiatury, ich kolejna powieść będzie po prostu bardziej dopracowana i doszlifowana. Ja z pewnością  na taką liczę. I sięgnę po nią bez chwili wahania. Bo ufam im, mimo wszystko.  

 

 

Dodaj komentarz

Rekrutacja zakończona :)

  • Drukuj
Szczegóły
Kategoria: Recenzje
Utworzono: poniedziałek, 01, wrzesień 2014 12:30
Serdecznie dziękujemy za wszystkie zgłoszenia i podesłanie ciekawych tekstów. Wybór był trudny, dlatego też zdecydowaliśmy się przyjąć do naszej puli recenzenckiej aż pięć osób. I są to:

Barbara Zając
Katarzyna Stec
Agnieszka Trześniewska
Kamila Krain
Michał "Michu" Wysocki

Wielkie gratulacje, witamy w naszym zespole, niech się ciekawie czyta i jeszcze ciekawiej pisze!

Pozostałym osobom także serdecznie dziękujemy, zachowamy Wasze propozycje na przyszłość :)
 

 

Dodaj komentarz

REKRUTACJA

  • Drukuj
Szczegóły
Kategoria: Recenzje
Utworzono: piątek, 29, sierpień 2014 08:49

Uwaga!!!

Nasz portal potrzebuje nowych, prężnych, lubiących

czytać i pisać o tym recenzentów.  

 

Zgłoszenia zawierające:


- imię i nazwisko


- adres bloga


- próbki tekstów lub linki do nich


- krótki biogram


proszę przesyłać na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript. z

dopiskiem "KOCHAM CZYTAĆ"

Do naszego zespołu przyjmiemy trzy osoby.

:))))

Dodaj komentarz

Iwona Banach "Lokator do wynajęcia" (Nasza Księgarnia)

  • Drukuj
Szczegóły
Kategoria: Recenzje
Utworzono: czwartek, 28, sierpień 2014 10:58

W mediach przeważają informacje smutne, szokujące, zatrważające, a przynajmniej niepokojące.  Wokół nas rozgrywają się dramaty i tragedie. Toteż dla psychicznej równowagi potrzebujemy - jak kania dżdżu - humoru, odprężenia, śmiechu. Dobra komedia bywa nieraz na wagę złota. Rozrywki szukamy w kinie i telewizji, ale i literatura ma nam do zaoferowania ubaw po pachy. Już się przekonałam, że Iwona Banach potrafi napisać fajną komedię („Szczęśliwy pech”), więc bez  wahania sięgnęłam po świeżutką książkę tej autorki. Tym razem też była to beczka śmiechu.


Miśka - pomysłowa, odważna i nieźle zakręcona dziewczyna, opiekuje się na zlecenie domami, których właściciele wyjechali. Tym razem zawitała do Zawilca koło Zakopanego. Towarzyszy jej Noldi - potężnej postury, romantyczny polonista, który boi się pająków i niemal własnego cienia.  Dom okazuje się być „nawiedzony”, wyjący wisielec to pestka, w porównaniu z tym, że coś w kuchni rzuca nożami, bałagan sam się robi, a dookoła posesji powstają podejrzane podkopy i pojawiają się zwłoki. Nigdy nie wiadomo, co lub kto zza węgła wyskoczy, co się wydarzy. Oprócz zajmowania się domem, Miśce polecono „mieć oko” na dwie starsze panie, ciotki właściciela nieruchomości. Kobiety bynajmniej nie były zgrzybiałymi babciami, a skoro mowa o grzybach, to miały one po ich degustacji pewne doświadczenia z fioletowymi smokami... Wszak „wesołe jest życie staruszka”! Nina i Bella ciągle szukały urozmaicenia swej egzystencji, a przy tym były szczwane jak lisy, w ich sąsiedztwie nikt nie miał prawa się nudzić, a policja  - w osobie lokalnego stróża prawa Józka i (cytuję) - „dupka z Krakowa” - miała pełne ręce roboty.  Morderstwo, porwanie, próba kradzieży, podszywanie się pod kogoś, poszukiwania skarbu, a wszystko to w zwariowanym towarzystwie.  Słowem - mętlik i galimatias. Do tego na dokładkę tajemnicza Witka, herszt-baba Maryśka, stolarz Andrzej (najbardziej „normalny” z całego towarzystwa) oraz dwa specyficzne psy: ogromny nowofunland, Kruszynka i piekielny york, Pańcia. Dużo się działo, gagi i dialogi sprawiały, że nie tylko często się uśmiechałam, ale i chichotałam w głos i chyba nigdy nie zapomnę „zasad” zgniłych ziemniaków w sierpniu albo „boryło”.

