"Pogięte bajki" Marcin Pełka (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 19, sierpień 2018 17:47
- Autor: Daria Lizoń
Książka ,, Pogięte bajki” to bardzo ciekawa propozycja dla dorosłego czytelnika. Zanim przejdziemy do treści, zobaczmy, jak wygląda z zewnątrz. Książka jest troszkę mniejsza niż standardowe A5. Miękka, matowa okładka ze skrzydełkami, utrzymana jest w kolorystyce bieli, a wizerunek groźnego drwala łypie na nas prosto z okładki. Białe strony i mała czcionka nie przerażają, ani nie przeszkadzają w szybkim czytaniu. Na plus na samym początku mamy spis treści, dzięki czemu łatwo i sprawnie odnajdziemy baśń, którą w danej chwili chcemy przeczytać. Całość oceniam na: 5
Autor podjął się według mnie bardzo ryzykownego przedsięwzięcia. Wzięcie pod lupę baśni znanych, kultowych i przerobić je na coś dla dorosłych? To mogło skończyć się spapraniem albo być czymś wybitnym. Co ja sądzę o tej pozycji? Zaraz się wszystkiego dowiecie.
Książka zawiera 22 baśnie, które przedstawiają dany fragment z życia danego bohatera, a wręcz czasami scenkę, którą my tak doskonale znamy. Zostaje ona na nowo opowiedziana lub stworzona od podstaw, skupiająca się np. na miejscu, czasie czy postaciach. Dodatkowo muszę powiedzieć, że wiele postaci dostało takiego zacięcia i pazura, jakiego w oryginalnych wersjach im brakuje do dziś. Stają się bardziej ludzcy i odarci ze swego idealizmu, nabierają sprytu, mądrości i przede wszystkim racjonalnie myślą, oto krótki fragment ,,( ..) Mam dwa zastrzeżenia. Możesz uwolnić paskudę teraz, od razu, więc po co ładować się w awanturę z jakimś smokiem? To po pierwsze. Po drugie zaś, jak już ją uwolnisz, to możesz przyjąć rozmaite dowody wdzięczności (..), ale żeby zaraz się żenić ? ” Rozumiecie o co mi chodzi? Oni logicznie myślą, czego w pierwotnych wersjach przyznaję nie raz nie występowało. Dla już dorosłego, inteligentnego, człowiek były zastanawiające czasem absurdalne wybory bohaterów, którzy jakby idą z klapkami na oczach i wierzą w słowa jakiś obcych ludzi lub deklarują nieznanej osobie, że wezmą ślub jak tylko … coś tam coś tam. Autor odziera te baśnie ze słodkiego lukru, by przyjrzeć się lepiej całej historii. Owszem jest tu dużo wulgaryzmu, seksu, alkoholu czy narkotyków. Nasi ulubieńcy z dzieciństwa na kartach tego zbioru są po prostu niegrzeczni. Jednak ile przy tym wszystkim jest humoru. Dla mnie najlepsze opowiadanie to ,,Napad”. Genialna szajka składająca się z Pinokia, Kota w butach, Dziewczynki z zapałkami oraz Jasia i Małgosi tworzy przy tym przezabawny gang . Zaczynasz im kibicować i trzymasz kciuki za tę akcje by się im powiodło. Płakałam ze śmiechu z ich nieporadności. Rozterki Kubusia Puchatka czy bucowaty Czerwony Kapturek to tylko nieliczne postaci, jakie znajdziesz w tym zbiorze i odkrywające przed Tobą ich nowe, ciemniejsze oblicze.
Podsumowując ,,Pogięte bajki” to świetna alternatywa dla dorosłych, kochających baśnie. Oczywiście mogą zbulwersować co po niektórych czytelników, mnie ona przypadła bardzo do gustu. Lekki, a zarazem barwny język, pozwala nam na nowo przeżywać niesamowite przygody z naszymi ulubionymi baśniowymi postaciami. Autor odkrywa przed nami mroczniejszą, wulgarną i często seksualną stronę danej bajki. To świetna książka, która dostarcza ogromną rozrywkę i bawi do łez. Wspaniała propozycja dla osób, uwielbiających baśnie, humor, a przede wszystkim nowatorskość.
