Laila Shukri "Perska miłość" (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 27, styczeń 2015 09:26
Arabski świat dla większości Europejczyków jest tajemniczy, fascynujący, a jednocześnie przerażający i niebezpieczny. Surowe obyczaje i konserwatywne podejście do tradycji sprawiają, że przepaść społeczna między kobietami a mężczyznami wcale nie zmniejsza się. Stare wschodnie powiedzenie mówi, że honor mężczyzny znajduje się między nogami kobiety, a to daje ich opiekunom nieograniczoną władzę nad będącymi pod ich opieką niewiastami. Dla Arabek taki stan rzeczy jest naturalny, ale kiedy kobieta wychowywana w kraju, w którym obowiązuje wiele swobód i równouprawnienie, godzi się żyć zgodnie z zasadami obowiązującymi na Bliskim Wschodzie, rodzi się pytanie czy jest to objaw szaleństwa, niefrasobliwości czy wielkiej miłości?
„Perska miłość” to debiutancka powieść Laili Shukri polskiej pisarki ukrywającej się pod pseudonimem, znawczyni Wschodu, która od wielu lat mieszka i podróżuje po krajach arabskich. Główną bohaterką książki jest pochodząca z prowincji dwudziestokilkuletnia Lidka, której sytuacja materialna nie jest najlepsza. Dlatego dziewczyna stawia na wykształcenie, a kiedy pojawia się możliwość podniesienia kwalifikacji zawodowych na stypendium w Kuwejcie, bez wahania decyduje się na wyjazd. Na miejscu okazuje się, że jej wiedza na temat arabskiego stylu życia jest znikoma, ale dzięki współlokatorce Ann, powoli odnajduje się w nieznanej rzeczywistości i ulega urokom Orientu. A kiedy na balu sylwestrowym poznaje szarmanckiego i przystojnego Hassana nie wie jak bardzo ten mężczyzna odmieni jej życie.
Lidka szybko ulega czarowi Araba, który nie tylko ją adoruje, ale też traktuje jak kruchą i delikatną księżniczkę na każdym kroku dając do zrozumienia, że skradła mu serce i stała się dla niego najważniejszą i ukochaną osobą. Nie da się ukryć, że mężczyzna wie jak zrobić na kobiecie wrażenie, dlatego mimo pewnych wątpliwości młoda Polka podąża za głosem serca. Wierzy, że miłość pokona każdą przeszkodę, nawet taką jak niechęć teściowej, która upatrzyła sobie inną kandydatkę na synową. Ale czy rzeczywiście wystarczy mieć po swojej stronie ukochanego i małą grupkę przyjaciół, by wieść długie i szczęśliwe życie na obczyźnie?
Autorka zabiera czytelnika na Bliski Wschód i w bardzo ciekawy sposób zaznajamia go z kulturą, obyczajami i prawodawstwem. Ukazuje nie tylko zależności na płaszczyźnie kobieta – mężczyzna, ale też pozwala zajrzeć za kulisy arabskiej rzeczywistości, pokazując, że pod abajami i niqubami kryją się niewiasty, które nie tylko znają się na posłuszeństwie, ale też mają świadomość, że pełnią rolę szyi, a ta jak wiadomo umiejętnie wykorzystana kręci głową. Pisarka sprytnie zdziera kurtynę pozorów i daje do zrozumienia, że mimo różnej mentalności mieszkańcy południowo – zachodniej Azji i Zachodu są do siebie bardzo podobni.
Laila Shukri napisała intrygującą, pełną kontrastów powieść, która niesamowicie wciąga czytelnika i wzbogaca jego wiedzę. W wiarygodny sposób podejmuje temat i dopracowuje każdy szczegół, a to sprawia, że czytelnik jej wierzy i łatwiej jest mu zrozumieć postępowanie bohaterów. I choć początkowo historia wydaje się sztampowa, a czasem przypomina bajkę, to nie zabrakło zwrotów akcji, zaskoczenia, a przebieg wydarzeń wcale nie jest łatwy do przewidzenia. Pisarka nie zapomina również o tle przedstawionych wydarzeń i towarzyszącej mu atmosferze, a to sprawia, że wykreowany obraz jest realistyczny i kompletny.
