"Ogród świateł" Anna Klejzerowicz (Edipresse Książki)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 15, styczeń 2019 21:53
- Autor: Daria Lizoń
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Pani Anny. Jak wiecie lub nie uwielbiam kryminały, więc z przyjemnością postanowiłam się zabrać za tę pozycję. Sam opis już wzbudził we mnie pozytywne emocje, że może to być coś fajnego, co wywoła ciarki lub przerażenie. Czy tak właśnie się stało ? Jednak zanim przejdę do fabuły, zatrzymajmy się na chwilę przy wizualnym odczuciu.
Książka jest większa niż standardowy format A5. Miękka okładka utrzymana w kolorystyce zieleni, żółci oraz czerni, przedstawia idącą postać do domu. Bardzo klimatyczna okładka, która jest taka jakby zamszowa i ma wykończenie matowe. Brak skrzydełek i spisu treści. Czcionka bardzo przyjemna dla oka, a kartki są beżowego koloru. To wszystko sprawia, iż książkę bardzo szybko pochłoniecie. Wydanie oceniam na: 5
Do książkowego świata kryminalnego wprowadza nas trójka bohaterów, prowadzących śledztwo nad makabryczną zbrodnią. Felicja to dziennikarka, która pomaga rozwiązać sprawę brutalnego morderstwa całej rodziny. Ma nosa do znajdywania poszlak i docierania do sedna sprawy. Ta 40 latka jest uparta i zrobi wszystko by zapanowała sprawiedliwość. Rybak jest policjantem i ma romans z Felicją. Młodszy od niej, wykonuje polecenia swej kochanki. Dziwna dla mnie była to relacja, ale właśnie taka miała być. Przynajmniej wzbudza, jakieś emocje w czytelniku. Jak na faceta i to książkowego to niestety ten bohater jest tylko atrakcją dla Felicji. Natomiast Greta to kobieta, która od początku zainteresowania się tą sprawą, ukrywa coś przed innymi. Jej tajemnica sprawia, że historia ta otrzymuje troszkę dodatkowej pikanterii. Jednak to, iż jest szefową Rybak nie jest aż tak istotne, bo pierwsze skrzypce gra tu Felicja. Sama fabuła jest interesująco poprowadzona. Mamy bardzo intrygującą zbrodnię, dokonaną na całej rodzinie, wręcz rzeź. Do tego małe miasteczko, zamknięte i niezbyt chętnie wpuszcza obcych do swego grona. Sprawy mafijne przeplatają się z rodzinnymi. Jak więc widzicie wszystko tu wspaniale współgra, dodatkowo co jakiś czas mamy dostęp do zapisków śledczych, jak i naszej dziennikarki. Właśnie w nich pojawiają się najlepsze elementy psychologiczne. Jednak niestety ciarek nie miałam na skórze podczas lektury. Muszę przyznać, że troszkę się zawiodłam.
PODSUMOWUJĄC: Książka ,, Ogród świateł” to pozycja z pewnością jest wciągająca, język jest lekki, co ułatwia nam szybkie czytanie. Podobało mi się, że kiedy mamy relacje naszych bohaterów to czcionka jest ukośna, wówczas również poznajemy uczucia targającymi nimi. Miałam problem, bo żadna z postaci nie spowodowała we mnie zachwytu, zabrakło mi tzw. charyzmy głównej śledczej, ale to moja ocena. Sama fabuła jest ciekawa, szczególnie początek ma świetny klimat - mroczny i tajemniczy. Jednak potem gdzieś się on zatraca, a szkoda, bo liczyłam na ciarki, jakieś obawy, a niestety ich nie odczułam. Jak wspomniałam uwielbiam kryminały i dość dużo ich przeczytałam dlatego też tak troszkę marudzę. Jednak uważam, że jest to idealna pozycja dla tych co dopiero zaczynają swoją przygodę z kryminałem. Takie osoby na pewno będą z zapartym tchem pochłaniać tę książkę. Dla wyjadaczy takich jak ja , może okazać się ona średniakiem. W sensie, iż są tutaj mocne strony jak np. sama zbrodnia, psychologia czy początkowy klimat. Jednak to za mało bym mogła powiedzieć, iż lektura była wyśmienita, wstrząsająca i wywierająca na nas negatywne emocje tj. wzburzenie. Zabrakło mi tu po prostu bohatera, który byłby z charakterem. Oczywiście zachęcam Was do sięgnięcia po tę pozycję i przekonaniu się na własnej skórze czy warto ją poznać.
"Tylko jeden wieczór" Krystyna Mirek (Edipresse Książki)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 07, styczeń 2019 18:41
- Autor: Daria Lizoń
Kiedy tylko wzięłam do ręki książkę Pani Krystyny Mirek, wiedziałam, że będzie to lektura lekka, piękna, wzruszająca , podejmująca tematykę i problemy z naszego życia. Czy wersja świąteczna również mnie oczarowała jak jej poprzedniczki? Zostańcie ze mną, a wszystkiego się dowiecie.