"Opowieści z Wielkiego Lasu" Andrzej Zieliński (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 14, sierpień 2018 09:14
- Autor: Daria Lizoń
Książka ,,Opowieści z Wielkiego Lasu” to bardzo ciekawa propozycja dla młodszych jak i starszych czytelników. Za nim przejdę do treści standardowo przyjrzę się jej wydaniu. Otrzymujemy książeczkę mniejszą od normalnego wydania. Cieniutka, lekka, fajnie trzyma się ją w ręku i wejdzie do prawie każdej torebki czy plecaka. To również świetna propozycja kiedy wybieracie się w podróż samochodem z dzieckiem. Wejdzie do schowka, a podczas drogi można czytać na głos dziecku króciutkie opowiadania. Wracając do wyglądu książka utrzymana jest w kolorystyce bieli, zieleni, pomarańczowym, żółtym i niebieskim. Śliczny rysunek zwierząt leśnych już wprowadza czytelnika w klimaty baśniowe. Białe kartki i przyjemna dla oka czcionka ułatwiają szybkie czytanie. Skrzydełka mogą służyć jako zaznaczenie strony, gdzie skończyliśmy ostatnio. Do tego mamy spis treści, dzięki czemu możemy po książce skakać niczym zając, czytając wybrane bajki. Mamy ich tutaj w sumie 28 więc spokojnie każdy znajdzie tu coś dla siebie. Szkoda tylko, że w środku nie ma rysunków, czy szkiców, uatrakcyjniło by to całą książkę jeszcze bardziej. Całość wydania oceniam na: 5
Teraz płynnie przejdźmy do treści. Autor w swoim zbiorze umieścił kilka znanych nam baśni, które we wspaniały sposób unowocześnił, tak aby wpasowały się w dzisiejszy świat naszych milusińskich. Spotkasz tu Czerwonego Kapturka, Brzydkie Kaczątko, królewnę Śnieżkę, czy dziewczynkę z zapałkami. W genialny sposób na nowo odkryjesz te jakże piękne baśnie. Bardzo podobało mi się również to, iż każda bajka posiada nowy morał, który wielokrotnie chwycił mnie za serduszko. Nowe bajki, jakie spotkasz tutaj także są urocze i mądre. Chyba nie zaskoczę tą informacją, bo już po tytule można się domyślić, że w głównej mierze bohaterami baśni są tutaj zwierzęta. To one mają tu głos i są w większości głównymi postaciami. Język jest jak najbardziej lekki, współczesny, a co za tym idzie bliski dziecku. Drogi rodzicu nie musisz wychodzić z siebie, zastanawiać się jak wytłumaczyć dziecku dane wyrażenie. Nie musisz odrywać się od lektury i tracić cenny czas na szukanie po Internecie czy słowniku znaczeń. Moja ulubiona baśń to na nowo opowiedziana, a raczej pokusiłabym się, iż to ciąg dalszy przygód Brzydkiego Kaczątka. Przepięknie opowiedziana i została ze mną na dłużej.
Podsumowując: polecam tę książkę z czystym sumieniem, spodoba się nie tylko dzieciom, ale i dorosłym. To wspaniały zbiór opowiadań, które można czytać na dobranoc, wykorzystać do rozmowy na drażliwy temat lub by po prostu miło spędzić czas. Dodatkowo są tak uniwersalne, że spodobają się zarówno dziewczynkom jak i chłopakom. Ja na pewno będę z niej korzystać ucząc dzieci, a przy tym rozwijając ich wyobraźnię. No bo kto by nie chciał pogadać ze zwierzęciem, czy zapytać jakąś postać z bajki dlaczego tak postąpiła , a nie inaczej? Ja czytając tę książkę bawiłam się świetnie, nie raz sama zapadając w zadumę, rozważając słowa autora. To może świadczyć tylko o jednym - jest to genialna pozycja, którą warto mieć na swojej półce.