„Perska miłość” to bardzo dobry debiut literacki, który niewątpliwie jest jedną z lepszych powieści podejmujących zagadnienie kobiet szukających szczęścia i miłości na Bliskim Wschodzie. I mimo, że autorka porusza temat, który już nie raz był podejmowany w literaturze, to robi to w tak interesujący sposób, że nie sposób oprzeć się lekturze i oderwać się od niej. W książce znajdziecie wszystko, co niezbędne do przeniesienia się do innej rzeczywistości – barwną historię, emocje i egzotyczną podróż tam, gdzie granica między niebem a piekłem jest bardzo cienka. Polecam.
Nina Reichter "Ostatnia spowiedź. Tom I" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 26, styczeń 2015 10:54

Polecam, jeśli lubicie sprawnie napisane i naszpikowane emocjami książki, to „Ostatnia spowiedź” Niny Reichter na pewno jest dla was!
Małgorzata Piera "Ogród wyobraźni hrabiny von Arnim" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: sobota, 24, styczeń 2015 10:52
Elizabeth von Arnim. Mary Beauchamp. Hrabina von Arnim. Mówi Wam to coś? Niewiele, prawda? A jeśli wymienię nazwę miejscowości Rzędziny? Rzędziny pewnie coś już Wam mówią. Zwłaszcza tym, którzy pochodzą z Pomorza lub po prostu przyzwoicie orientują się w geografii Polski... A kto z Was wie, że u schyłku dziewiętnastego wieku Rzędziny funkcjonowały jako Nassenheide i na ich terenie położony był przepiękny pałac pruskiego grafa? Z ogromnym malowniczym ogrodem, parkiem, przepysznymi lasami? Kto wie, że mieszkała tam także żona grafa – bestsellerowa pisarka przełomu wieków? Kto wie, że dziś po pałacu zostały jedynie trzy schodki...?
Elizabeth von Arnim, z domu Mary Annette Beauchamp, urodziła się trzydziestego pierwszego sierpnia 1866 w Kirribilli w Australii, a zmarła dziewiątego lutego 1941 w Charleston w Stanach Zjednoczonych. Jej ojciec był dobrze prosperującym kupcem, który zbił majątek w Australii. W 1889 roku podczas podróży do Włoch Elizabeth poznała swojego przyszłego męża, hrabiego Henninga Augusta von Arnima (1851–1910). Małżonkowie początkowo osiedli w Berlinie, zaś w 1896 roku – właśnie w Nassenheide, rodzinnej wiejskiej posiadłości von Arnimów. Tutaj Elizabeth staje się pisarką. Tutaj zakłada swój słynny ogród, tutaj ucieka przed zgiełkiem tego świata do krainy własnej wyobraźni. Tutaj powstaje książka Elizabeth and Her German Garden, która w pierwszym roku wydania wznawiania była aż dwadzieścia jeden razy! Tutaj hrabina von Arnim zaczyna także myśleć trochę jak sufrażystka – analizuje nieciekawą sytuację kobiet, które „urodziły się, by przyglądać się życiu”. Tylko przyglądać, nie zaś żyć naprawdę. Nic dziwnego – to przecież czasy, kiedy kobietom nie wolno nawet głosować. Tak samo, jak dzieciom, idiotom i chorym psychicznie... To tutaj wreszcie odwiedzają Elizabeth początkujący pisarze – Hugh Walpole i Edward Morgan Forster (znany jako E.M. Forster), którzy byli nauczycielami domowymi czwórki jej dzieci, a później zasłynęli jako wielcy twórcy brytyjskiej literatury. W słynnej powieści E. M. Forstera, Howards End, widać wyraźną inspirację pomorskim krajobrazem. Elizabeth i jej ogród funkcjonowali niczym jeden organizm. Żyli w symbiozie, obdarowując siebie nawzajem tym, co mieli najlepszego. Kolorami, energią, opieką, wolnością, ciszą. I sercem.
Nie mam pojęcia, czy książkę autorstwa Małgorzaty Piery powinnam polecać każdemu. Znajdą się pewnie czytelnicy, których ta pozycja zwyczajne znudzi. Polecam ją zatem głównie wielbicielom Elizabeth von Arnim, a oprócz nich – wszystkim wrażliwcom wyczulonym na wysublimowane opisy przyrody, która wpływa na człowieka z niewytłumaczalną siłą i porusza najsubtelniejsze struny. Małgorzata Piera operuje bardzo pięknym, momentami wręcz poetyckim językiem i tworzy wyjątkowo plastyczne opisy. Oddziałuje na czytelniczą wyobraźnię, przywołując wysmakowane pomorskie pejzaże i obrazy ogrodu hrabiny von Arnim – to kwitnącego na wiosnę, to wielobarwnego latem, przysypanego złotem jesieni czy pokrytego zimową pierzyną. A na tle bujnej natury zawsze jawi się ona. Elizabeth. Kobieta, która buduje swoją tożsamość poprzez litery i rośliny. Jakkolwiek absurdalne może się nam to w tej chwili wydawać.