 

W serii „Babie Lato” ukazują się powieści pogodne, romantyczne,  pełne ciepła, humoru, wzruszeń.  Ten cykl cechuje różnorodność,  posiada też wspólny mianownik Przeważają historie obyczajowe, ale i w nich nie obywa się bez śmiechu. Niektóre idą bardziej w stronę humorystyczną.  
„Lokator do wynajęcia” to przezabawna komedia, tylko momentami romantyczna, ze zwariowaną akcją, happy endem i plejadą nietuzinkowych postaci. Trochę to taki „horror na żarty” w góralskiej scenerii. Świetny antydepresant! Ta powieść powinna być przepisywana zamiast „Valerin Forte”!!!

Moim zdaniem, nie ma lepszej metody na poprawę nastroju, niż powieści spod znaku „Babiego Lata” ze szczególnym uwzględnieniem pióra Iwony Banach. Poproszę o napisanie kolejnej!

 

Dodaj komentarz

Alina Krzywiec "Kolebka. Teraz. Kiedyś. Później." (Prószyński i S-ka)

  • Drukuj
Szczegóły
Kategoria: Recenzje
Utworzono: niedziela, 24, sierpień 2014 10:58

Pod koniec ubiegłego roku Alina Krzywiec z triumfem wkroczyła na polski rynek wydawniczy swoją powieścią Długa zima w N. A Długa zima – portret współczesnej, małomiasteczkowej madame Bovary, książka kontrowersyjna, bulwersująca i prowokacyjna – stanowiła debiut tak udany, że autorka postawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Ja również z niecierpliwością wyglądałam kolejnej powieści Aliny Krzywiec. I wiele sobie po niej obiecywałam. Czy Kolebka spełniła moje oczekiwania? Spełniła. Ale zupełnie nie tak, jak to sobie wyobrażałam...

Marta Żółkiewska ma dwadzieścia siedem lat, jest wykształcona, zna języki obce, pracuje w irlandzkim call center i mieszka ze swoim chłopakiem w Warszawie, w wynajętym pokoiku o klaustrofobicznej powierzchni. Dziewczyna przeżywa właśnie osobistą tragedię – jej dziecko urodziło się przedwcześnie i zmarło, a ona usiłuje postawić siebie i swoje życie z powrotem do pionu. I wtedy Marta niespodziewanie otrzymuje list od babci, której nie widziała od dobrych kilku lat. Sędziwa Flora Żółkiewska składa interesującą propozycję – przepisze na wnuczkę piękny poniemiecki dom z całym dobrodziejstwem inwentarza, jeśli ta zdecyduje się wrócić do domu. Do Starego Zamku. Do przeszłości. Do wspomnień i do swojego poplątanego, zagubionego w meandrach historii i zupełnie niepewnego dziedzictwa. Marta przełyka strach i wraz z chłopakiem, Marcinem, wyruszają na zachód, do prowincjonalnego Starego Zamku, położonego przy granicy z Niemcami. A tam ich życie wywraca się do góry nogami. Babcia Flora, emerytowana nauczycielka języka polskiego, zachowuje się jak gdyby nigdy nic, a jednak jest w niej coś tajemniczego, obcego... kontrowersyjnego? Marta zaczyna ulegać ponownej fascynacji babcią Florą, Marcin znajduje intratne zajęcie i oboje powoli wtapiają się w stare-nowe otoczenie. A jednak wycieczka do krainy dzieciństwa i błogie wspomnienia związane ze starą jabłonką, stawem pełnym ryb i ukochanym, nieżyjącym już dziadkiem to nie wszystko. Marta zaczyna na nowo drążyć historię własnej rodziny i stopniowo dowiaduje się prawdy. O sobie, o swoim pochodzeniu, o swoich genach, a przede wszystkim o babci Florze i jej tajemnicy, którą starsza kobieta ukrywała przez całe dziesięciolecia...