"Jesteś tylko dla mnie" Danuta Noszczyńska (Prószyński i S-ka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 10, sierpień 2018 19:51
- Autor: Daria Lizoń
Książka ,,Jesteś tylko dla mnie” od samego początku wciągnie Cię, a to za sprawą bardzo wartkiej akcji i ciekawej fabuły. Nim przejdziemy do tego przyjrzyjmy się bliżej jej z zewnątrz. Okładka jest miękka, bez skrzydełek. Czcionka bardzo przyjemna dla oka, a strony są koloru beżowego. Rozdziały są ponumerowane i zatytułowane. Nie ma tu żadnych ozdobników. Na samym końcu znajduje się spis treści. Całość oceniam na: 5
Kiedy już wiesz jak prezentuje się książka, przejdziemy teraz do jej treści. Jak wspomniałam Ci na samym początku, powieść ta wciągnie Cię do reszty. Mamy tutaj tylko parę bohaterów, genialnie wykreowanych. Kaja nasza główna bohaterka to bardzo zaradna, inteligenta kobieta. Przyjeżdża do Polski na pogrzeb swojej siostry, która zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach. Bohaterka postanawia rozwiązać sprawę tragicznej śmierci Sonii. Jej plan jest szalony, bowiem chce poznać bliżej swojego szwagra, znanego tylko ze zdjęć. Co dla mnie było śmieszne, a zarazem dziwne, nikt nie rozpoznaje Kai, nawet jej sąsiadki, znające ją od dzieciństwa. Wszyscy uważają ją za znajomą zmarłej, a nie za siostrę. Rozumiem, że zmiana image może nas zmienić, ale żeby aż tak ? Ok, już nie czepiając się takich niuansów idźmy dalej. Kobieta zaczyna uwodzić Adama, który od samego początku wzbudza w nas dziwne uczucia. Zaczynamy go podejrzewać o dziwne rzeczy… tak nawet o śmierć własnej żony. Teściowa Sonii jawi się, jako bardzo elegancka kobieta o bardzo ciepłym sercu, wielokrotnie pomagająca żonom Adama dostosować się do świata elity. Jednak im dalej tym w raz z bohaterką poznajemy co raz to nowsze sekrety rodziny, o których wcześniej nie miała zielonego pojęcia. Bowiem Sonia nigdy nie mówiła źle o swej nowej rodzinie, wręcz była nimi zachwycona. Nagle wkraczamy do bardzo mrocznego, chorego i złego świata, w jakim musiała żyć dziewczyna, całkiem innego niż by się mogło wydawać. Zaczynamy się zastanawiać czy to było samobójstwo, czy może jednak wyrafinowane morderstwo? I co najważniejsze - kto jest winny? Autorka mistrzowsko sposób bawi się z nami w kotka i myszkę, żonglując informacjami i zaskakując nas co rusz to nowymi informacjami. Z zaciekawieniem śledziłam losy bohaterów i muszę powiedzieć, że bardzo podobała mi się historia, która ukryta została na kartach tej powieści.
Podsumowując książka ,,Jesteś tylko dla mnie” to genialny lekki thriller z elementem obyczajówki. Trzyma nas w niepewności do końca, a sama historia wciąga od samego początku. Bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani. Elementy psychologii, jakie tutaj znajdziesz, dodają tylko lekkiej pikanterii do całej fabuły. Język jest przyjemny co za tym idzie, książkę pochłania się w bardzo szybko. Zawsze mówię kogo polubiłam, więc żeby nie zdradzić za dużo powiem, iż czarny charakter został wyśmienicie przedstawiony i to właśnie ta postać mnie urzekła w tej książce. Elementy romansu przeplatają się z ciągłym poszukiwaniem prawdy i odkrywaniem nowych, przerażających, faktów dotyczących życia Sonii. Do samego końca nie wiemy, kto jest odpowiedzialny za śmierć dziewczyny. Ona sama czy osoby trzecie? Autorka potrafi zaskoczyć czytelnika, co było ogromnym plusem. Minusem było dla mnie jedynie fakt, że nikt nie rozpoznał Kai mimo, iż wszyscy mieli zdjęcia kobiety. Jednak jest to jedyny minus jaki mogę przedstawić. Cała reszta zasługuje na ogromny plus. W szczególności motyw zazdrości, z którym mamy do czynienia , został w perfekcyjny sposób przedstawiony. Ukazane są bowiem różne oblicza tego uczucia i do czego może ona doprowadzić. Autorka delikatnie skłania czytelnika do refleksji, że zazdrość może być czymś dobrym, lecz w ogromnej mierze tak zwana chorobliwa zazdrość zazwyczaj prowadzi tylko i wyłącznie do tragedii. Polecam serdecznie tę powieść. Gwarantuje, że z zapartym tchem będziesz czytać tę książkę z zaskoczeniem stwierdzając, iż to już niestety koniec.