Książka już na samym wstępie zachęca nas do jej „skosztowania”. Jej okładka jest matowa, a na niej błyszczą złote gwiazdki, co dla mnie było połączeniem iście świątecznym i ślicznym. Czcionka o przyzwoitym rozmiarze i kremowe strony ułatwiają szybkie czytanie. Rozdziały są numerowane, a brak spisu treści czy przypisów nie ujmuje temu wydaniu. Jeśli chodzi o wydanie daje jej 5.
Opowieść ta z początku bardzo przypominała mi inną słynną książkę ,, Diabeł ubiera się u Prady”. Mamy bowiem do czynienia z bardzo despotyczną bohaterką Sylwią, która osiągnęła ogromny sukces, a jej kariera stale rozkwita. Jako sławna aktorka żyje ciągle pod światłem fleszy. Jednak idealna egzystencja to pozory i gra. Ta kobieta sukcesu za sprawą małej dziewczynki, przypomni sobie o wszystkim tym, co zgubiła w drodze do swej sławy.
Jak zwykle byłam zachwycona historią, jaką zaserwowała nam Pani Krystyna. Opowieść ta jest swoistym połączeniem świątecznej ,, Opowieści wigilijnej „ z ,, Diabłem ubiera się u Prady”. Główna bohaterka zimna i bardzo surowa kobieta, zmienia się na naszych oczach i to za sprawą dziecka. Uwielbiam takie ,, ciepłe” historie, które uzmysławiają nam, ile rzeczy nam umyka w pogoni za pieniędzmi i karierą zawodową. Święta to taki hamulec, gdzie na chwilę zatrzymujemy naszą karuzelę, by na nowo rozpocząć swoją przejażdżkę. Podczas tego krótkiego postoju zaczynamy rozmyślać nad życiem. Dawne idzie precz, a rodzina nagle zostaje doceniana. Właśnie o tym jest ta powieść o niedocenianiu tego co się ma, a gonieniu za mrzonkami.
Podsumowując uważam, że ,, Jeden wieczór” to idealna propozycja na ten zimowo- świąteczny czas. Ciepłe kakao i ta pozycja rozgrzeje Wasze serduszka do czerwoności, sprawiając, iż docenicie w życiu to co macie. Bohaterowie są świetnie wykreowani. Zmagają się z rzeczywistymi problemami, nie są również konkretnie skategoryzowani na złych i dobrych. Każdy bowiem ich czynjest podyktowany jakąś racjonalną decyzją. Wciągająca, napisana bardzo lekkim piórem, powoduje, że pochłaniamy ją szybciej niż świąteczny sernik. Jeśli szukacie książki z motywem świątecznym, życiową, a przede wszystkim refleksyjną to jest to odpowiednia książka dla Was.
"Internat" Izabela Degórska (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 30, grudzień 2018 18:23
- Autor: Daria Lizoń
Książka ,, Internat” już na samym początku kusiła mnie, ciekawiła i wywoływała pewne dreszcze ekscytacji, a nawet przerażenia. Czy książka mnie pożarła, czy może ja ją ? Czy warto po nią sięgnąć? O tym wszystkim zaraz Wam opowiem. No więc słuchajcie …
Zacznę od wizualnej strony. Książka niby nie gruba, a w dłoni troszkę mi ciążyła. Do tego grzbiet wygiął się w literkę U nie złamał na szczęście, jednak nie wiem czego to wina? Pierwszy raz tak mi się zdarzyło w tym wydawnictwie ... może trafił mi się lichy egzemplarz. No dobra troszkę pomarudziłam, teraz przejdźmy dalej. Okładka jest miękka, ze skrzydełkami, bardzo podoba mi się klimatyczna okładka, która jest utrzymana w sepii, co już na początku u mnie wywołuje dreszczyk emocji. Kartki są beżowe, czcionka nie męczy oczu, rozdziały są ponumerowane. Nie ma spisu treści, żadnych przypisów, czy ozdobników.