Alina Krzywiec swoją drugą powieścią bardzo mnie zaskoczyła. Po Długiej zimie w N. postanowiła stępić nieco pióro (a pewnie i pazury) i stworzyć ciepło-zimną, słodko-gorzką opowieść o emocjonalnym dojrzewaniu. O tym, co tak naprawdę kształtuje człowieka, co jest wypadkową genów, a co efektem wychowania i zaszczepionych wartości. Co jest efektem wspomnień, przeżytych doświadczeń, zasłyszanych słów i przetrawionych emocji. A także o tym, co człowiek może zrobić, by zwrócić własne życie na właściwe tory, napisać swoją osobistą historię tak, by każda karta warta była przeczytania. Kolebka to książka oparta na dość ryzykownym schemacie podróży w rodzinne strony, która staje się dla bohatera jednoczesną podróżą w głąb siebie, refleksyjną introspekcją, poszukiwaniem odpowiedzi na fundamentalne pytania. Dlaczego ryzykownym? Odpowiedź jest prosta. Ryzykownym, bowiem bardzo już... wytartym, żeby nie powiedzieć oklepanym. Napisano przecież dziesiątki, jeśli nie setki książek o tym, jak to ktoś bardzo zagubiony i z problemami wraca w rodzinne strony lub też ucieka z wielkiego miasta na prowincję, by tam odnaleźć sens życia. No dobrze, stwierdziłam fakt, a jednak moja wrodzona złośliwość nie dostanie dzisiaj pożywki. Nie mogę poużywać sobie na powieści Aliny Krzywiec. A wszystko dlatego, że... Jest coś w pisarstwie Krzywiec, co każe mi mieć szacunek do jej kunsztu. I do jej talentu, który niewątpliwie posiada. I tutaj, w Kolebce, po raz drugi daje popis swoich możliwości. Nawet z tak wyeksploatowanego schematu fabularnego potrafi wycisnąć nową jakość, ująć temat w sposób oryginalny, spojrzeć na niego świeżym okiem i obrobić na własną modłę. Z wielkim wdziękiem. Kolebka jest znakomicie napisana i skonstruowana, obfituje w mądre refleksje,  a bohaterowie są żywi do szpiku kości. Zwłaszcza Marta. Niby zagubiona, zdruzgotana osobistą tragedią, zaplątana w historię własnej rodziny, niepewna jutra, niepewna nawet tego, czego sama chce, a jednak... w jakiś sposób silna. Zdeterminowana, by ułożyć sobie życie. Zdolna do tego, by pomimo przeciwności losu zwlec się z łóżka i usmażyć powidła śliwkowe. I przede wszystkim... z poczuciem humoru! Poczuciem humoru, które nie opuszcza jej nawet w najsmutniejszych, najdziwniejszych i najbardziej popapranych sytuacjach. Takie bohaterki mi się podobają. Takie polubiłabym zapewne w prawdziwym życiu, nawet jeśli sama dżemu za cholerę nie usmażę...

Swoją drugą powieścią – Kolebką – Alina Krzywiec udowadnia, że jest autorką wszechstronną i świetnie czuje się w różnej stylistyce. Po Długiej zimie w N. spodziewałam się, że znowu będzie kąsać, a tymczasem uraczyła mnie opowieścią krzepiącą w wymowie, wciągającą, mądrą, jednocześnie wzruszającą i skrzącą się od niebanalnego poczucia humoru. Właśnie! Wzruszającą i zabawną jednocześnie. Dzięki Kolebce ja, zimna, czepialska filolożka, do literatury podchodząca z zawodową, złośliwą wnikliwością, przypomniałam sobie po raz kolejny, po co właściwie potrzebne nam książki. Nie tylko po to przecież, by drażnić synapsy i zachwycać językową ekwilibrystyką. Również po to, by działać na emocje. By przypominać nam o podstawowych ludzkich odruchach. Takich, jak choćby śmiech i płacz. Podczas lektury Kolebki doświadczyłam jednego i drugiego. I za to autorce dziękuję.          

