Wywiad z Agnieszką Lingas-Łoniewską przy okazji premiery jej najnowszej powieści "W szpilkach od Manolo"
- Szczegóły
- Kategoria: Wywiady
- Utworzono: piątek, 31, maj 2013 09:27
Zapraszamy do lektury wywiadu z Agnieszką Lingas-Łoniewską, przy okazji premiery jej najnowszej powieści, komedii, kryminału i romansu w jednym, czyli "W szpilkach od Manolo".
Rozmowę z autorką przeprowadziła Magdalena Zimniak, także pisarka, autorka m.in., Willi, Pokoju Marty i Jeziora cierni.
MZ: Agnieszko, dzisiaj premiera Twojej najnowszej książki „W szpilkach od Manolo”. Jak czujesz się w związku z tym? Czy autorka, która zdobyła już rzesze fanów, denerwuje się?
ALŁ: Zawsze się denerwuję. Myślę o tym, jak czytelnicy przyjmą nową książkę, czy nie będą się czuli zawiedzeni, czy pokochają postaci, którymi ja sama żyłam przez kilka miesięcy. A teraz puszczam je, niejako na wolność i martwię się, jak sobie poradzą. Poza tym ta powieść to trochę inna „ja”. Nie ma tu dramatów, rozpaczy, jest humor, lekki kryminał i romans oczywiście. Główna bohaterka to uparta i zadziorna menadżerka w korporacji, która ma już dość pracy w bezdusznej korpo. I proszę nie doszukiwać się analogii :) Liliana jest szalona, bardzo przekorna i szybciej mówi niż myśli. To często sprawia, że kłopoty najzwyczajniej w świecie lgną ją do niej jak pszczoły do miodu.
MZ: Podejrzewałam, że się denerwujesz, chociaż po tak pogodnej osobie jak Ty, nie widać tego na zewnątrz. Wspaniale jest mieć czytelników, którzy Cię kochają, lecz z pewnością odpowiedzialność w stosunku do nich bywa stresująca. Jestem przekonana, że Twoi bohaterowie sobie poradzą! Ja czytałam jedynie fragmenty książki, a już ich polubiłam. Właśnie o tę inność chciałam zapytać. Czy „W szpilkach od Manolo” faktycznie stoi w opozycji do Twoich poprzednich powieści? Jest miłość, jest tajemnica, przestępstwo. Wszystko, za co pokochano Cię wcześniej, chociaż pokazane rzeczywiście inaczej, w lżejszy, komediowy sposób. Co sprawiło, że wybrałaś tę formę?
ALŁ: Tak naprawdę, pomimo tego całego dramatyzmu w moich książkach, jestem osobą o bardzo dużym poczuciu humoru. Kiedyś zaczytywałam się w kryminałach Chmielewskiej, uwielbiałam też Samozwaniec i jej sardoniczny żart. Często jestem złośliwa, ale w taki zdrowy, sympatyczny sposób. Moi przyjaciele wiedzą o tym bardzo dobrze. I już dawno namawiali mnie do napisania właśnie książki o zabarwieniu komediowym. Ale jakoś zawsze było mi bliżej do dramatów i emocji. Co nie znaczy, że w „W szpilkach od Manolo” takich w ogóle nie będzie. Owszem, wystąpią, ale nie jako kluczowe tematy. Powiem ci szczerze, że bardzo dobrze poczułam się w tej nowej odsłonie, może też dlatego, że bohaterka, Liliana, ma trochę moich cech. Była to niezła zabawa pisać o sobie w taki sposób, nie powiem, dużo z siebie dałam Lilianie. Na pewno odziedziczyła po mnie to okropnie złośliwe poczucie humoru;)
MZ: Pisarz podobno zawsze pisze o sobie. Przyznam, że czytając o Lilianie, myślałam o Tobie. Zastrzegłaś na początku, żeby nie doszukiwać się analogii. Wiem, że pracowałaś w dużej korporacji. Czy pisząc „W szpilkach od Manolo” nie oddałaś przynajmniej w części stosunków tam panujących? Czy też Twoja firma była zupełnie innego rodzaju? Jak w ogóle wspominasz tamten etap życia?