Ogród wyobraźni hrabiny von Arnim nie jest typową opowieścią biograficzną. Nie znajdziemy tutaj suchych faktów z życia hrabiny, nie znajdziemy też zbyt wielu informacji o tym, jak radziła sobie Elizabeth po opuszczeniu Nassenheide. Jeśli więc interesuje Was życie pisarki po pierwszej wojnie światowej, jej burzliwy związek z drugim mężem i okoliczności powstawania kolejnych powieści, musicie szukać informacji gdzie indziej. W Ogrodzie wyobraźni... znajdziecie jednak tło, na którym Elizabeth odmalowała swoją – chyba najbardziej obecnie znaną – powieść Czarowny kwiecień. Jestem autorce (zupełnie prywatnie) wdzięczna za przywołanie tego tła. To moja ulubiona powieść Elizabeth von Arnim i jedna z pierwszych książek, które przeczytałam w oryginale.
Małgorzata Piera stworzyła coś bardzo wyjątkowego i oryginalnego. Napisała książkę, która łączy w sobie elementy literatury faktu, dobrą beletrystykę, a także prozę eseistyczną. Prowadzi dialog z naturą i z hrabiną von Arnim, którą chce jak najlepiej zrozumieć, ale która wciąż się jej wymyka. Bo czyż można w pełni poznać i zrozumieć kogoś, kto żył i tworzył sto lat temu? Czy można stworzyć wiarygodny portret na podstawie poszarpanej mozaiki informacji? Ile jest prawdy w starych źródłach? Być może najlepiej poznały Elizabeth rośliny z jej ogrodu? Być może najlepiej poznała ją przyroda, która przecież odradza się wciąż od nowa, by cieszyć oczy kolejnych obserwatorów. Piękna historia. Pięknie napisana książka.
Konstanty Ildefons Gałczyński "Szarlatanów nikt nie kocha. Wiersze zebrane. Tom 1" (Wydawnictwo Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 23, styczeń 2015 10:22
Jan Lechoń w swoim „Dzienniku” pod datą 7 kwietnia 1950 r. zanotował: „Nie widzę nic Miłosza w jakiejś antologii za sto lat. A np. Serwus, Madonna Gałczyńskiego zawsze da się czytać”. Rzeczywiście, poezja K. I. Gałczyńskiego wciąż jest popularna, lubiana i czytana. Nadal wzrusza, zachwyca, bawi, intryguje, a aktualność niektórych utworów sprzed kilkudziesięciu lat wręcz zadziwia.
Fenomen. Trudno znaleźć lepsze określenie, by ująć jednym słowem niemieszczącą się w żadnych sztywnych ramach, bogatą i różnorodną twórczość poety oraz jego skomplikowaną osobowość. Nie czas i miejsce, by tu podawać szczegóły biografii Gałczyńskiego, czy opisywać jego drogę twórczą. Zainteresowanych odsyłam do odpowiedniej literatury, a teraz przechodzę do meritum niniejszego tekstu.
Oto bowiem w ręce czytelników trafiło grube, ponad 700 stronic liczące, tomisko wierszy „zielonego Konstantego”. Istna uczta poetycka, liryczno-satyryczna! Znajdziemy tu mnóstwo utworów z lat 1919-1946, ułożonych w porządku chronologicznym. Wśród nich zarówno te najsłynniejsze, najbardziej rozpoznawalne, jak też te mniej znane. Możemy więc dokonać naszych małych prywatnych odkryć, przeżyć nowe zachwyty. Jest w czym wybierać – są wiersze liryczne, refleksyjne, zabawne, satyryczne, zaangażowane i lekkie, poematy, teksty szlagierów Hanki Ordonówny oraz utwory napisane podczas pobytu artysty w stalagu Altengrabow. Skarbiec poezji. Naprawdę nie trzeba być znawcą literatury, by w różnorodnej twórczości Gałczyńskiego znaleźć coś dla siebie, coś, co do nas przemówi.