"Liczone w latach" Joanna Chodak (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 06, sierpień 2018 17:07
- Autor: Daria Lizoń
Książka ,,Liczone w latach” to kolejna powieść podejmująca tematykę miłości. Jednak tym razem miłości z lat dziecięcych. O takiej, która mimo wielu lat nie wygasa. Zanim przejdę do opinii, pozwól, że omówię jej wygląd.
Pozycja ta nie jest obszerna. Okładka jest miękka ze skrzydełkami. Utrzymana w kolorystyce szarości, bieli, czerni i turkusu. Bardzo przyjemna czcionka, a strony są koloru beżowego. Rozdziały mamy ponumerowane, brak spisu treści czy ozdobników. Ogólnie oceniam te wydanie na: 5
Książka ta, i tu Cię zadziwię, że mimo tak przemielonego niczym mięso, tematu miłości, była dla mnie miłym zaskoczeniem. Dlaczego? O tym już za chwilkę. Główną bohaterką jest Anka, kobieta mająca ogromne powodzenie u mężczyzn. Można spokojnie powiedzieć , iż przebiera w nich jak w torebkach. Jednak pomimo wielu prób nie potrafi na dłużej związać się z żadnym partnerem. Im dalej tym bardziej poznajemy dziewczynę i znajdujemy rozwiązanie tej tajemniczej zagadki - otóż nie wyleczyła się ze swojej młodzieńczej miłości, chociaż choć stara się jak może zapomnieć, to nie potrafi pokochać innego mężczyzny. Rafał też nie ułatwia jej tego zadania, bowiem co roku spotyka się z nią i mąci w życiu. Bardzo polubiłam główną bohaterkę, mimo, że momentami przypomina kobietę lekkich obyczajów. Każda z nas bowiem szuka tego jedynego, ukochanego, wyśnionego partnera. Tak jak bohaterka staramy się znaleźć miłość, która powali nas niczym przepyszna czekolada. Co do konstrukcji fabuły to jest ona prowadzona naprzemiennie. Raz mamy wgląd w teraźniejszość, raz w przeszłość, dzięki czemu dostajemy pełen obraz życia Anki i miłości, okrytej cierpieniem i bólem. Nie dziwiło mnie, iż dziewczyna jest niepewna swej miłości do Rafała, przychodzącego i odchodzącego, przez co nie potrafi się związać z nikim na dłuższą metę. Mężczyzna jest według mnie destrukcyjną osobą, która swym pojawieniem niszczyła wszystko to co Anka dotychczas zbudowała i chyba dlatego też nie zyskał mej sympatii. Nie muszę, iż fabuła wciągnęła mnie do reszty, bowiem autorka do samego końca trzyma nas w niepewności jak zakończy się ta burzliwa historia.
Podsumowując ,,Liczone w latach” to książka lekka, jaką szybko się czyta. Kreacja bohaterów jest genialna i wiem, że dużo osób będzie utożsamiać się z postaciami. Minusem może być mnogość postaci męskich i przyznam szczerze, iż w pewnych momentach zadawałam sobie pytania: kto to jest? Fabuła jest wciągająca, a sam motyw miłości zaprezentowany został w ciekawy sposób. No i te zakończenie, które zaskoczyło mnie zupełnie. Na zakończenie pozwolę oddać głos autorce, tak piszącejo swej książce ,, To książka dla tych, którzy próbują poradzić sobie ze swoimi demonami. Dla tych, którzy podejmują walkę o lepsze jutro i dla wszystkich, którym z miłością nie do twarzy.” Ja dodam od siebie, iż warto sięgnąć po tę książkę, gdyz pokazuje nam, że miłość nie zawsze jest taką oczywistą oczywistością i czasem możemy jej nie zauważyć w naszym życiowym wyścigu.