ALŁ: Pewne analogie można znaleźć, w końcu pracowałam w korporacji 9 lat, a to naprawdę kawałek czasu. I nie zawsze było paskudnie. Wyścig szczurów? Zawsze gdzieś jest jakiś wyścig, konkurencja, lepsi i gorsi. Nie ukrywajmy, tak jest skonstruowany człowiek. Ale koniec końców, gdy naprawdę zaczęło być niemiło, w porę się ewakuowałam. I teraz jestem naprawdę szczęśliwa. Piszę, pracuję w domu i jest mi z tym dobrze. Jeśli chodzi o realia, oczywiście to fikcja, komedia, kryminał, nie muszę być jajkiem na patelni, by opisywać jajecznicę, jak powiedział Flaubert. Aczkolwiek te 9 lat w korpo na pewno dało mi solidne podstawy.
MZ: Flaubert powiedział też: „Pani Bovary to ja”. Być może więc tym jajkiem też odrobinę był :). W pewnym sensie Ci zazdroszczę, że już nie wychodzisz do pracy i robisz zawodowo tylko to, co jest Twoją pasją. Czy decyzja, żeby poświęcić się wyłącznie pisaniu, była ciężka? Wiemy przecież, jak trudno jest obecnie utrzymać się z pisarstwa. Masz w sobie żyłkę hazardzisty i dlatego podjęłaś ryzyko? Czy też pracowałaś na to od paru lat, masz pewność, że Twoje książki sprzedają się coraz lepiej i wiesz, że zarobisz na życie?
ALŁ: Wiesz, lubię ryzyko, ale bez przesady. Poza tym, długo pracowałam w firmie finansowej, a Excel stanowił moją codzienność. Wiem, arkusz kalkulacyjny jest mało romantyczny, ale za to pragmatyczny. Czasami trzeba. I chyba to jest konsekwencja mojej ciężkiej pracy, którą w ostatnich latach wykonałam. A także cudownych Czytelników, którzy kochają moją twórczość i to dzięki nim mogę spokojnie tworzyć w domowym zaciszu. Poza tym to było zawsze moim marzeniem, a marzenia trzeba spełniać, bo życie mknie w zastraszającym tempie i trzeba łapać z niego to, co dla każdego najlepsze. I najcenniejsze.
MZ: A jak na Twoją decyzję zareagowała rodzina? Jak w ogóle podchodzą do Twojego pisania? Wspierają Cię i cieszą się sukcesami, czy mają pretensję, że to zajęcie zajmuje Ci zbyt wiele czasu?
ALŁ: Rodzina daje mi olbrzymie wsparcie i doping do dalszej pracy. Pierwszą czytelniczką jest moja mama, oczywiście bardzo bezkrytyczną, ale chyba nic tak nie buduje wartości dziecka, jak motywacja i wsparcie rodzica. Krytyka nadejdzie z innej strony, ale rodzic powinien być tym bezkompromisowym wsparciem. I moja mama taka właśnie jest. Oczywiście mąż i dzieciaki także pomagają mi w realizacji pisarskich zamierzeń, zaczynają rozumieć, kiedy siadam przy biurku i włączam laptopa, że teraz mama/żona idzie do pracy:)
MZ: Brzmi niemal idyllicznie, aż się rozmarzyłam. Trzeba przyznać, że masz świetne warunki do pisania. Zdradź mi teraz, kiedy i dlaczego zaczęłaś pisać.
ALŁ: Teraz powiem zapewne największy banał, ale nie będę wymyślać nic na siłę, nic oryginalnego. Pisałam od zawsze. To znaczy, nie, to kłamstwo. Od momentu, gdy skończyłam chyba 10 lat. Wówczas napisałam swoją pierwszą „książkę”. Miała 16 stron, tyle, ile zeszyt w linię, w którym opisałam losy pewnej dziewczynki. Potem były mniejsze formy, jakieś wiersze, miniatury. Następnie długa przerwa, kiedy praca zawodowa zabiła we mnie jakiekolwiek pasje twórcze. W 2008 roku zaczęłam wracać do tego, co ciągle we mnie siedziało i tak w 2010 roku ukazała się moja pierwsza książka „Bez przebaczenia”.
MZ: Ktoś kiedyś powiedział, że pisanie to obdarowywanie innych, ale również wzbogacanie siebie. Innych obdarowujesz, czytelniczki bez przerwy żądają więcej. Miłość, jaka występuje w Twoich książkach, nieczęsto zdarza się w życiu. To uczucie do utraty tchu, nadające sens istnieniu. Czytając Twoje powieści można przez chwilę poczuć się jak w pięknej, chociaż niekiedy przerażającej baśni. O co jednak pisanie wzbogaca Ciebie?