Ten poeta czerpał pełnymi garściami z tradycji, mitów, kultury śródziemnomorskiej i literatury światowej, jego horyzonty rozpościerały się od antyku po ekspresjonizm. Potrafił jednak przetransponować motywy, wątki i obrazy zgodnie z własną wiedzą i doświadczeniem, przenieść na prosty grunt codzienności. Szukał drogi w humorze, grotesce, swobodzie twórczej i prostocie środków wyrazu. Nadawał też swoim wierszom odrobinę magii, niezwykłości. Robił to w sposób tylko jemu znany.
W niniejszej edycji dzieł podstawą przedruku większości tekstów jest wydanie „Dzieł w pięciu tomach” K. I. Gałczyńskiego z 1979 r. Sięgnięto również do pierwodruków, poprawiono drobne pomyłki edytorskie. Ustalono w miarę możliwości brakujące dane o pierwodrukach. Odpowiednie informacje zamieszczono w przypisach.
„Szarlatanów nikt nie kocha...”, a Gałczyńskiego – szarlatana poezji? Zdaje się, że ma on swoje miejsce w sercach wielu miłośników poezji oraz zwykłych zjadaczy chleba. Przynajmniej niektórych.
Przemysław Słowiński "Sprawa Dreyfusa i inne głośne procesy" (Videograf)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 22, styczeń 2015 08:49
Sprawa Dreyfusa do dziś pozostaje jedną z najgłośniejszych polityczno-sądowych afer w historii nowożytnej Europy. Młody oficer pochodzenia żydowskiego, Alfred Dreyfus, padł ofiarą wewnętrznego spisku i został dwukrotnie skazany za zdradę francuskich tajemnic wojskowych. Choć proces od samego początku był grubymi nićmi szyty, a fałszywe dowody i kłamliwe zeznania mnożyły się na potęgę, mężczyzna i tak trafił na Wyspę Diabelską w Gujanie Francuskiej. Do końca swoich dni miał egzystować w zupełnej izolacji, narażony na wyniszczające działanie morderczego klimatu. Tymczasem we Francji wrzało... Właśnie o tym oraz o innych słynnych, niekiedy dwuznacznych, niekiedy jawnie niesprawiedliwych, a niekiedy i zbyt łagodnych procesach opowiada znakomita książka Przemysława Słowińskiego.
Czy Janina Borowska, wyemancypowana studentka medycyny z galicyjskiego Krakowa, zastrzeliła swojego adwokata i kochanka, Włodzimierza Lewickiego? Jak to się stało, że ją uniewinniono, skoro policja miała do czynienia z typową zagadką zamkniętego pokoju, w którym poza denatem i oskarżoną nie znajdował się nikt inny? Czy Erik Jan Hanussen, późniejszy „osobisty jasnowidz” Hitlera, rzeczywiście miał zdolność przepowiadania przyszłości? W jaki sposób dowiódł tego przed sądem, unikając odpowiedzialności za „nietrafione” przepowiednie i oszustwa finansowe? Czy nie-słynna Rita Gorgonowa rzeczywiście zamordowała z zimną krwią Lusię, córkę swojego kochanka? Co poprzedziło wydarzenia, które nazwano później „najsłynniejszą zbrodnią II RP”? Czy Bruno Richard Hauptmann naprawdę był winny porwania i śmierci synka Charlesa Augustusa Lindbergha, cenionego amerykańskiego lotnika i narodowego bohatera USA? Na jakich motywach działali „mordercy w togach”, którzy wykonali wyrok śmierci na słynnym generale Auguście Emilu Fieldorfie, pseudonim „Nil”? W czyje ręce trafił prawie dwadzieścia lat po zakończeniu wojny nazistowski zbrodniarz, Adolf Eichmann? Jaki spotkał go koniec? Czy Zdzisław Marchwicki, odrobinę nierozgarnięty dewiant, rzeczywiście był przerażającym „Wampirem” z Zagłębia? Co wywalczyła Ulrike Meinhof, niemiecka terrorystka i działaczka Frakcji Czerwonej Armii, która w imię ideologii zrezygnowała z rodziny, przyjaciół i znakomitej pozycji społecznej? Jak przebiegał proces Romana Polańskiego, oskarżonego o gwałt na nieletniej, które to oskarżenie – i ucieczka Polańskiego przed wymiarem sprawiedliwości – spowodowały, iż reżyser do tej pory ścigany jest przez władze USA listem gończym? Czy O.J. Simpsona dosięgła ręka sprawiedliwości za zamordowanie swojej byłej żony i jej partnera? Jak doszło do ujęcia i skazania Janusza Treli „Krakowiaka”, słynnego gangstera z Zagłębia? I wreszcie... co wiemy o sprawie Katarzyny Waśniewskiej – zwanej również „mamą Madzi” – oskarżonej o zamordowanie swojej półrocznej córki?