Główna bohaterka Wiktoria jest typową dziewczyna, którą mijasz codziennie w drodze do pracy czy szkoły. Inteligentna, zawzięta, odważna to cechy ją określające. Nie boi się głośno powiedzieć NIE. Dziewczyna zauważa, że społeczeństwo ostatnio dostało bzika na punkcie pewnej książki, niczym ludzie, jacy przed świętami szaleją, wręcz biją się o karpia. Wszyscy w kółko gadają o ,, Internacie”, młode dziewczyny zaczynają tworzyć swoją subkulturę, ubierając się na wzór bohaterek z powieści. Wiktoria niczym detektyw postanawia sprawdzić o co tyle szumu, przy okazji wykorzystując materiały do swojej pracy magisterskiej. Kiedy zdobywa pierwsze wydanie tej powieści, nie wie, że zaraz spotka ją przygoda wyjęta z najgorszego koszmaru. Książka ,, wsysa ją” i wdrukowuje w postać jednej z kluczowych bohaterek dla powieści - Anny Wolf, sprawiając przy tym, iż jej ciało ,, przyjmuje” hmm jakby kwintesencję postaci z książki. Ależ metamorfoza czyż nie ? Troszkę przypomina te różnego rodzaju filmy typu dziecko zamienia się ciałem z rodzice, psem, itd. Aczkolwiek przeobrażenie się w bohatera powieści była dla mnie czymś nowym i świeżym. Tak zaczynamy poznawać wraz z Wiktorią / Anną fabułę od środka. Najgorsze jest to, że im dziewczyna bardziej kombinuje jak wydostać się z tej matni, tym bardziej sobie szkodzi. Bowiem źle zagrana rola powoduje skasowanie postaci. Natomiast przerażające jest to, że trzeba grać pod dyktando powieści, nie mogąc zmienić dialogów, sytuacji itp. Oczywiście nasza postać próbuje z całych sił jednak inne osoby skutecznie utrudniają jej wyjście poza ,,ramę”.
W życiu rzeczywistym partner Wiktorii, Adam, zaczyna zauważać dziwną zmianę w zachowaniu swej ukochanej. Nie myje się, dziwi się kiedy jest głodna lub musi iść do toalety. Nie jest spontaniczna tak jak kiedyś, ubiera się wyzywająco i wykorzystuje innych do swoich celów. Po prostu inna osoba. Mężczyzna szuka pomocy u wróżki, i innych osób zajmujących się paranormalnymi zjawiskami. Wie, iż to nie jest jego ukochana, a całkiem obca osoba, oderwana od rzeczywistości.
Fabuła idzie dwoma torami. Obserwujemy walkę Wiktorii by wyrwać się z zaplątanego świata książki, w którym jest marionetką w rękach autora, oraz walkę Adama o swoją ukochaną. Autorka w fenomenalny sposób ukazuje braki postaci, nagle zmuszonej żyć w naszym świecie i odwrotnie. Sam Internat, w jakim przebywa Wiktoria w ciele Anny, jest mroczne, tajemnicze i nie raz wywołało u mnie ciarki. Chociaż motyw ,, wessania w historię” nie jest czymś nowym, to już wykonanie jak najbardziej. Muszę Wam powiedzieć, że ta książka jest przerażająca, gdyż ukazuje prawdę o nas samych czyli jak często egzystujemy w świecie wyimaginowanym, wirtualnym, zatracając własne ja, a przy tym zapominając o tym jak to jest ,, prawdziwie żyć”.
PODSUMOWUJĄC: książka ,, Internat” to moje kolejne odkrycie tego roku. Genialna książka, która wciąga nas niczym świąteczne pierniczki. Bohaterowie wspaniale wykreowani, autorka ukazuje ich wady i rysy na nieskazitelnym szkle, odzierając z idealizmu i bycia nierealnym. Bardzo polubiłam Wiktorię, dziewczynę mogącą być Twoją znajomą i opowiadającą Ci o swej niezwykłej przygodzie. Co do języka jest on potoczny, dzięki czemu szybciej jesteśmy w stanie zrozumieć rzeczy, które mi teraz ciężko opowiedzieć by nie zdradzić niczego za wiele. Klimat powieści to kolejny plus tej historii, powiedziałabym, że to taki delikatny horror lub bardziej thriller niż młodzieżówka. Choć mamy do czynienia z młodymi bohaterami 16-22 lat, to jak wspomniałam nie odczujecie tej różnicy, bowiem inteligencja jest tutaj na każdym polu wykorzystywana. Fabuła jest kolejnym dla mnie wartym wspomnienia elementem. Zamiana miejscami z bohaterem książki i zajęcie jego miejsca w świecie gdzie się jest tylko postacią, było dla mnie fenomenalne. Wiesz zapętlony czas, wszystko z góry zaplanowane i brak możliwości bycia inteligentnym, spontanicznym , a przede wszystkim zamkniętym w ramach czasowych i miejscu jest czymś przerażającym. Książkowe pustaki czyli bohaterowie, którzy mają jedną kwestię lub po prostu występują w danej scenie jako tłum to wspaniałe odzwierciedlenie osób, nie mający baranów własnego zdania i ślepo idą za innymi niczym stado. Kiedy zabraknie dowódcy nie wiedzą co mają robić, bo nigdy niczego sami nie zrobili. To tylko jeden problem psychologiczny, a uwierzcie jest tu ich o wiele więcej. Dlaczego warto „schrupać” tę książkę? Sam motyw ,, porwania przez książkę” może nie jest nowatorski, jednak właśnie te niuanse sprawiają, że czytelnik czuje się zafascynowany całą historią I NIE MOŻESZ SIĘ OD NIEJ ODERWAĆ. Książka w całości mnie „pożarła”, nie zostawiając ani jednej kosteczki. Z niecierpliwością będę wyczekiwać na kolejne książki Pani Izabeli, a Wam z całego serca polecam tę znakomitą, inną i wyjątkową powieść.