ALŁ: Najpierw o tej miłości. Jest w każdej mojej książce i to w różnych formach. Jest oczywiście miłość klasyczna, kobiety do mężczyzny i to na całe życie. Nie ukrywajmy, chcielibyśmy tak kochać, do utraty tchu, do końca życia. Warto o tym pisać, o to walczyć i to pielęgnować. Jest też miłość braterska, jak w trylogii Zakręty losu. Miłość chora, jak w Szóstym. W mojej najnowszej książce także będzie sporo miłości, aczkolwiek nie będzie to najważniejszy motyw. A w powieści, nad którą teraz pracuję… będzie… zła miłość.
A co daje mi pisanie? Czym jest dla mnie? Istotą wszystkiego, sensem, codziennym motorem do działania. Chociaż… takimi samymi wartościami są też maile od Czytelników i przemiłe spotkania autorskie, które dają prawdziwy obraz tego, nad czym pracuje się tygodniami, o czym się myśli, czym się żyje. To wszystko sprawia, że nie zamieniłabym mojego życia na nic innego. No, może na jakąś chatkę nad jeziorem… Nie, żartuję, najlepiej niech pojawi się chatka, a ja w niej, pisząca kolejne powieści:)
MZ: Intryguje mnie ta nowa książka. To będzie romans, kryminał, czy powieść psychologiczna? Nie podejrzewam komedii przy tej tematyce, chociaż przypuszczam, że dobrze poradziłabyś sobie z gorzkim humorem. Możesz zdradzić odrobinę więcej?
ALŁ: Ta nad którą pracuję? Będzie to raczej sensacja z elementami psychologii. Oczywiście nie zabraknie wątku uczuciowego, to mój znak firmowy i nie zamierzam tego zmieniać. Pojawi się bohater-dwuznaczny, lewitujący na granicy dobra i zła, a decyzję, po której stronie jest go więcej, pozostawię czytelnikowi. Jest już wstępny tytuł powieści: „Zabij mnie delikatnie”. Oczywiście, to dopiero początek, być może uda mi się tę książkę ukończyć do połowy przyszłego roku, ale nikt nie zna kaprysów weny:) Jednakże mam nadzieję, że o ile być może uda mi się zaskoczyć czytelników nutką humoru w książce „W szpilkach od Manolo”, tak tutaj postaram się pokazać dwulicowość, a nawet wielolicowość natury ludzkiej. Jej okrutne granice, których czasami po prostu nie wolno przekroczyć. Poza tym w tym roku ukażą się jeszcze moje dwie powieści, jedna planowa w wydawnictwie Novae Res „Obrońca nocy”, a druga to „Łatwopalni”, którą wyda wydawnictwo Filia.
MZ: Brzmi fascynująco! Podziwiam pisarzy, którzy potrafią tworzyć tak różnorodnie. Aga, a czy uważasz się za pisarkę literatury kobiecej? Czytają Cię głównie przedstawicielki piękniejszej płci, ale słyszałam, że panowie też się zachwycają. Czy wyodrębnienie gatunku literatury kobiecej w ogóle ma sens?
ALŁ: Wiem, że literatury nie dzieli się na kobiecą i męską, tylko na dobrą i złą. Tak mówią;) Ale prawdą jest, że istnieje specyficzna odmiana powieści, w których czytaniu dominują kobiety. Moja twórczość chyba znajduje się na jej granicy, jeśli w ogóle taka istnieje. Bo nie tworzę idyllicznych opowieści o życiowych zmianach, poszukiwaniu własnej drogi i szczęśliwym zakończeniu. Raczej staram się pokazać tę słodko-gorzką stronę życia, a czasami wręcz toksyczną i tragiczną, jak w przypadku postaci Lukasa i trzeciej części Zakrętów losu. To mi najbardziej się podoba, zarówno w moich powieściach, jak i w książkach innych autorów. Na przykład w Twoich książkach, Madziu:) Ale cieszę się na każdy pozytywny odbiór moich książek, nieważne, czy są czytane przez panie, czy przez panów.
MZ: Bardzo dziękuję za komplement. Niezwykle budujące jest usłyszeć coś takiego z ust pisarki takiej jak Ty. Co do poprzedniego pytania, było nieco przewrotne. Mnie też ciężko byłoby odpowiedzieć, ale przecież obie jesteśmy zaangażowane w siedlecki Festiwal Literatury Kobiecej, który powstał, aby proza popularna pisana przez kobiety została dostrzeżona i doceniona. Ty w ogóle działasz bardzo aktywnie na rzecz czytelnictwa. Czy mogłabyś trochę o tym opowiedzieć?