 

Dodaj komentarz

Joanna Jax "Dziedzictwo von Becków" (Videograf)

  • Drukuj
Szczegóły
Kategoria: Recenzje
Utworzono: piątek, 22, sierpień 2014 09:54

Zaczyna się zupełnie prozaicznie. Czasy obecne. Oto w opuszczonym domu zostają odnalezione zwłoki mężczyzny o nieustalonej tożsamości. Widać, że denat był zamożny, raczej nic nie wskazuje na jakieś gangsterskie porachunki, może to napad rabunkowy? Piotr "Dragon" Dragoński przyjeżdża na miejsce zabójstwa i nie wie jeszcze, że wkrótce odkryje historię mroczną, sięgającą lat trzydziestych XX wieku.

W tym samym czasie Maurycy Kunis spotyka się ze swoją wnuczką, Julią, która przebywa... Właśnie, czy to możliwe, że wydarzenia sprzed ponad siedemdziesięciu lat zadecydowały o losie tej młodej dziewczyny? I o życiu i niejednokrotnie śmierci wielu młodych dziewczyn i chłopców, kobiet i mężczyzn?
 
Wolne Miasto Gdańsk. Rok 1934. Ona, Maria Tarnowska, skromna polska nauczycielka. On, Werner von Beck, oficer SS, potomek dobrego niemieckiego rodu. Architekt, znawca dzieł sztuki, teraz, dzięki koneksjom ojca zajmuje ważne stanowisko bardzo blisko Goeringa. Wysoki, przystojny, o zimnych niebieskich oczach. Czy to bezlitosne spojrzenie będzie mogło się kiedykolwiek ocieplić? Na pewno nie przyczyni się do tego interesowna i swobodna Rita, która zaplanowała sobie zostać żoną Wernera. Ale nie przeszkadza jej to dzielić łóżko z Peterem-bratem mężczyzny, a także z ich... ojcem. Gdy podczas deszczowego popołudnia Maria schroni się w bramie gdańskiej kamienicy i wpadnie prosto w ramiona przystojnego oficera SS, żadne z nich nie będzie zdawać sobie sprawy z tego, że oto zmienia się historia ich własna, a także przyszłych pokoleń. Wybucha miłość, mocna i bezkompromisowa, a zaraz potem wybucha wojna, okrutna i bezlitosna. Gdańsk, Kraków, Zurich, Paryż, Warszawa. Piękna Prowansja, Berlin. Kawał historii, szykany, wywózki, obozy. Ukrywanie Żydów, kariery kacyków, ślepo zapatrzona młodzież, należąca do ZMP. A wszystko to okraszone gorącym romansem, który przecież nie ma żadnych szans, nie powinien w ogóle się zdarzyć. A jednak.
 
"Dziedzictwo von Becków" to debiutancka książka Joanny Jax. Bardzo wciągająca, dobrze skonstruowana, przemyślana i niezwykle denerwująca. Ludzka podłość, złośliwy los, nieprzewidziane zwroty akcji, to wszystko sprawia, że fabułę połyka się jak najlepszy przysmak, gdzie wszystkie składniki zostały idealnie dobrane i okraszone nutką goryczy, ale i finezji. Podczas lektury na myśl przyszła mi trylogia "Jeździec miedziany" Paulliny Simons, tam także czułam tę nieznośną niecierpliwość, aby dowiedzieć się, co będzie dalej i jak skończą się losy bohaterów. Polecam, świetny debiut i nieszablonowa opowieść.

 

Dodaj komentarz

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Nie lubię kotów" (Nasza Księgarnia)

  • Drukuj
Szczegóły
Kategoria: Recenzje
Utworzono: wtorek, 19, sierpień 2014 15:40

Jeżeli spodziewacie się, że Nie lubię kotów to sympatyczna, przepełniona humorem i krzepiąca opowiastka o współczesnych trzydziestolatkach zagubionych w meandrach pędzącej na oślep rzeczywistości, będziecie rozczarowani. Jeżeli spodziewacie się historii z morałem i garści życiowych mądrości do wykorzystania „na potem”, będziecie rozczarowani. Jeżeli spodziewacie się happy endu, będziecie rozczarowani. Najnowsza książka Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak stanowi bowiem gorzką analizę współczesnego świata, który ukazuje bez żadnych upiększeń, bez korekty i retuszu. Uderza w pozorne wartości, zdziera maski i obnaża to, co tkwi pod nimi. A to „coś” nie zawsze jest tak urodziwe, jak byśmy chcieli.