Przemysław Słowiński przygląda się każdemu procesowi uważnie i wnikliwie. Drobiazgowo nakreśla czynniki poprzedzające dramatyczne wydarzenia, stara się analizować okoliczności i bierze pod lupę głównych aktorów słynnych tragedii. Nie sili się na obiektywizm. Stać go na autorski komentarz – niekiedy bardziej, niekiedy mniej wyraźny. Nigdy nie operuje suchymi faktami. Oskarżeni, mordercy, prawnicy, oskarżyciele są u niego ludźmi z krwi i kości, hołdującymi własnym słabościom, padającymi ofiarami spisków, bezsilnymi, okrutnymi, zaszczutymi, bezkompromisowymi, niewinnymi, zastraszonymi, bezczelnymi, ogarniętymi obsesją, a nawet... uprzejmymi. Słowiński znakomicie fabularyzuje wydarzenia, tworzy genialne, detaliczne opisy, świetnie stopniuje napięcie i umiejętnie gra na emocjach odbiorcy. Wspaniale też wykorzystuje powieściowe schematy. Wykorzystuje w sposób bardzo wszechstronny! Jego książkę czyta się jak dobry kryminał, psychologiczny thriller, romans grozy, powieść egzystencjalną, powieść gangsterską i dobrą prozę obyczajową. Dzięki podobnym zabiegom możemy z różnych perspektyw oglądać przedstawione zjawiska, a także uciec od sztampy i psychologii tłumu. Słowiński nie kieruje się w swoich narracjach żadnymi kliszami, nie poddaje się uspołecznionym emocjom. Korzysta z rozmaitych materiałów źródłowych, ale każdą informację przepuszcza przez indywidualny filtr. Przez swoją świadomość, wrażliwość, przez swoje rozumienie sprawiedliwości.
Na uwagę zasługuje również język Sprawy Dreyfusa. Książka jest stylistycznie dopracowana – pod względem językowym wręcz perfekcyjna – i daleka od emocjonalnie obojętnych akt sądowych. Słowiński nie boi się grać mocniejszymi środkami wyrazu. Tworzy świetny nastrój, a niektóre z jego opisów to już literatura piękna bardzo wysokich lotów. Zwłaszcza chciałam tutaj przywołać rozdziały poświęcone Janinie Borowskiej i Ricie Gorgonowej. Są nie tylko znakomicie przedstawione, ale i przypominają dwie słynne sprawy z dawnej polskiej kryminalistyki, które dotąd nie zostały wyjaśnione. Słowiński ukazuje niezwykły potencjał literacki tych historii. Żałuję, że nie pokusił się o napisanie na ich podstawie powieści kryminalnych. Ostatecznie kryminał retro jest w Polsce wciąż bardzo na topie... No cóż, może ktoś to jeszcze kiedyś zrobi. Porządnie. A tymczasem zachęcam do lektury Sprawy Dreyfusa. Naprawdę warto.
- - -
Małe sprostowanie:
Przemysław Słowiński pisze, że pierwszą żoną Romana Polańskiego była Sharon Tate. Otóż nie. Pierwszą żoną Polańskiego nie była Sharon Tate, lecz Barbara Kwiatkowska-Lass, polska aktorka filmowa, swego czasu szerzej znana w Europie, a także działaczka – współpracowała z Rozgłośnią Polską Radia Wolna Europa i działała w niepodległościowym Klubie Niezależnej Myśli Politycznej imienia Juliusza Mieroszewskiego. Była wiceprzewodniczącą i jednym z założycieli Stowarzyszenia na Rzecz Porozumienia Niemiecko-Polskiego. Między innymi to jej zasługą było wprowadzenie do monachijskiej telewizji kablowej Telewizji Polonia. Zmarła w roku 1995, została pochowana w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
Aniela Mencel "Powiedz tylko słowo" (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 21, styczeń 2015 04:35
Wiele osób w dzisiejszych czasach żyje jakby jutro miało nie nadejść, a teraźniejszość nigdy się nie skończyć. Główna bohaterka powieści Powiedz tylko słowo niewiele różni się od tego grona. Anna żyje głównie pracą, zakupami i pracą. Nie ma czasu dla swoich bliskich, nie ma zbyt wielkiego kręgu przyjaciół, a jedynym substytutem związku jest praca. Poznajemy ją bowiem na takim etapie jej życia, kiedy nie udało jej się zbudować trwałej relacji z drugim człowiekiem. Swoją egzystencję uważa za w miarę udaną - dobrze zarabia, spełnia każdą zachciankę, czuje się spełniona w pracy, jednak w życiu każdego z nas przychodzi taki moment, kiedy najnowszej generacji gadżet już nie wystarcza. Z Anną jest podobnie. Pewnego dnia uzmysławia sobie, iż pomimo zasobności portfela, nie osiągnęła tego co najważniejsze - nie kocha i nie jest kochana. Dlatego też w porywie chwili rejestruje się na znanym portalu randkowym. Dodatkowo, po namowach przyjaciółki zawierza swój los Stwórcy, w nadziei na znak, dzięki któremu jej przyszłość się odmieni.