ALŁ: No tak, Festiwal Literatury Kobiecej to fantastyczna inicjatywa i jestem bardzo szczęśliwa, że znalazłam się w grupie pisarek, które nad nią pracowały. Przymiotnik „kobieca” to chyba trochę przewrotnie się tam pojawił, no ale wróćmy do mojej poprzedniej wypowiedzi. Jednak babki chyba więcej czytają i dlatego powstaje pewien nurt w literaturze, który im po prostu odpowiada. Lecz patrząc na to, jakie powieści pojawiają się na FLK można śmiało stwierdzić, że „oferta” jest naprawdę bardzo szeroka, od ciepłych opowieści, buzujących optymizmem, przez komedie, kryminały po powieści psychologiczne, fundujące wycieczkę w głąb ludzkiej psychiki. Właśnie ta różnorodność sprawia, że impreza w Siedlcach ma szansę stać się czymś więcej niż tylko świętem kobiecej literatury o pejoratywnym nieco pojmowaniu tego przymiotnika.
Jeśli chodzi o moją działalność na rzecz promowania książek polskich autorów, to od ponad dwóch lat prowadzę fanpage Czytajmy Polskich Autorów, a od ubiegłego roku portal pod takim samym tytułem. Strona ta poświęcona jest popularyzacji książek polskich twórców, ukazują się tam wywiady, relacje ze spotkań autorskich, recenzje i organizowane są konkursy, w których można wygrać książki rodzimych pisarzy. Patronujemy też nowo wydawanym książkom i staramy się przedstawiać powieści niszowych autorów i wydawnictw.
MZ: Uważam, że wykonujesz naprawdę kawał dobrej roboty. Dzięki stronom takim jak Twoja, coraz więcej czytelników, sięga po książki polskich pisarzy i przekonuje się, że wcale nie są słabsze od powieści autorów zachodnich. Czy wśród bohaterów, których opisałaś, jest ktoś, kogo darzysz szczególnym sentymentem? A może masz ulubioną książkę autorstwa Agnieszki Lingas-Łoniewskiej? Co uznajesz za swój największy sukces do tej pory?
ALŁ: Zawsze mówię, że niedobra ze mnie kreatorka postaci, bo powinnam darzyć je równą miłością twórcy, a tymczasem ciągle się to zmienia. Ale do tej pory chyba najbliższa jest mi postać Lukasa z trylogii „Zakręty losu” i właśnie „Zakręty losu-Historię Lukasa” uważam za moją najlepszą, najbliższą sercu opowieść. Natomiast jeśli chodzi o nowe spojrzenie, a właściwie o nową Agnieszkę, to bardzo jest mi bliska historia Liliany, czyli komedio-kryminał „W szpilkach od Manolo”. Ale tak jak wspomniałam, gdy ukończę powieść o Jakubie Królu, już wiem, kto pojawi się na moim osobistym tronie.
MZ: Nie dziwię się Twoim wyborom. Historia Lukasa jest przejmująca do szpiku kości, a Lilianę chciałabym mieć za koleżankę. Na Jakuba Króla czekam z niecierpliwością. Na zakończenie zdradź mi jeszcze swoje największe marzenie jako pisarki.
ALŁ: Marzenie? Największe? Aby moi Czytelnicy ciągle byli ze mną, abym ich nigdy nie zawiodła i mogła ciągle pisać, coraz lepiej i dojrzalej. Bardzo nad tym pracuję, bo pisanie to ciągła praca i tak jak powiedział Ambrose Bierce „Dobrze pisać to znaczy czynić myśl widzialną”. I bardzo się staram, aby te moje myśli zostały dostrzeżone przez Czytelników. A takie marzenie bardziej materialne? Domek nad jeziorem. Laptop, komary i ja :)
MZ: Podejrzewałam, że nie będziesz chciała Nike ani nawet Nobla :) Bardzo Ci dziękuję za rozmowę!
ALŁ: Także dziękuję i zapraszam wszystkich do udziału w konkursie na portalu Czytajmy Polskich Autorów.
Autorka i bohaterka wywiadu pod wrocławskim Pręgierzem:
Komentarze