Wojciech jest trybikiem wielkiej machiny. Pracuje dla ogromnej niemieckiej korporacji, zarabia nieprzyzwoite pieniądze, jada lancze w najlepszych hamburskich knajpach, a po posiłku, w luksusowej toalecie uprawia seks ze swoją koleżanką z pracy, Niemką Silke o blond włosach i wysportowanym ciele. Równolegle Wojciech prowadzi jeszcze drugie życie. W Warszawie czekają na niego żona z synkiem, których widuje w weekendy. I odstawia teatr. Kolacja przy świecach, kurtuazyjne uśmiechy, zakupy, powierzchowna uwaga poświęcona dziecku i płytkie rozmowy z zawsze miłą i uprzejmą Maliną. Wojciech od dawna wie, że to nie jest jego prawdziwy świat. Że jego prawdziwe życie toczy się gdzie indziej, w Hamburgu, gdzie czeka wielka, wsysająca ludzi niczym bagno korporacja i czeka ona... Silke, z którą z początku łączyła go tylko fizyczna więź. Czy Wojciech znajdzie w sobie siłę, by zerwać z pozorami? Czy będzie w stanie uświadomić sobie prawdę i zacząć żyć swoim autentycznym życiem?

Malina udaje idealną żonę, perfekcyjną matkę i spełnioną kobietę. Jej egzystencja rozciąga się między kursami do szkoły, do domu, do sklepu, na lekcje angielskiego i tenisa. Malina jest szoferką swojego syna, małżonką bogatego męża, właścicielką wymuskanego apartamentu i aktorką w teatrze świata zbudowanego na kłamstwach. Od dawna zdaje sobie sprawę z tego, że Wojciech już jej nie kocha, że spotyka się z kimś innym, a przy Malinie trzyma go jedynie obowiązek i rutyna. Mimo to Malina udaje. Udaje, by zatrzymać przy sobie męża, by zachować pozory idealnie ułożonego życia, by nie zburzyć wizerunku kobiety szczęśliwej i spełnionej. A jednak Malina nie jest szczęśliwa. Widzi, że na jej wizerunku rysuje się coraz więcej pęknięć i zadrapań, dusi się w domu, nie potrafi szczerze pokochać swojego syna i stopniowo traci nad wszystkim kontrolę. Aby odzyskać ją choć w części, zaczyna się głodzić. Bo nad apetytem łatwiej zapanować, niż nad życiem...

Karolina i Daniel. Rodzeństwo tak dalekie od siebie, jak to tylko możliwe. Ona jest redaktorką w wydawnictwie, kobietą inteligentną, wykształconą i oczytaną. A jednocześnie zagubioną, niedojrzałą, emocjonalnie rozchwianą i... od lat nieszczęśliwie zakochaną w swoim przyjacielu, Konradzie. Między jednym egzemplarzem redakcyjnym a drugim, między jednym fikcyjnym życiem a drugim, gdzieś między wykreowanymi przez literatów światami, przeżywa osobisty dramat związany z chorobą ojca. Wielkiego ojca. Pisarza i eseisty, działacza podziemia, legendy polskiej kultury. Ojca, którego Karolina zawsze idealizowała, który był jej bohaterem, ostoją, księciem na białym koniu. Karolina spędza przy łóżku mężczyzny każdą noc, każdą wolną chwilę. Mimo iż kona ze zmęczenia, przychodzi do szpitala codziennie. Bo dzięki temu myśli tylko o jednej stracie. O jednej śmierci. Nie myśli o dziecku, które się w niej rozwija, a na które Karolina już wydała wyrok. Bo ojciec dziecka nie dorósł do tej roli. Bo nie pokocha dziecka. Bo nie kocha Karoliny.