"Ogród świateł" Anna Klejzerowicz (Edipresse Książki)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: środa, 19, grudzień 2018 19:24
- Autor: Katarzyna Pessel
Przeszłość i teraźniejszość wydają się często odrębnymi światami, które nie mają ze sobą nic wspólnego. Jednak nie ma nic bardziej mylnego, nawet kiedy wydaje się, że drzwi jednej do drugiej zostały dobrze zamknięte i tak nie można mieć pewności, iż nie otworzą się gdy uderzy w nie echo tego, co było. Wystarczy moment by wróciło to o czym starano się zapomnieć i pogrzebano w najdalszych zakamarkach pamięci.
Obok morderstwa trudno przejść obojętnie, zwłaszcza kiedy jest się Felicją Stefańską. Kryszewo raczej nie jest metropolią, ale zbrodnie jakoś lubią to miejsce, najnowsze wydarzenia jedynie to potwierdzają. Spokojną okolicą wstrząsa zabójstwo rodziny, brutalne i całkowicie zaskakujące. Początkowy pogląd na sprawę szybko zostaje zweryfikowany, a Stefańska rozpoczyna prywatne dochodzenie, nie żeby nie dowierzała policji, lecz pewne nawyki trudno wykorzenić. Wydawałoby się, iż małe miasteczka to źródło wszelkiej informacji o wszystkim i wszystkich, jednakże w tym wypadku nie do końca ta zasada sprawdza się. Wyraźnie da się odczuć, że wielu nie chce wracać do przeszłości, gdyż właśnie w niej zdaje się być ukryty klucz do tego obecnego dramatu. Doświadczenie Stefanii przydaje się, podobnie jak upór oraz umiejętność kojarzenia z sobą mało istotnych informacji dla innych. Czy tym razem jednak nie przekroczy granicy, za którą będzie musiała stawić czoła bezpośredniemu zagrożeniu? Turystyczna oaza może kryć demony o jakich wielu starało się zapomnieć, a odgrzebywanie tego, co pokryła umyślna niepamięć nie jest zbyt bezpiecznym zadaniem. Jednak odpowiedź na pytania kto i dlaczego nie pozwalają zboczyć z obranej drogi Felicji, nawet jeśli cena dla innych byłaby zbyt wysoka.
Nieduże, nadmorskie, miasteczko i zbrodnia, do tego jeszcze taka pisana z dużej litery oraz dociekliwa detektyw, nie do końca amatorka. Pierwsze strony wciągają czytelnika w historię, w jakiej nic nie jest oczywiste, a to dopiero początek, gdyż kolejne kartki przynoszą nowe znaki zapytania. Pierwszoplanowa zagadka kryminalna ma również swój cień, równie mroczny jak i ona sama, kryjący w sobie dramat sprzed lat. Pisarka wirtuozersko prowadzi czytelnika po meandrach kryminalnego dochodzenia pełnego sekretów, reminiscencji z przeszłości, ale także doskonale odzwierciedlonego drugiego planu. Mam na swoim czytelniczym koncie kilka książek Anny Klejzerowicz i pewność, że każda nowa powieść nie zostanie odłożona dopóki nie zostanie przeczytana. Nie inaczej było z Ogrodem świateł”, który pochłonął mnie na kilka godzin i nie pozwolił wyjść ze swego zbrodniczego kręgu aż ostatnie zdanie nie zostało przeczytane. Ta konkretna historia ma w sobie najlepsze cechy kryminały czyli suspens, intrygujących bohaterów, morderczą łamigłówkę oraz śledztwo, które nie toczy się utartymi ścieżkami. Podczas czytania można odczuć jak dobrze skomponowana jest fabuła, skrywająca ciemniejszą stronę pod warstwą małomiasteczkowej, leniwej atmosfery oraz postaci, które jedynie na pierwszy rzut oka mogą wydawać się amatorami. „Ogród świateł” jest opowieścią przemyślaną, nawet najdrobniejsze detale mają swoje miejsce i doskonale budują całość, natomiast przeplatająca się narracja dodatkowo buduje napięcie i podsuwa .