"Nałóg" Anna Nitka (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 01, sierpień 2018 20:05
- Autor: Katarzyna Pessel
Czasami nie trzeba pisać wielu tomów, czy grubych pozycji, aby móc stworzyć coś pięknego. Zanim przejdę do oceny jej wnętrza przez chwilkę porozmawiam o jej wyglądzie.
Książka jest cieniutka ze skrzydełkami. Utrzymana w kolorystyce szarości, czerni, bieli i niebieskości przedstawia kobietę, wypatrującą przez okno. Kartki są koloru beżowego, a czcionka przyjemna dla oka. Powieść ta przypomina dziennik, bowiem zamiast rozdziałów mamy podane dni oraz daty. Brak spisu treści, czy ozdobników. Ocena ogólna: 5
,,Nałóg” to pozycja, przedstawiające miłość, jako uzależniające uczucie, które może być destrukcyjne, a zarazem potrzebne by prawidłowo funkcjonować. Powiem krótko, nie polubiłam głównej bohaterki Marceliny, jednak co trzeba przyznać jest wykreowana bardzo dobrze. Dlaczego jej nie darzę sympatią? Po pierwsze jako kobieta dwudziestojednoletnia zachowuje się momentami jak mała dziewczynka, której zabrano lizaka. Owszem, co zalicza się na ogromny plus, autorka w genialny sposób przedstawiła aspekt psychologiczny osób cierpiących na depresję. Jednak jak wspomniałam wcześniej, Marcelina jawiła mi się jako kobieta wyrafinowana, wykorzystująca mężczyzn dla swoich przyjemności. Wielokrotnie autorka powtarza czytelnikowi, że została ona zraniona i porzucona przez mężczyznę, jakiego kochała nad życie. Nie będę zdradzała fabuły, ale chciałam pokazać, jak sprzeczna jest postać tej kobiety. Z jednej strony ma żal do mężczyzn, z drugiej wyzyskuje ich dla własnych celów. Gdzie tu logika ? Adam przystojny, ciepły i cierpliwy ratownik medyczny zakochuje się w naszej bohaterce. Stara się zdobyć serce tej zimnej i zamkniętej w sobie Marceliny. To chyba on może wzbudzić w nas jakieś pozytywne odczucia, przynajmniej ja tak uważam. Ponarzekałam troszkę na bohaterkę, aczkolwiek sama fabuła jest ciekawa i wielokrotnie skłoniła mnie do refleksji. Mądre myśli towarzyszą nam przez większą część powieści. Pomimo, iż mam jakieś „ale” co do bohaterki to reszta wypada wspaniale i nie mam już żadnych zastrzeżeń. Książka ta wciągnęła mnie do swego nostalgicznego świata i co tu dużo mówić przypadła mi do gustu.
Podsumowując bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani. Autorka w przepiękny sposób ukazuje nam różne oblicza miłości. Cierpienie, ból i rozpacz będą towarzyszyły nam przez większość tej lektury. Sam pomysł na przedstawienie tak silnego uczucia jako coś destrukcyjnego i uzależniającego było dla mnie czymś ciekawym i innym. Elementy psychologii oraz ukazanie stanu depresyjnego uważam za strzał w dziesiątkę. Morał jaki płynie z tej krótkiej, ale jakże refleksyjnej powieści, jest taki, że miłość uzależnia nas od poczucia spełnienia, szczęścia i bycia z ukochaną osobą. Pozbawieni jej stajemy się wrakiem, niezdolnym do normalnego funkcjonowania w życiu. Przeobrażamy się w zimne i twarde figuryz lodu, nieczuli na piękno otaczającego nas świata. Polecam ją wszystkim osobom lubiącym lekką literaturę o tematyce miłosnej, skłaniającą zarazem do licznych rozważań.