Daniel jest królem życia, panem sytuacji i mistrzem pozorów. Jako syn sławnego ojca, dorastał trawiony przez kompleksy i poczucie niższości. Zwłaszcza, że ojciec wcale mu życia nie ułatwiał. Zawsze traktował go gorzej niż córkę, zawsze kochał go mniej... A Daniel robił wszystko, by udowodnić swoją wyższość. Udowodnić, że jest lepszy od innych, od całego świata. Dlatego z zakompleksionego chłopaka przeobraził się w bezwzględnego prawnika, który jest w stanie posunąć się do najgorszych świństw, byle tylko odnieść osobistą korzyść. Bo prawdziwe życie to stan konta, luksusowy apartament, nieprzyzwoicie drogi samochód i setki panienek na jedną noc. Prawdziwe życie to również poranne bieganie do utraty tchu, do wymiotów z wyczerpania, i owsianka z miodem konsumowana samotnie przy dużym stole, przy którym nigdy nie zasiądzie rodzina. Bo Daniel wybrał samotność. Bo lubi samotność. Bo wobec jedynej kobiety, dla której zerwałby z samotnością, zachował się jak ostatnia świnia. I dlatego też, że wie, ile warte są przysięgi dozgonnej miłości. W domu miał przecież idealny przykład. Idealny wzór mężczyzny, który nie potrafi i nie chce być wierny. Mężczyzny, przez którego po nocach płakała matka Daniela. I dlatego obraz umierającego ojca jemu przedstawia się inaczej niż Karolinie. Daniel nie czuje żalu. Wie, że od ojca raczej nigdy już nie usłyszy tego słowa, na które czekał przez całe życie.

Dagma to debiutująca pisarka z traumatyczną przeszłością. Zdradzona, wykorzystana, ze złamanym sercem. Miała na swoim koncie udany start w agencji reklamowej jako copywriter, po którym przyszłość zdawała się stać przed nią otworem, jednak przekręt związany ze sloganem reklamowym do jednego ze spotów spowodował, że opuściła branżę z wilczym biletem. W dużej mierze przyczynił się do tego Daniel, który w procesie reprezentował stronę przeciwną. Między Dagmą i Danielem zawiązała się specyficzna więź, niebezpiecznie przypominająca miłość. Dagma była gotowa przyjąć tę oczywistą prawdę, Daniel jednak wybrał inne wartości. Wybrał awans na wspólnika w kancelarii i pomnożone dochody. A Dagma... napisała książkę. Książkę, którą wydawca uznał za genialną, ale której postanowił nie publikować, bo to za ciężki kaliber. Bo ludzie są za głupi, bo nie zrozumieją... Ale Dagma potrafi przecież pisać. Może zatem napisać coś innego, lekkiego, z happy endem. Takie rzeczy się sprzedają i takie właśnie należy wydawać. A Dagma chce się wybić. Chce zaistnieć. A zatem napisze to, co wydawca sugeruje...

Konrad jest wiecznym niebieskim ptakiem. Synkiem bogatego tatusia-wydawcy, obowiązkowym pracownikiem, chłopakiem „do rany przyłóż”. A przy okazji bawi się w dorosłość, zwiedza świat, wikła się w nic nieznaczące romanse i szuka sensu życia. Bo jak na razie go nie widzi. Wszystko ma, a jednak nie ma nic. Bo jedyna kobieta, którą kocha, nigdy z nim nie będzie. Jedyna kobieta, którą wydaje mu się, że kocha... Łatwiej przecież wmówić sobie, że owo dziwne zawieszenie, wieczny podskórny smutek i łapczywe poszukiwanie sensu to wszystko wina nieszczęśliwej miłości, nie zaś emocjonalnej niedojrzałości i zwykłe życiowej niechlujności. Że biały proszek, który Konrad przyswaja codziennie przez nozdrza, to też przez nią...