"Kastor" Wojtek Miłoszewski (wyd. W.A.B)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 13, grudzień 2018 18:34
- Autor: Katarzyna Pessel
Prawda rzadko kiedy jest prosta, czasem jej nieznajomość chroni człowieka przed tym czego nie jest w stanie stawić czoła. Jednak ludzka ciekawość nie znosi pustki i dąży by poznać to co pozostaje tajemnicą. Pytanie czy warto było ją odkryć bywa niekiedy gorzkim podsumowaniem momentu utraty złudzeń.
Morderstwa zdarzają się częściej niż się społeczeństwu wydaje, a Kastor Grudziński ma z nimi do czynienia od lat. Komisarz policji widział już wiele i nauczył się, że ze złem niekiedy trzeba walczyć na własnych zasadach. Nowa sprawa tylko na początku wydawał się rutynowa, lecz kolejne wydarzenia nie pozostawiają złudzeń śledczym – trzeba będzie się zmierzyć z kimś kto działa z rozmysłem i krok po kroku realizuje swój plan. Jaki? Tego właśnie musi dowiedzieć się Grudziński, a w nowej rzeczywistości trzeba jeszcze bardziej uważać. Śledztwo zatacza coraz szersze kręgi, lecz czy policjanci są bliżej odkrycia tożsamości zabójcy? „Góra” chce wyników, natomiast Kastor zamierza poznać prawdę, cena nie liczy się, ale czy jest gotowy na rachunek? Dochodzeniowa praca przynosi efekty, lecz także i straty. Tym razem komisarz może nie być gotowym na to co odkryje, tak w życiu zawodowym jak i osobistym. Krakowskie mury kryją w sobie wiele sekretów, tak samo jak i pamięć ludzka, niektóre z nich otworzą stare rany, inne być może pozwolą na wymierzenie sprawiedliwości, chociaż nie będzie to proste. Pewne sprawy sięgają głęboko, ich korzenie splatają się z tym co wydawało się mieć zupełnie inną twarz.
Kryminały bardzo lubię, czy w wersji papierowej czy też kinowo-telewizyjnej, towarzyszą mi od lat, nic więc dziwnego, że zaciekawił mnie „Kastor”, najnowsza książka Wojtka Miłoszewskiego. Okazało się, że przeniosłam się do świata jednocześnie znanego i odkrywającego przede mną oblicze całkiem nowe. Lata dziewięćdziesiąte minęły jakiś czas temu, ich początek pamiętam przez pryzmat oczu dziecka, ale czym innym jest spojrzenie
z punktu widzenia policjanta. Trzeba przyznać, że autor stawia na niespodziewane zwroty i już po przeczytaniu prologu mamy przedsmak tego co czeka nas podczas lektury, a czeka - mówiąc w skrócie - bardzo dużo. Wiele obiecywałam sobie po tej lekturze i nie zawiodłam się, kryminalna atmosfera, czasem mniej lub bardziej w klimacie noir, no i przede wszystkim konsekwentnie utrzymane tło pierwszych lat ostatniej dekady dwudziestego wieku stanowią idealny drugi plan dla opowiadanej historii. „Kastor” ma w swej fabule pełnokrwisty kryminał z równie wyrazistymi bohaterami, mającymi za sobą przeszłość, która odcisnęła na nich głębokie blizny, mniej lub bardziej widoczne. Połączenie wątków śledczych z osobistymi ma w sobie pełną naturalność, jedne bez drugich byłyby wybrakowane i nie miałyby odpowiedniej siły wyrazu. Wojtek Miłoszewski nie upodabnia postaci do tych kojarzonych
z policyjnym fachem, nie są w żadnym razie czarno-biali, ale od samego początku wszyscy mają swoje cechy charakterystyczne, a wraz z rozwojem wydarzeń poznajemy ich coraz lepiej. Wpisana w „Kastora” niejednoznaczność daje o sobie znać raz za razem, bowiem jak przystało na sam początek lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, wiele spraw zmieniało swoje oblicze znienacka, to co wydawało się niezmienne okazywało się nagle kończyć. Sam motyw kryminalny ma również kilka twarzy i ewoluuje od mogłoby się wydawać oczywistości w stronę zupełnego zaskoczenia. Intrygujący, nie pozwalający na szybką ocenę i przede wszystkim w każdym aspekcie kryminał jak spod pióra mistrzów gatunku, taki właśnie jest „Kastor”.
"Namiętność pachnąca terpentyną" Anna Kasiuk (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: wtorek, 11, grudzień 2018 16:00
- Autor: Magdalena Krauze
Piszę tę recenzję świeżo po lekturze, aby nie pozbyć się emocji, które się we mnie nagromadziły.
Jeśli napiszę, że próbuję znaleźć w sobie pokłady zachwytu, będzie to równe szukaniu igły w stogu siana.