Będąc szczerą, muszę przyznać, że postać Anny nie przypadła mi do gustu. Rozwydrzona, kapryśna pannica, która nie do końca sama wie, do czego dąży, oprócz oczywiście sukcesów zawodowych. Jej wahania nastrojów zawstydziłyby niejedną kobietę w ciąży z rozhulanymi hormonami. Czym szczerze mówiąc zraża czytelnika do siebie. W dodatku przemiana jaka w niej zachodzi poddaje w wątpliwość dopisek informujący o oparciu się na autentycznych wydarzeniach. Namnożenie postaci przewijających się na stronach powieści wnosi chaos i powoduje, że po chwili już się nie pamięta poprzedniego rozdziału, a przede wszystkich osób w nim występujących, co w pewnym momencie staje się męczące.
Użycie Boga jako katalizatora działań, w przypadku osoby, która na samym początku określa się jako „wierząca, niepraktykująca”, również wydaje się przerysowane. Zdaję sobie sprawę, iż autorka próbowała w ten sposób pokazać, że Bóg jest dla wielu osób ważnym i cennym elementem życia i powodem podejmowanych prób wpłynięcia na swoje losy, jednak jakoś tu mnie to irytowało. Sposób kreacji Stwórcy, pobudek do umocnienia wiary nie porywa. Nie wzbudza w czytelniku chęci do zweryfikowania swojego postępowania pod względem zgodności z Dekalogiem.
I tak oto Aniela Mencel zaserwowała nam powieść o dziewczynie, którą wykreowała na irytującą dwudziestoparolatkę, która z braku lepszego pomysłu kieruje swoje prośby do Boga. Bo jak trwoga to do Boga. Wydaje mi się, że książka miała być inspiracja dla czytelnika, może więc ktoś w niej tę inspirację odnajdzie.
Grzegorz Kasdepke "Kocha, lubi, szanuje, czyli jeszcze o uczuciach" (Nasza Księgarnia)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 20, styczeń 2015 09:01
Niełatwo jest rozmawiać o uczuciach, podobnie trudno sobie z nimi radzić. Zwłaszcza, gdy ma się kilka lat i dopiero wchodzi się w skomplikowany świat emocji i uczy na nie właściwie reagować.
Z pomocą najmłodszym, a także ich rodzicom oraz opiekunom przychodzi niewielka książeczka Grzegorza Kasdepke, będąca niejako kontynuacją „Tylko bez całowania”. Tym razem autor popularnych opowiadań dla dzieci (np. serii o detektywie Pozytywce) wziął na warsztat uczucia, takie jak: miłość, nienawiść, pogarda, strach, smutek, poczucie winy, szczęście. Wokół nich zbudował historyjki, których bohaterami są rezolutne przedszkolaki Rozalka, Zosia, Bodzio, Grześ, Rafałek, ich wychowawczyni pani Miłka, pani dyrektor i pajacyk. Pojawia się także pewien gitarzysta, prywatnie narzeczony Miłki oraz grupa rodziców.
Każde opowiadanko zakończone jest opisem danej emocji oraz praktycznymi wskazówkami dla dzieci i dorosłych. Autor podpowiada jak się zachować w danej sytuacji, jak odpowiedzieć, komu zgłosić problem, proponuje różne zadania (np. stworzenie odznaki „Pogromcy Strachów”, narysowanie „Rodzinnej Pajęczyny Miłości”, zorganizowanie „Czarnego Punkciku” - miejsca, w którym można wyładować emocje), ale przede wszystkim zachęca do rozmawiania z dzieckiem o uczuciach, podsuwa pytania i zagadnienia.
