Aktualności
- Szczegóły
-
Kategoria: Pozostałe
-
Utworzono: wtorek, 26, październik 2021 16:51
-
Autor: Agnieszka Kaniuk
O miłości zawsze chce się myśleć i mówić jak najpiękniej. Wszyscy o niej marzymy i pragniemy poczuć wyjątkowość tego uczucia. Chcemy zatracić się w melodii przyspieszonego rytmu bicia serca dwojga zakochanych w sobie ludzi i zatopić w głębi spojrzeń skrywających oddanie osoby, której jesteśmy gotowi ofiarować siebie. Takiej miłości szukamy i na taką czekamy. Niestety, o czym na pewno przekonało się wielu z nas, to samo życie bywa najbardziej trudnym przeciwnikiem dla tego uczucia. To ono wyposażając nas bardzo często w ciężki bagaż doświadczeń, z którymi musimy się mierzyć każdego dnia, sprawia, że zagubieni i przepełnieni strachem obawiamy się dopuścić do głosu serce. Ogromny ciężar tej prawdy odczuli bohaterowie czwartej i ostatniej części cyklu „Płomienie” autorstwa Anny Dąbrowskiej „Nasza melodia”.
Rita i Daniel są sąsiadami z dzieciństwa. W żadnej mierze jednak nie można ich nazwać przyjaciółmi z podwórka. Będąc nastolatkami bowiem, nie pałali do siebie sympatią. Choć może nie do końca. To Daniel widział w Ricie piegowatego rudzielca, którego wręcz nienawidził, a ona ze zranionym sercem podkochiwała się w nim skrycie. Młode lata tej dwójki naznaczone były chęcią rywalizacji, której obiektem była pasja i miłość do muzyki. Oboje grają na pianinie i każde z nich jest pewne wyższości swojego talentu i umiejętności nad tym drugim. Jak to często bywa, los rozdziela ich na wiele lat. W momencie, kiedy my czytelnicy stajemy się obserwatorami ich życia, są już dorośli i nie ma w nich już nic z dzieci, którymi byli kiedyś. Daniel, czy też Dany jak mówią na niego koledzy z zespołu „Płomienie”, stał się sławny, a Rita prowadzi swój klub i jest nauczycielką w szkole muzycznej. Choć wydawać by się mogło, że dzieli ich wszystko, to los pokaże im, że tak naprawdę są tacy sami i da im drugą szansę, choć oni sami jeszcze nie zdają sobie z tego sprawy.
Nie myślcie jednak, że happy end tej historii jest oczywisty. W książkach Ani Dąbrowskiej nie ma miejsca na oczywistości. Mocno doświadcza swoich bohaterów i tak też jest i tym razem. Choć oboje starają się ukryć bolesną prawdę o tym, jak wygląda ich obecne życie.
Kiedy drogi naszych bohaterów po latach splatają się ponownie Daniel, walcząc z samym sobą i bojąc się do tego przyznać, zaczyna dostrzegać w tej rudej jędzy piękną kobietę i wreszcie dociera do niego, jak wielkim był kiedyś głupkiem. Chciałby cofnąć czas i wszystko naprawić, ale być może na wszystko jest już za późno. Tylko on jeden wie, jak bardzo błędne są przeświadczenia o sławie, którymi żyją ludzie. Tylko on jeden zna ciężar samotności, która pojawia się, gdy zgasną światła i opadną emocje granych koncertów. Pragnie spędzić życie z kobietą, która dotrzyma mu kroku w biegu, którym jest jego życie, albo będzie tą, dla której będzie chciał się zatrzymać. Czuje, że to właśnie Rita jest tą jedyną, ale w jej pięknych zielonych oczach dostrzega smutek.
Jak przekonacie się wraz z biegiem lektury, kobieta ma za sobą trudną przeszłość, od której nie potrafi się odciąć. Przeszłość, która ją niszczy i sprawia, że boi się już zaufać. Zapewne domyślacie się, że Daniel będzie próbował zdobyć jej serce, ale jak otworzyć je przed kimś, kto już raz cię zranił.
„Nasza melodia” na swoich kartach skrywa przejmującą historię, która jestem tego pewna, skradnie serce każdego, kto po nią sięgnie. Poznacie w niej kobietę i mężczyznę, którzy, tak jak my wszyscy pragną kochać i być kochanymi, ale doświadczeni przez przeszłość boją się tę miłość zarówno przyjąć, jak i ją okazywać. Na naszych oczach rozgrywa się pełna namiętności i pożądania swego rodzaju gra między Ritą i Danielem, dla której najpotężniejszym przeciwnikiem jest rozum. Czytelnik niemalże namacalnie odczuwa targające nimi emocje toczące walkę serca i rozsądku.
Oczywiście kibicujemy ich szczęściu bardzo mocno i chcielibyśmy, aby byli ze sobą, ale Ania Dąbrowska, za co bardzo jej dziękuję doskonale rozumie i wie, że w sprawie uczuć nie należy niczego przyspieszać, ani na nic naciskać. Trzeba być cierpliwym i dać sobie czas. I ona ten czas swoim bohaterom dała. Mimo że w książce nie brakuje pikantnych dwuznaczności między nimi, to jednak wszystko dzieje się we właściwym sobie tempie z ujmującą delikatnością i wrażliwością. A co z tego wyniknie, musicie już przekonać się sami, sięgając po książkę, do czego gorąco Was zachęcam.
Moi kochani, jak wspomniałam we wstępie recenzji, jest to już ostatnia część cyklu "Płomienie". Z ogromnym żalem żegnam się z jego bohaterami, gdyż śmiało mogę powiedzieć, że ma on swoje miejsce w moim sercu. Ogromnie się cieszę, że w tej części autorka jeszcze raz dała nam, jego wielbicielom możliwość spotkania się z pozostałymi członkami zespołu i sprawdzenia, co teraz u nich słychać. Muszę Wam jednak powiedzieć, że okoliczności, jakie temu spotkaniu towarzyszyły, sprawiły, że moje serce na dłuższą chwilę przestało bić. Nie powiem nic więcej. Musicie koniecznie sami przeczytać tę książkę, jak i cały cykl, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście.
Dodaj komentarz