Przyznam, że nigdy nie robię notatek w trakcie czytania książki. Tym razem musiałam, a to ze względu na dość kontrowersyjne jak dla mnie, liberalne podejście do pewnych kwestii wychowawczych głównej bohaterki książki oraz kilku innych rzeczy.
Ale po kolei...
Sabina jest czterdziestoletnią kobietą, która w wieku szesnastu lat została matką. Jej mąż, Jeremi, był malarzem, a różnica wieku między parą wynosiła trzynaście lat. Niestety pewnego dnia, Jeremi umiera. Ich związek trwał bardzo krótko. Zrozpaczona Sabina zostaje sama z córką, a do pomocy ma mamę, która bardzo chętnie zostaje z małą Anitą podczas, kiedy Sabina zarabia na ich utrzymanie i w dalszym ciągu się jeszcze uczy.
Pewnego dnia w jej domu pojawia się kolega Anity ze studiów, Jakub, który pod pretekstem wspólnej nauki, oraz szukania weny, spokoju i natchnienia do pracy, prosi o możliwość zamieszkania do momentu zakończenia roku akademickiego.
Jakub budzi w Sabinie uśpioną namiętność. Lecz teraz nie chcę się o tym wątku zbyt rozpisywać.
Jest jeszcze Wiktor, którego kobieta poznała będąc w Bieszczadach. Pojechała tam szukać natchnienia do nowej powieści, którą miała zamiar poświęcić zmarłemu mężowi.Po jej powrocie do domu, między dwojgiem dochodzi do wymiany cotygodniowych wiadomości, na które Sabina czeka z utęsknieniem.
Czy Sabina wybierze opiekuńczego, mężczyznę w obecności którego czuje się bezpiecznie?
Czy też chłopka w wieku jej córki, który potrafi jej ''dogodzić fizycznie''?
Mam ogromny szacunek do pracy Autorów, lecz tutaj w mojej subiektywnej ocenie, coś nie zagrało.
Sabina, będąca od dwudziestu jeden lat wdową, jak do tej pory wiernie pozostaje w celibacie skupiając swą uwagę na wychowaniu córki, zapewnieniu jej bytu i rozwijaniu swojej pisarskiej pasji. Rozpamiętuje zmarłego męża, z którym była zaledwie kilka lat. Rozumiem, wielka miłość, jej autorytet, opiekun, przewodnik itd, ale bez przesady!
Autorka w dalszej części książki wprawdzie wyjaśnia przyczynę takiego zachowania, obarczając winą matkę Sabiny, którą ukazuje jako opiekuńczą kobietę, dbającą o córkę i wnuczkę, ale też osobę, która podporządkowała sobie Sabinę, celebrując w niej wspomnienie Jeremiego.
I tutaj nasuwa mi się pytanie.
Sabina nie jest w ciemię bita, nie jest zahukaną kobietą. Ma duże pokłady tolerancji zważywszy na to, że Anita jest lesbijką. Rodzicom z reguły ciężko jest zaakceptować odmienność swoich dzieci, a tutaj mamy przykład niesamowitej akceptacji. Pisze powieści, więc potrafi trzeźwo myśleć. Mniemam, że ktoś taki, potrafi wziąć życie w swoje ręce i odciąć się od sugestii matki, a może się mylę?
Kolejna kwestia, która mnie zniesmaczyła już na samym początku książki, to dość liberalne podejście Sabiny do palenia marihuany przez Anitę. Anna Kasiuk napisała coś takiego; ''Dlaczego miałam zabraniać jej rzeczy których sama próbowałam"? W tym momencie ręce mi opadły, ponieważ nie wyobrażam sobie wychowywania dziecka pozwalając na popełnianie błędów, które wiem, że nimi są. To tak, jakby położyć dziecku na dłoni rozżarzony kawałek węgla i powiedzieć: - Trzymaj, ja kiedyś też się w to bawiłam i jak widzisz, żyję".
Nie wiem czemu miał służyć ten wątek? Czy ukazaniu życia studenckiego ludzi z artystyczną duszą, czy pokazaniu wyluzowanej mamuśki, która pozwala córce na wszystko?
Wątek Sabiny i Jakuba najchętniej ominęłabym przerzucając kartki. Tak naprawdę nie wniósł on nic do tej powieści. Jedyne co mi się nasuwa na myśl, to fakt , że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Sabina nagle zauważyła, że na świecie istnieje jeszcze męski gatunek. Rozumiem, że przez dwadzieścia jeden lat, żyła jak kobiety w filmie Juliusza Machulskiego ''Seksmisja". Mocno naciągane i wręcz niewiarygodne, żeby ze statecznej pani pisarki zrobić rozhukaną erotomankę.