Nie lubię kotów to książka, która do głębi mną wstrząsnęła. Katarzyna Zyskowska-Ignaciak napisała fascynujące, na wskroś współczesne Targowisko próżności. I zrobiła to równie dobrze i wnikliwie, jak dwa wieki temu William Makepeace Thackeray, który stworzył brutalny i pozbawiony retuszu portret dziewiętnastowiecznej londyńskiej socjety. Zyskowska-Ignaciak dokonała nawet więcej, nie upięła bowiem treści w wielką sagę, nie rozpisała jej na dekady, ale wybrała krótką formę. Wybrała sześć historii i sześciu bohaterów, których losy są jednocześnie różne i podobne, których charaktery są jednocześnie diametralnie odmienne i dziwnie zbliżone. Sześć krótkich, treściwych opowieści, sześć niedoskonałych życiorysów, sześć psychologicznych portretów upadłych kobiet i upadłych mężczyzn. Trudno tu bowiem o jakikolwiek optymizm, o jakąkolwiek nadzieję na przyszłość, o jakikolwiek morał. Zyskowska-Ignaciak ucieka od gotowych przepisów, nie wręcza recept na szczęście, nie szafuje banałem, ucieka od sztucznej i nudnej pedagogiki, nie poucza, nie głaszcze czytelnika po głowie. Zamiast tego kreuje bohaterów, którzy pod powłoką ciężkostrawnego lukru i przywdziewanych codziennie rano masek są bezbronni, zakompleksieni, narcystyczni, nadęci, zakłamani, słabi, zagubieni i pozbawieni solidnych fundamentów. Bohaterów, którzy pławią się w substytutach prawdziwego życia, szukają ucieczki w alkoholu i narkotykach, w przygodnym seksie, w pozach, w pieniądzach, w kolejnych przepustkach do coraz to nowszych, lepszych światów. Wszyscy zdają sobie sprawę z tej cukierkowej ułudy, wszyscy wiedzą, że za tą piękną barokową fasadą nie ma różowego pałacu, kryształowych nadziei i rycerzy na białych rumakach. Że kryje się tam tylko cuchnąca, ciemna i wilgotna piwnica, w której co noc zamykają swoje skołatane, chaotyczne myśli, w której spoczywają ich wymęczone umysły, zszargane nerwy, wybujałe emocje. Czy istnieje ucieczka od tej pułapki? Czy istnieje ucieczka od ciemnej piwnicy własnych słabości i ograniczeń? Czy istnieje ucieczka od pozorów, od masek, od wielkiego karnawału i chocholego tańca? Czy dla Daniela, Karoliny, Konrada, Maliny, Wojtka i Dagmy istnieje jeszcze nadzieja na inne, lepsze, na wskroś prawdziwe życie?

Nie lubię kotów to znakomicie napisana, doskonale skonstruowana i mądra powieść. Powieść niezwykle gorzka w swej wymowie, poruszająca tematy niewygodne, ukazująca dalekich od ideału bohaterów, pozbawionych jakiegokolwiek retuszu. Powieść brutalnie punktująca rzeczywistość, analizująca postawy, wyciągająca na światło dzienne to, co nieładne, mroczne, pogrążone w chaosie. Powieść, która niczego nie upiększa. Zyskowska-Ignaciak operuje piórem ostrym jak brzytwa, rysuje portrety grubą kreską i nie zmiękcza kanciastych kształtów, nie wygładza rys i zadrapań, nie cieniuje konturów. Wszystko jest tutaj surowe, nieoszlifowane, a przy tym wszystkim bezbronne, obnażone, wystawione na światło dziennie. Autorka sprawnie kieruje strumieniami świadomości bohaterów, posługuje się krótką, nerwową, soczysto-krwistą frazą, a ciągi zdań zakończone skontrowaną puentą to prawdziwy majstersztyk. Nie lubię kotów jest naprawdę wybitną powieścią. Współczesnym Targowiskiem próżności, ze znakomicie zreinterpretowanym motywem „teatru świata”. Thackeray byłby dumny. Szekspir również.

 

Dodaj komentarz

Więcej artykułów…

  1. Izabela Januszkiewicz "Oczekiwanie. A życie szło swoim torem" (Novae Res)
  2. Leszek Bugajski "Kupa kultury" (Prószyński i S-ka)
  3. Monika Kowaleczko-Szumowska "Galop' 44" (Wydawnictwo Egmont)
  4. Małgorzata Błońska "Pistacja w Krainie Smoków. Chiny inaczej" (Wyd. BIS)

Strona 79 z 129

  • Start
  • poprz.
  • 74
  • 75
  • 76
  • 77
  • 78
  • 79
  • 80
  • 81
  • 82
  • 83
  • nast.
  • Zakończenie

Copyright © 2012 Polscy autorzy. Wszelkie prawa zastrzeżone.