Kasdepke zbiorem „Kocha, lubi, szanuje...” pomaga dzieciom zrozumieć i oswoić uczucia, a dorosłym podpowiada, jak wspierać maluchy w radzeniu sobie z emocjami. Książeczka ta uczy i wychowuje poruszając ważne tematy, ale także bawi, bo poczucia humoru panu Grzegorzowi nie brakuje. Już on dobrze wie, w jaki sposób najlepiej dotrzeć do małych odbiorców. Jego teksty są krótkie, proste i zabawne.
Gwoli ścisłości, informuję, iż nie jest to nowość, aczkolwiek ja zetknęłam się z tym tytułem po raz pierwszy. Nowe wydania książek Grzegorza Kasdepke, jakie zaoferowała czytelnikom Nasza Księgarnia, cieszą oko kolorową szatą graficzną i solidną oprawą. Ilustracje do tego tomiku wykonał Marcin Piwowarski.
„Kocha, lubi, szanuje...” może być znakomitym pomysłem na walentynkowy upominek dla dziecka. Życzę miłej, rodzinnej lektury!
Anna Fryczkowska "Kurort amnezja" (Wydawnictwo Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 19, styczeń 2015 10:13
Annę Fryczkowską uważam za jedną z najciekawszych i najsprawniejszych warsztatowo polskich pisarek współczesnych. Fryczkowska nie raz udowodniła, że potrafi świetnie poruszać się w rozmaitych stylistykach i jest przekonywująca zarówno w powieści obyczajowej, czarnej komedii, jak i psychologicznym thrillerze. Umie wzruszyć, przestraszyć i nieźle wkurzyć. I jest coś jeszcze, co wyróżnia jej prozę. To emocje, które szarpią za żołądek. To doskonałe portretowanie ludzkiej psychiki. To wreszcie niezwykłe wyczucie w ukazywaniu trudnych, niepoddających się definicjom zagadnień. Jak śmierć, na przykład. A o śmierci właśnie, choć nie tylko, traktuje najnowsza powieść Anny Fryczkowskiej - Kurort Amnezja.
Wanda nosi czarne ubrania i ścięte na zapałkę włosy, jest chuda, wymizerowana, a w jej uszach tkwi mnóstwo kolczyków. Właśnie straciła męża, który zginął w wypadku samochodowym. Wanda z jednej strony pragnie, by ktoś wymazał jej pamięć, a z drugiej wciąż rozdrapuje wspomnienia, zupełnie tak samo, jak rozdrapuje rany na swoich podziurawionych uszach. Nie wie, o czym bardziej chciałaby zapomnieć. O tym, że jej mąż nie żyje, czy też o tym, że przed śmiercią nie dochował swojej żonie wierności. Mało tego. W ostatnią podróż wybrał się właśnie z kochanką. Wanda – ogarnięta obsesją poznania prawdy, pogrążająca się coraz bardziej w mroczne refleksje dotyczące śmierci i cierpienia, poruszająca się w czasoprzestrzeni rozciągniętej między antydepresantami i pastylkami nasennymi – udaje się do nadmorskich Brzegów, by wyrównać rachunki. Właśnie w Brzegach bowiem chwilowo stacjonuje Marianna, kochanka jej męża. Tyle tylko, że Marianna cierpi na amnezję. Wskutek wypadku straciła pamięć i teraz usiłuje od nowa namalować swoją tożsamość, odkryć, kim jest i o co w ogóle chodzi w życiu. A odzyskiwanie sił po wypadku i mozolny powrót do umysłowej sprawności przebiega pod okiem jej narzeczonego – prawnika o dość konserwatywnych poglądach dotyczących miejsca kobiety w świecie... W Mariannie budzi się stopniowy opór wobec „opiekuna”. Dziewczyna jest też zaintrygowana swoją sąsiadką, tajemniczą kobietą – Wandą, z którą wkrótce w sposób wyjątkowo przewrotny zwiąże ją los. Nie wie o Wandzie niczego. Ani kim tamta jest, ani też co – lub kto – je łączy. Prawdę pozna stopniowo, a przy okazji dowie się czegoś ważnego o samej sobie. Obie kobiety będą musiały zmierzyć się z przeszłością, która ściga je na każdym kroku, mimo iż jedna chciałaby o niej nie pamiętać, a druga pragnie odzyskać wspomnienia. Ich sytuację komplikuje fakt, iż w Brzegach dochodzi do tragedii...