By nie było, że cały czas narzekam, to napiszę, iż mocno kibicowałam Wiktorowi. Szkoda tylko, że Sabinka zanim znalazła się w ramionach Wiktora, została już wyeksploatowana przez Jakuba, ale rozumiem, że taki był zamysł, iż tylko młodzieniec jest w stanie rozbudzić dwudziestojednoletni okres posuchy.
Błędów logicznych już nie będę wytykać...chociaż nie, ten akurat był taki dość śmieszny. Sabina wyjechała w Bieszczady w poniedziałek rano, by w tym samym dniu odbyć swoje pierwsze spotkanie autorskie z czytelnikami. Nagle dowiadujemy się, że jest piątkowe popołudnie :)
,,Namiętność pachnąca terpentyną to niewątpliwie powieść, za którą kryje się dobry warsztat Anny Kasiuk, tego nie mogę Autorce odmówić. To powieść, która jest emocjonalna, niemniej mnie zabrakło w niej romantyzmu, spójności i mniej naciąganej fabuły.
Czy jestem rozczarowana?
Nie!
Jestem zniesmaczona. Tak, to jest to uczucie, które mi towarzyszy.
Niemniej pamiętajcie, że to jest moje subiektywne odczucie i aby się przekonać, czy moja opinia pokryje się z Waszą, zachęcam do sięgnięcia po '' Namiętność pachnącą terpentyną".
"Lwowski ptak" Piotr Tymiński (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 06, grudzień 2018 17:54
- Autor: Katarzyna Pessel
Bohaterowie nie zawsze znani są z imienia, nazwiska czy pseudonimu. Bywają, i to wcale nie tak rzadko, anonimowi, o których jedynie pamięć zbiorowa pozostała. Ich czyny wcale nie są mniej waleczne, ale zbyt często w zbiorowości nie dostrzegamy jednostek i ich czynów. Za nieznanymi imionami kryją się ludzie, którzy w godzinie próby dali z siebie wszystko, nie oczekując uznania czy też sławy.
Nie miała w planach walki z bronią w ręku, lecz kiedy w pewnej chwili Tońka podjęła decyzję, jakiej nie tak dawno nie brała pod uwagę. Jednakże jej ukochany Lwów był zagrożony co więc pozostaje? To, na co nie wszyscy by się poważyli, dołącza do obrońców i nie chce być jedynie sanitariuszką, tylko czynnie walczyć. Jednak czy ktoś weźmie ten zapał na poważnie? Młodsi od niej chłopcy, z bronią w ręku, nie dziwią zbytnio, lecz dziewczyna wzbudza co najmniej nieufność. Pozostaje jedynie ukrycie swej tożsamości, zamiast Tońki pojawia się Hipolit, a jego obecności w samym centrum walk nie jest zaskoczeniem i nikomu nie przychodzi do głowy odesłanie go na tyły, by biernie uczestniczył w obronie. Jednakże rzeczywistość nie jest romantycznym obrazem patriotyzmu, chociaż to uczucie pomaga w ciężkich godzinach. Tuż obok giną lub zostają ranni rówieśnicy, a użycie karabinu może oznaczać odebranie komuś życia, lecz dla Tonki – Hipolita ważna jest obrona ojczystego Lwowa. Cena za to bywa czasem bardzo wysoka, zmęczenie i ból to tylko jej mały ułamek, ale warto ją ponieść gdy każda godzina przynosi nową nadzieję, że już niedługo ujrzy się nad lwowskimi dachami polską flagę. Czy wszystkim towarzyszom dziewczyny będzie dane zobaczyć biel i czerwień? Jaka rola pisana jest młodej obrończyni? Śmierć pojawia się często i zabiera kolejnych młodych obrońców, niekiedy znanych jedynie z imienia lub pozostających nieznanymi.
Mogła być jedną z wielu, tą, którą pamiętali jedynie najbliżsi i kompani, a kolejne pokolenia nie znało jej z imienia i nazwiska, lecz jako jedną z obrońców. „Lwowski ptak” nie jest kolejną książką z historią w tle lub taką szybko znikającą z pamięci. Obrona Lwowa z tysiąc dziewięćset osiemnastego roku widziana oczami naocznego świadka, co więcej obrońcy albo raczej obrończyni, nastoletniej dziewczyny – panienki z dobrego domu, chwytającej za broń. Niecodzienna perspektywa czyż nie? Ale także bardzo wymagająca wobec pisarza, gdyż z jednej strony punkt widzenia nie tak często spotykany, z drugiej fakty historyczne. Uzyskanie równowagi nie jest łatwe, lecz kiedy zostanie osiągnięta czytelnik otrzymuje niezapomnianą lekturę. Monumentalności faktów dziejowych Piotr Tymiński nie umniejszył w żadnym stopniu, jednakże za sprawą postaci przybliżył je szerszemu gronu i odkrył ich ludzką twarz. Dzięki pokazaniu młodych obrońców czytający mają szansę poznać historię od kulis, wcale nie mniej spektakularnych niż fabularyzowanych opracowaniach, w których obserwuje się bohaterów z przysłowiowych krwi i kości, targanych emocjami i wątpliwościami, pełnych zapału, lecz i zmęczonych walką. „Lwowski ptak” to lektura dla każdego, łączy w sobie rzeczywiste, dziejowe, momenty z przedstawieniem tych, tworzących je ludzi, lecz pozostających anonimowych. Za krzyżami na cmentarzu oraz wspomnieniami tych, którzy przeżyli kryją się splątane losy młodszych i starszych, jacy poszli za głosem serca oraz patriotyzmu, a najnowsza książka Piotra Tymińskiego pozwala poznać niezwykłych bohaterów w jednej z najważniejszych chwil w życiu.