biuro rachunkowe opole - tłumacz przysięgły włoskiego Wrocław - masaz Walbrzych - kontenery Strzegom - Płyty polerowane granitowe Strzegom

profesjonalny dobry hosting

Ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
ZAMKNIJ
Polityka Plików Cookies

Serwis nie zbiera w sposób automatyczny żadnych informacji, z wyjątkiem informacji zawartych w plikach cookies.
Pliki cookies (tzw. "ciasteczka") stanowią dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika Serwisu i przeznaczone są do korzystania ze stron internetowych Serwisu. Cookies zazwyczaj zawierają nazwę strony internetowej, z której pochodzą, czas przechowywania ich na urządzeniu końcowym oraz unikalny numer.

Pliki cookies wykorzystywane są w celu:
  1. dostosowania zawartości stron internetowych Serwisu do preferencji Użytkownika oraz optymalizacji korzystania ze stron internetowych; w szczególności pliki te pozwalają rozpoznać urządzenie Użytkownika Serwisu i odpowiednio wyświetlić stronę internetową, dostosowaną do jego indywidualnych potrzeb;
  2. tworzenia statystyk, które pomagają zrozumieć, w jaki sposób Użytkownicy Serwisu korzystają ze stron internetowych, co umożliwia ulepszanie ich struktury i zawartości;
  3. utrzymanie sesji Użytkownika Serwisu (po zalogowaniu), dzięki której Użytkownik nie musi na każdej podstronie Serwisu ponownie wpisywać loginu i hasła;
W ramach Serwisu stosowane są dwa zasadnicze rodzaje plików cookies: "sesyjne" (session cookies) oraz "stałe" (persistent cookies). Cookies "sesyjne" są plikami tymczasowymi, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika do czasu wylogowania, opuszczenia strony internetowej lub wyłączenia oprogramowania (przeglądarki internetowej). "Stałe" pliki cookies przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika przez czas określony w parametrach plików cookies lub do czasu ich usunięcia przez Użytkownika.

W ramach Serwisu stosowane są następujące rodzaje plików cookies:
  1. "niezbędne" pliki cookies, umożliwiające korzystanie z usług dostępnych w ramach Serwisu, np. uwierzytelniające pliki cookies wykorzystywane do usług wymagających uwierzytelniania w ramach Serwisu;
  2. pliki cookies służące do zapewnienia bezpieczeństwa, np. wykorzystywane do wykrywania nadużyć w zakresie uwierzytelniania w ramach Serwisu;
  3. "wydajnościowe" pliki cookies, umożliwiające zbieranie informacji o sposobie korzystania ze stron internetowych Serwisu;
  4. "funkcjonalne" pliki cookies, umożliwiające "zapamiętanie" wybranych przez Użytkownika ustawień i personalizację interfejsu Użytkownika, np. w zakresie wybranego języka lub regionu, z którego pochodzi Użytkownik, rozmiaru czcionki, wyglądu strony internetowej itp.;
  5. "reklamowe" pliki cookies, umożliwiające dostarczanie Użytkownikom treści reklamowych bardziej dostosowanych do ich zainteresowań.
W wielu przypadkach oprogramowanie służące do przeglądania stron internetowych (przeglądarka internetowa) domyślnie dopuszcza przechowywanie plików cookies w urządzeniu końcowym Użytkownika. Użytkownicy Serwisu mogą dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących plików cookies. Ustawienia te mogą zostać zmienione w szczególności w taki sposób, aby blokować automatyczną obsługę plików cookies w ustawieniach przeglądarki internetowej bądź informować o ich każdorazowym zamieszczeniu w urządzeniu Użytkownika Serwisu. Szczegółowe informacje o możliwości i sposobach obsługi plików cookies dostępne są w ustawieniach oprogramowania (przeglądarki internetowej).
Operator Serwisu informuje, że ograniczenia stosowania plików cookies mogą wpłynąć na niektóre funkcjonalności dostępne na stronach internetowych Serwisu.
Pliki cookies zamieszczane w urządzeniu końcowym Użytkownika Serwisu i wykorzystywane mogą być również przez współpracujących z operatorem Serwisu reklamodawców oraz partnerów.