„Kroniki Drugiego kręgu. Kamień na szczycie” Ewa Białołęcka (Jaguar)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 30, lipiec 2018 19:24
- Autor: Katarzyna Pessel
Przeszłość zawsze przypomni o sobie, zwłaszcza kiedy jest w niej coś niedokończonego. Rzadko kiedy przychodzi wcześniej siebie anonsując, częściej daje o sobie znać znienacka, gdy wydaje się, że zostawiło się ją daleko za sobą. Niestety ucieczka nigdy nie zdaje egzaminu, zawsze, prędzej czy później, trzeba będzie jej spojrzeć w twarz i podjąć decyzję czy pójdziemy dalej, zostawiając za sobą to czego nie jesteśmy w stanie zmienić.
Dzieciństwo kiedyś się kończy, tak samo jak i niewinność. Kamień oraz jego przyjaciele z Drugiego Kręgu mają za sobą pierwsze trudne wybory. Za ich sprawą zmienili się nieodwracalnie, lecz tak wiele jeszcze przed nimi. Odludne i przede wszystkim odległe miejsce świetnie sprawdza się jako kryjówka przed nestorami magicznego fachu. Jednak nic co dobre nie trwa wiecznie, niestety młodzi czarodzieje przekonali się już o tym nie raz, teraz czekają na nich kolejne próby. Więzy przyjaźni, te starsze i świeższe, pozwoliły im stworzyć sobie azyl, lecz czy Drugi Krąg utrzyma się kiedy do głosu dojdą skrywane uczucia? Powrót do rzeczywistości to także powrót do problemów jakie dwa lata wcześniej pozostawili za sobą, niezakończone trwały w zawieszeniu, a czas płynął. Czy uda się stawić im czoła? Bardziej doświadczeni i dojrzalsi młodzi magowie wracają do świata, gdzie jeszcze nie tak dawno nie widzieli dla siebie miejsca. Jednakże są jego częścią i tutaj muszą zmierzyć się z przeznaczeniem, ale kto powiedział, że mu się biernie poddadzą? Kamień i jego towarzysze po raz kolejny rzucają wyzwanie swemu przeznaczeniu, lecz tym razem ktoś jeszcze wkracza w ich życie. Niespodziewana zmiana planów wymaga by sięgnęli tam gdzie, rzadko kto się zapuszcza …
Czas nie stoi w miejscu, w książkach również mija, postacie, które poznajemy zmieniają się, dorastają i dojrzewają. Trzeci tom „Kronik Drugiego Kręgu” zawiera w sobie upływ lat i zmiany jako zaszły, i wciąż zachodzą, w życiu bohaterów. Dzieci z pierwszej części to już przeszłość, obecnie ich miejsce zajęli ludzie młodzi wiekiem, lecz doświadczeniem przewyższający swoich rówieśników. Ewa Białołęcka łączy w swoich książkach pokolenia, tak bohaterów jak i czytelników, opowiadana historia jest ciekawa dla młodszych i starszych. Interesujące tło współgra z postaciami, fantastyczne szczegóły, niezwykłe zdolności oraz niecodzienne perypetie wypełniają strony kolejnego tomu, wciągając czytających w świat gdzie nic nie jest niemożliwe, ale jednocześnie płaci się za to wysoką cenę. Pisarka znakomicie rozwija sagę, w której znalazło się miejsce dla przyjaźni, uczuć, dorastania oraz podejmowania trudnych wyborów. Warstwa fantastyczna jest jedną z kilku, każda z nich dodaje do wątków emocji i barw, z pojedynczych historii tkana jest opowieść, odsłaniająca z każda stroną nowe tajemnice, rozwiązująca wcześniejsze zagadki i sygnalizująca kolejne sekrety. „Kamień na szczycie” kończy pewien okres i jednocześnie otwiera nowy rozdział, dla niektórych osób, jeszcze nie do końca zdefiniowany, lecz już intrygujący. Ewa Białołęcka wciąż zaskakuje pomysłami i rozwojem fabuły, stawia przy pomocy swoich bohaterów pytania, a odpowiedzi wymagają dostrzeżenia tego co ważne i podjęcia niełatwych decyzji.
"Wróć do Triory" Jolanta Kosowska (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: piątek, 27, lipiec 2018 18:36
- Autor: Katarzyna Pessel
Życie bywa pełne niespodzianek, raz zaskakując szczęśliwymi chwilami, raz przynosząc dramatyczny przełom. Przeszłość bywa lekcją, dzięki której uczymy się siebie samych oraz możemy pomóc w tym pomóc ludziom zagubionym pomiędzy przeszłością i teraźniejszością.
