Iwona Bińczycka-Kołacz "Znak ostrzegawczy" (Wyd. Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: sobota, 14, czerwiec 2014 09:09
Iwona Bińczycka-Kołacz swoją debiutancką powieścią Znak ostrzegawczy wpisuje się w nurt literatury pedagogicznej i moralizatorskiej. Dotyka codzienności, porusza problemy ważne, uniwersalne i w społeczeństwie często spotykane, a także konsekwentnie eksploatowane przez pisarzy różnych epok. Z uwagi na temat jest to powieść bardzo wartościowa – przez wielu czytelników uznana zostanie zapewne za „mądrą” i „pouczającą”. Ale... No właśnie. Ale!
Kamila Michalska wiedzie z pozoru dobre życie. Jest mamą siedmioletniego Jasia, ma dobrze zarabiającego męża, interesującą pracę i domek na przedmieściach Krakowa. Zakupiony na ogromny kredyt wprawdzie, ale zawsze... Problem polega na tym, że Kamili brakuje miłości. Mąż wiecznie kwitnie przed telewizorem, gra na komputerze bądź zwyczajnie siedzi w pracy. Poza tym jest emocjonalnie oziębły. Nie umie mówić o uczuciach, nie stać go na czułe gesty, na wielkie romantyczne zrywy, na tkliwe szepty, a nawet na zwykłe przytulanie. A Kama to wrażliwa dziewczyna. Bez miłości usycha, traci grunt pod nogami i czuje się bezwartościowa, nikomu niepotrzebna. Nic dziwnego więc, że kiedy na horyzoncie pojawia się jej dawna miłość – przystojny Gerard, z którym rozstała się przed laty w tajemniczych okolicznościach – Kamila daje się porwać uczuciom. Tłumione emocje i tęsknota eksplodują ze zdwojoną siłą. Kamila wreszcie dostaje to, czego pragnie – miłość. Czy kobieta zdecyduje się odejść od oziębłego męża i zwiąże się ze swoim dawnym partnerem? Czy Gerard ma szczere intencje? Czy mąż Kamili zdobędzie się na trud, by zawalczyć o żonę?
Agata Bralska, koleżanka Kamili, ma kochającego męża i poukładane życie osobiste. Problemy Kamili są jej obce. Ona i Szymon to dwie połówki jabłka. Rozumieją się doskonale, uzupełniają i kochają. Sielanka? Tylko pozornie. Bralskim do szczęścia brakuje dziecka, o które starają się od ponad trzech lat. Kiedy Agata wreszcie widzi na teście ciążowym upragnione dwie kreski, nie posiada się z radości. Szczęście małżonków nie trwa jednak długo. A później, mimo wielkich nadziei, modlitw i determinacji, wcale nie będzie lepiej... Czy idealnemu tandemowi Bralskich uda się przezwyciężyć trudności? Czy pogodzą się ze stratą dziecka? Czy będą potrafili dalej walczyć? O rodzinę? O siebie?
Znak ostrzegawczy Iwony Bińczyckiej-Kołacz to książka przyzwoicie napisana, wartościowa i ciekawa. Poruszająca zwłaszcza we fragmentach dramatycznych, dotyczących losów Bralskich i ich walki o upragnionego potomka. W tych właśnie partiach Bińczycka-Kołacz jest najmocniejsza, pisze o stanach krańcowych, o sytuacjach bez wyjścia, o tragediach trudnych do zniesienia w sposób bardzo emocjonalny, wnikliwie obrazując rozbitą w drobny mak psychikę bohaterów. Ogólnie jednak mam z tą powieścią mały problem... Znak ostrzegawczy jest dla mnie za bardzo dosłowny, za bardzo łopatologiczny momentami, za bardzo przypomina moralitet i parabolę, ociera się o współczesną wersję średniowiecznej literatury parenetycznej, której celem było uczyć przez przykład. I taka właśnie jest ta książka. Pedagogiczna. Dla mnie w stopniu bardzo trudnym do akceptacji. Prawdopodobnie wynika to z faktu, iż ja i pani Bińczycka-Kołacz jesteśmy z innej bajki i zwyczajnie nie kupuję jej „odwiecznych prawd”. Nie wierzę również w autentyzm postaci, które w codziennym dialogu małżeńskim raczą się cytatami z ks. Tischnera, ks. Twardowskiego, a – co gorsza – Paula Coelho! Tutaj już autorka rozczarowała mnie na całej linii. Coelho to żaden wielki moralny autorytet. Żaden również wielki pisarz. To grafoman, który tylko sprytnie udaje wielkość, a w swojej twórczości ociera się o tanią psychologiczną hochsztaplerkę. Wielka szkoda, że „sentencje” Coelho zepsuły mi lekturę Znaku ostrzegawczego. Nie do końca też rozumiem „poczucie humoru” autorki...
Bezpośrednio przed Znakiem ostrzegawczym czytałam Brudny świat Agnieszki Lingas-Łoniewskiej i mimo iż Łoniewska nie porusza tematów tak „ambitnych”, jak Bińczycka-Kołacz, a także nie rości sobie pretensji do bycia moralnym autorytetem, jej powieść również ukazuje pewne moralne postawy. Czyni to jednak w sposób nienachalny, niedosłowny. Czytelnik ocenia postać poprzez jej zachowanie – niekiedy dobre, a niekiedy skrajnie złe, irracjonalne, podłe i nielogiczne. I może sam podjąć decyzję – lubi bohatera albo go nie lubi, akceptuje z dobrodziejstwem inwentarza lub też odrzuca, potępia, brzydzi się nim. Bińczycka-Kołacz nie daje nam takiego wyboru. U niej od razu wiadomo, co jest dobre, a co złe, kto postępuje właściwie, a kto popełnia życiowe błędy. I w dodatku każe swoim bohaterom wyjaśniać sobie wszystko językiem wysoce literackim, dopracowanym, pozbawionym kolokwializmów i obfitującym w filozoficzne sentencje. „Popierdywanie” to chyba jedyne słowo z „normalnego” języka, jakie w tej powieści udało mi się wychwycić... Żadnych przekleństw, żadnej potoczności. Brak mocnych słów i prawdziwie mocnych gestów. Nawet zdrada małżeńska jakaś taka niedorobiona... I jeszcze ten Coelho.
Nie chciałabym powieści Bińczyckiej-Kołacz jakoś strasznie krytykować, mam bowiem pewność, że znajdzie ona szerokie grono odbiorców. Nie jest to zła książka. Do mnie jednak nie trafiła. Jak już wspomniałam wyżej, pewnie to dlatego, że ja i autorka jesteśmy zwyczajnie z innej bajki... A każda bajka ma swoje własne potwory i księżniczki, swoich książąt na białym koniu i demony przeszłości, z którymi trzeba się rozliczyć. I każda ma swój morał. Radzę sięgnąć po Znak ostrzegawczy iprzekonać się na własnej skórze, czy bajka Bińczyckiej-Kołacz okaże się tą Waszą.
Komentarze
reader amused. Between your wit and your videos, I was almost moved to start my own blog
(well, almost...HaHa!) Great job. I really enjoyed what you had to say, and more than that, how you presented it.
Too cool!