"Spadkobierca" Agnieszka Pruska (Oficynka)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: niedziela, 02, grudzień 2018 19:47
- Autor: Katarzyna Pessel
Pewne zagadki mają wiele więcej wspólnego z przeszłością niż się komukolwiek wydaje. Niewidoczne dla większości nitki łączą to, co było z tym, co jest oraz z tym, co dopiero może się zdarzyć. Jedynie przez przypadek lub jeśli komuś bardzo zależy odkrywa te wzajemne powiązania, a od tego już krok by poznać prawdę, która pokazuje to co przez lata uchodziło bezkarnie.
Skomplikowane dochodzenie jest niczym niezwykłym dla Barnaby Uszkiera, najnowsza sprawa nie zapowiadała się na taką. No cóż okazała się trudną i przede wszystkim pokazującą do czego prowadzi zbrodnicza ludzka determinacja. Jednak nim wszystko lub prawie wszystko zostanie wyjaśnione przed komisarzem oraz jego współpracownikiem pracowite dni i coś jeszcze, czego się nie spodziewali się. Morderstwo młodego mężczyzny nie byłoby niczym nadzwyczajnie dla Barnaby, lecz rozwój wydarzeń skłania go do szerzej zakrojonych poszukiwań niż zazwyczaj. Nie daje mu spokoju modus operandi sprawcy, lecz czy jego przypuszczenia są trafne? Wydają się co najmniej mało realne, ale intuicja nie pozwala o nich zapomnieć, w końcu jeszcze jeden trop nie zaszkodzi. Zresztą w tym śledztwie jest wiele znaków zapytania, a fakty są nad wyraz skromne, ale od czego doświadczenie i mrówcza praca w terenie? Właśnie w takich sprawach przydaje się zespołowa praca, chociaż w tym konkretnym przypadku pojawia się pewna przeszkoda, jednak nie z takimi problemami Uszkier radził sobie. Czas goni i trzeba znaleźć koniec właściwej nitki by doprowadziła ona do prawdziwego morderczego wątku, zaskakującego i nad wyraz długiego …
Nadkomisarz Barnaba Uszkier znowu w akcji i jak się szybko okazuje w najwyższej formie, najnowsze dochodzenie gdańskich policjantów to prawdziwy majstersztyk kryminalny. „Spadkobierca” to nie lada gratka dla fanów dochodzeń, w jakich liczy się inteligencja detektywów oraz nieoczywisty motyw. Agnieszka Pruska dołożyła starań by czytelnicy, z przysłowiowymi wypiekami na twarzy, śledzili postępy bohaterów w rozwiązywaniu morderczej łamigłówki. Trzeba przyznać, że tropów jest bardzo wiele i wydarzenia mogą potoczyć się w bardzo wielu kierunkach. Od początku, najpierw gdzieś w tle, a później coraz wyraźniej przeszłość łączy się z teraźniejszością, lecz kluczowy dowód tego związku wciąż pozostaje tajemnicą. Śledztwo zatacza kręgi, to co z sobą przynosi odsłania skrywane oblicza poszczególnych postaci, napięcie jest utrzymane do samego końca. Pisarka podsuwa, za pomocą prowadzących dochodzenie, przedstawia wiele możliwych ścieżek do rozwiązania, lecz nie tak łatwo odnaleźć tę właściwą, zwłaszcza kiedy i sam motyw nie jest oczywisty. „Spadkobierca” jest nie lada gratką czytelniczo-kryminalną i ze względu na znanych już bohaterów i z powodu intrygującego dochodzenia oraz zbrodniczego suspensu. Trudno jest przerywać lekturę, gdyż każdy rozdziała przynosi coś nowego i jednocześnie istnieje możliwość przełomu, więc najlepiej zarezerwować dla książki Agnieszki Pruskiej tak by móc delektować się kryminalną historią, w jakiej nie ma nic oczywistego, za to każdy z watkó1) jest intrygujący.