Triora nie jest jednym z wielu włoskich, średniowiecznych, miasteczek, chociaż niektórzy widzą ją właśnie w takiej postaci. Marcin Morawski dostrzega w ciasnych zaułkach i kamiennych murach coś więcej, ma w tym miejscu misję do wykonania, ale nie jest ona tak łatwa jak mogłoby się wydawać. Mroczny cień dawnych wydarzeń wciąż wydaje się żywy, a może jedynie mieszkańcy podtrzymują legendę? Prawda nigdy nie jest prosta i Morawski już się o tym przekonał, lecz teraz ma do czynienia z czymś w co trudno uwierzyć. W Triorze trzeba odrzucić pozory i połączyć fakty z wrażeniami na granicy rozsądku i wiary. Weronika nie tak dawno poszła tą drogą, ale czy znalazła to czego szukała? Dla Jakuba muzyka stanowi oś egzystencji, Filip także w niej odnalazł coś ważnego, lecz teraz co innego ja przesłoniło. Czworo ludzi jest połączonych niezwykłym punktem na mapie, o którym nie tak dawno nie mieli pojęcia. Teraz łączy ich i daje szanse, być może na nowe rozdziały w życiu …
Miałam już przyjemność przeczytania kilku książek autorstwa Jolanty Kosowskiej, każda z nich zapewniła mi wspaniałe chwile z niezwykłymi opowieściami. Nie inaczej było i tym razem, „Wróć do Triory” pozostawiło po sobie niezapomniane wrażenia czytelnicze i historię, do której wrócę niebawem. Połączenie tego co było z teraźniejszością i tajemnicami na pierwszym planie nie każdy autor potrafi umiejętnie wykorzystać, nie można także zapomnieć o bohaterach, których losy są przecież istotą fabuły. Ta ostatnia zaskakuje nie tylko swoim rozwojem, lecz i miejscami gdzie się rozgrywa oraz poruszanymi problemami. Pisarka daje postaciom trudne życiorysy i prowadzi ich krętymi egzystencjonalnymi ścieżkami, krzyżującymi się z sobą w kluczowych momentach. Tytułowa Triora pilnie szczerze sekretów swoich oraz mieszkańców, uchylając furtkę jedynie dla nielicznych. Magiczna atmosfera średniowiecznych murów oraz przeszłość, nie do końca znana i jednocześnie mroczna, nie pozwala oderwać się od śledzenia kolejnych zakrętów pokonywanych przez bohaterów. Ich egzystencja toczy się jak sinusoida – szczęście i dramat następują po sobie, raz wznosząc kogoś na szczyt by zaraz potem znalazł się na samym dole, losy czworga bohaterów spotykają się w momencie kiedy mają podjąć istotną decyzję, czasem na wagę życia i śmierci bądź są na rozdrożu pomiędzy zakończonym rozdziałem i przed tym co dopiero może się wydarzyć. Rzeczywistość i świat, kryjący się za tym co trudno pojąć lub przed czym broni się rozsądek egzystują w „Wróć do Triory” tuż obok siebie, jedni akceptują oba, inni odczuwają niepokój gdy spotyka ich coś co wymyka się znanym lub przyjętym schematom. Jolanta Kosowska oddała w swej książce emocjonalną huśtawkę ludzi przerażonych chorobą i kogoś kto wyzwala się z nałogu oraz człowieka, który poznaje swoje niezwykłe korzenie.
"Pocałunek cesarza" Sylwia Bachleda (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 22, lipiec 2018 20:03
- Autor: Monika Salamucha
Charlotte jest młodziutką kobietą, zaręczoną z miłością swojego życia – Victorem. Pewnego dnia, bez zapowiedzi, mężczyzna opuszcza dziewczynę, łamiąc jej serce. Charlotte znajduje pocieszenie w ramionach innego, gdy nagle otrzymuje zaproszenie na bal do Wersalu. Sprawy w pałacu przybierają niespodziewany obrót. Zwykły bal i poznanie cesarza Francji wywołują burzę w życiu dziewczyny. Po jej przejściu Charlotte budzi się w całkiem nowej dla siebie rzeczywistości. Czy się w niej odnajdzie?