Przeczytałam w swoim życiu wiele fascynujących książek o śmierci. Tak, właśnie fascynujących – nie przerażających czy wzruszających, czy nawet trywializujących owo tajemnicze zjawisko, ale właśnie fascynujących. Myślę, że dziwna i odrobinę irracjonalna chęć czytania i pisania o śmierci wynika po części właśnie z fascynacji. A może ze strachu. Z próby oswojenia śmierci, zrozumienia jej, uporania się z nią. To temat trudny, emocjonalnie wyczerpujący, pewnie też i mocno obciążający psychikę. Być może również niosący ze sobą zbawienne katharsis. Każdy pisze o śmierci inaczej – każdy też „inaczej” chce o niej czytać. Jedni wolą czarny humor i śmierć z domalowanym uśmiechem, inni – spacer przez piekło, na krańcu którego czeka wielka niewiadoma. Ja zaglądam w różne oblicza literackiej śmierci. W ubiegłym roku najmocniej poruszyła mną świetna powieść Magdaleny Kawki W zakątku cmentarza. W tym – nie sądzę, by cokolwiek przebiło Kurort Amnezję Anny Fryczkowskiej. Każda książka Fryczkowskiej jest dobra. To znakomita pisarka, bardzo wrażliwa, mądra i świadoma tworzywa, którym się – z wprawą – posługuje. A jednak w Kurorcie pokonała samą siebie. W formułę thrillera psychologicznego wkomponowała niezwykle ważną treść. Znane z literatury motywy i schematy, takie jak choćby niespodziewane wdowieństwo młodej kobiety i powypadkowa amnezja, wywraca na lewą stronę, tłucze na najdrobniejsze elementy, przepuszcza przez wyżymarkę i lepi z nich zupełnie nową, świeżą całość. Kurort Amnezja to nie tylko poruszająca powieść o próbie uporania się ze śmiercią, ale też powieść o poszukiwaniu tożsamości, o wielkim trudzie patrzenia na własną osobę z zewnątrz. Jak na kogoś zupełnie obcego, kogo można lubić albo nie. To powieść o poznawaniu siebie, poszukiwaniu swojej wewnętrznej siły, by zapomnieć lub pamiętać. Wybaczyć. Poradzić sobie z poczuciem winy. Zaakceptować konsekwencje swoich błędów. Znaleźć motywację do życia. Zobaczyć barwne akcenty w szarej rzeczywistości.
To również powieść o władzy, którą ma nad nami przeszłość. Przeszłość, która każe się wciąż reinterpretować, przeżywać od nowa wspomnienia, oglądać pocztówki minionych zdarzeń, trawić dobre i złe emocje, analizować dawne doświadczenia. Przeszłość, która czeka za każdym zakrętem i tylko od nas zależy, czy przywitamy się z nią i pojedziemy dalej, czy też może posadzimy ją na miejscu pasażera, poczęstujemy jedzeniem i piciem, zadbamy o jej komfort i dobre warunki do – ponownego – rozwoju. Kurort Amnezja to także, przy całym swoim bogatym przesłaniu i głębokiej, momentami filozoficznej treści, świetnie skonstruowany thriller. Anna Fryczkowska rzeczywiście jest mistrzynią suspensu. Jedną z tych pisarek, które potrafią skutecznie przykuć uwagę odbiorcy już od pierwszej strony, umiejętnie budować napięcie, grać na emocjach i manipulować czytelniczymi przyzwyczajeniami. Nie znajdziemy tu sztampy, ckliwości i nadmiernego patosu. Znajdziemy natomiast znakomicie wykreowane bohaterki i genialnie zindywidualizowanych narratorów, stylistyczne wyważenie, językową sprawność, oryginalne poczucie humoru (Marianna jest moją idolką jeżeli chodzi o obnażanie komunikacyjnych absurdów) i arcy-mądre przesłanie. Myślę, że do napisania takiej powieści potrzebny jest jakiś osobny rodzaj poznania, jakaś inna od powszechnej wrażliwość, jakieś przeżycie, które wywraca wcześniej przyjęty system wartości. Ale w to zupełnie nie zamierzam się zagłębiać. Zamierzam natomiast zagłębiać się w powieść. Pewnie jeszcze nie raz.