Opis na tylnej okładce zapowiadał wspaniałą powieść osadzoną w XIX-wiecznej Francji. Uwielbiam czytać powieści fabularne umiejscowione w tamtych czasach, dlatego bez namysłu postanowiłam sięgnąć po „Pocałunek cesarza”. Dostałam piękne suknie, ociekające złotem komnaty, rajsko pachnące ogrody i… rozwiązłą główną bohaterkę. Nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu.
Charlotte jest młoda, pochodzi z dobrego domu. Dlatego tym bardziej zszokowało mnie zachowanie, które przedstawiała nawet w obecności innych ludzi. Osoby, czytające dużo książek historycznych, czy też mające ogólne pojęcie o historii, wiedzą, że każde spotkanie kobiety z mężczyzną musiało się odbyć z przyzwoitką. Publiczne trzymanie się za ręce nie wchodziło w grę, a co gorsza rzucanie się komuś na szyję i namiętne całowanie – społeczne napiętnowanie murowane! Charlotte, jak i jej obiekty westchnień, ewidentnie się tym nie przejmują. Jeżeli lubi się literaturę, starającą się dobrze oddać konkretny okres czasu, takie szafowanie czułością może przeszkadzać we wczuciu się w opowieść.
Druga połowa „Pocałunku cesarza” jest zdecydowanie lepsza niż jej początek. Dalej dzieje się tam dużo, jednak główna bohaterka wreszcie podejmuje pewny wybór i trzyma się go; wcześniej co trzy strony podejmowała „najważniejszą decyzję w życiu”. Podobnie sprawa się ma z mężczyznami obecnymi w jej życiu - jest ich kilku, a niemal każdy z nich jest nijaki. Obawiam się, iż autorka, na rzecz gorącego romansu, zapomniała porządnie zarysować postacie męskie, gdyż koniec końców najważniejszym, co ich charakteryzuje to uczucia, jakimi darzą Charlotte. Jedynym mężczyzną z krwi i kości jest Victor, jest też jedynym, który wpasował się w realia dziewiętnastowiecznej Francji – głównie sposobem wypowiadania się oraz manierami. O innych można powiedzieć tyle, że „drapieżnie się uśmiechają” lub są ślepo oddani pięknej Charlotte.
Książkę można porównać do harlekinów, jakie kiedyś były niesamowicie popularne. Są to czytadła na umilenie wieczoru, w których bohaterowie zawsze i wszędzie byli gotowi do akcji. W „Pocałunku cesarza” ciągłe przebywanie w łóżku jest zastąpione nieustającym uwodzeniem. Przyznam szczerze, iż autorka opisywała to wszystko ze smakiem. Sceny intymności są gorące i niejednokrotnie przyprawiają o rumieniec. Lubię takie smaczki, jednak co za dużo to nie zdrowo. Po kolejnej scenie z drapieżnymi uśmiechami i podświadomością Charlotte mówiącej jej, że nie powinna tego robić, wyłączałam się.
Gdyby autorka pogłębiła relacje między bohaterami, zwróciła większą uwagę na bycie konsekwentną i lepiej oddała realia dziewiętnastowiecznej Francji to książka byłaby bardzo dobrym romansem. Pomysł na fabułę jest świetny, a jeden z jej elementów jest dobrze wykorzystany. Styl Sylwii Bachledy jest lekki, pięknie maluje słowem obrazy. Między dialogami i opisami zachowuje idealną równowagę, dzięki czemu książkę czyta się płynnie.
Mimo tej płynności błędy i niedociągnięcia rzucają cień na lekturę. Jednakże jest to debiut autorki dlatego mimo wszystko uważam, że warto sięgnąć po „Pocałunek cesarza”. Każdy gdzieś zaczyna, a w przypadku Sylwii Bachledy jest wielki potencjał. Mam cichą nadzieję, iż nadchodzący drugi tom będzie jeszcze lepszy od drugiej połowy książki.