Pisarze to leniwe stworzenia-wywiad z Michałem Solaninem

PISARZE TO LENIWE STWORZENIA

 

"Książki czyta się dla rozrywki, ewentualnie po to żeby zdobyć wiedzę, na pewno nie po to, żeby wyrywać atrakcyjne osobniki płci przeciwnej. Komuś chyba się ostro poprzestawiało pod deklem". O marynistyce, karaibskich i bałtyckich piratach, fantastyce, steampunku, politycznej poprawności i o tym czy w sieci warto promować czytelnictwo opowiada w wywiadzie Michał Solanin – jeden z niewielu polskich pisarzy, który łączy fantastykę z marynistyką, autor książek "Ostatni Nefilim", "Strażniczka Zastępu" i "Szaman z Port Royal" (otwierający cykl "Opowieści z Half Moon Cay").

 

Weronika Merst - Skąd wziął się pomysł na "Szamana z Port Royal"?

Michał Solanin - Pomysł na Szamana wziął się przede wszystkim z mojej fascynacji morzem, starymi żaglowcami i – ogólnie rzecz biorąc – kulturą i obyczajami dawnych żeglarzy. Poza tym marynistyka to był jeden z pierwszych gatunków literackich po jaki sięgnąłem kiedy już dorosłem do tego, żeby samemu wybierać lektury, czyli gdzieś we wczesnej podstawówce. Zaczytywałem się w książkach Stevensona czy Verne jako dzieciak, potem przyszła pora na bardziej dojrzałe rzeczy jak Melville czy Frederick Marryat. To wczesnomłodzieńcze zamiłowanie do opowieści marynistycznych gdzieś we mnie siedziało.

 

Kiedy zdecydowałem że napiszę jakąś marynistyczną fantastykę od razu zwróciłem uwagę na postaci Calico Jacka i Anne Bonny. Szczerze mówiąc byłem zdziwiony, że do tej pory nikt nie sfabularyzował przygód tej pirackiej pary, bo uważam że Jack i Anne doskonale pasują do współczesnej popkultury, jak Bonnie i Clyde. Postanowiłem że to oni będą bohaterami mojego nowego cyklu i tak właśnie powstał "Szaman z Port Royal".

 - No właśnie, czemu tym razem zdecydowałeś się na opowiadania? Do tej pory spod twojego pióra wychodziły raczej powieści...

- Po pierwsze chciałem spróbować czegoś nowego. Co to za przyjemność tłuc w kółko to samo? Postanowiłem poeksperymentować z krótką formą. Zwykle pisarze zaczynają karierę od opowiadań. U mnie było na odwrót. Kiedy zacząłem pisać "Szamana z Port Royal" na koncie miałem już dwie wydane powieści.

 - Czy zabierając się za marynistykę nie bałeś się krytyki ze strony fachowców od żeglowania, no wiesz, tego że jakiś stary wilk morski będzie ci wytykał błędy w opisach żagli czy manewrów?

- Bałem się jak cholera, ale kto nie ryzykuje ten szampana nie pije (śmiech). Na szczęście wyszedłem z tej próby zwycięsko. Szaman zebrał bardzo dobre recenzje nie tylko w prasie i serwisach literackich czy fantastycznych, ale również w branży żeglarskiej. Inną sprawą jest fakt, że naprawdę dużo pracy włożyłem w to, żeby nauczyć się tych wszystkich nazw lin, żagli, komend, kierunków wiatru czy poszczególnych manewrów. Bardzo zależało mi na tym żeby wszystko było w stu procentach autentyczne, od rozkazów wydawanych przez szypra czy bosmana, na opisach statków kończąc. Zresztą, nie chodzi tylko o aspekt techniczny. Przyłożyłem się do tego, żeby jak najdokładniej poznać obyczaje marynarzy, zarówno piratów jak i tych z Royal Navy. Sporo czasu spędziłem nad mapą Karaibów, żeby nie strzelić jakiegoś babola. Czytelnicy zdaje się docenili ten wysiłek, podobnie jak recenzenci, a i od starych wilków morskich nie słyszałem żadnych zażaleń.

 - Jak myślisz, czy marynistyka ma szansę stać się popularnym gatunkiem?

- Myślę że nie ma takich szans.

- Dlaczego?

- Bo pisarze to w większości wyjątkowo leniwe stworzenia, a marynistyka wymaga jednak sporo pracy, o czym wspomniałem wyżej. Mało komu chciałoby się przysiąść i rzetelnie przygotować do napisania takiej książki. Znacznie prościej iść na łatwiznę i wymyślać swoje neverlandy, albo też opisywać miłosne przygody zasłyszane od znajomych. Poza tym w Polsce nie mamy tak naprawdę morskich tradycji. Nasza flota istnieje raptem niecałe sto lat. Nigdy nie wykształcił się u nas etos marynarza. Trochę próbowała to nadrobić komuna. Można narzekać na ten ustrój, ale to właśnie za komuny polska marynistyka miała się świetnie. Co innego w krajach takich jak np. Wielka Brytania. Tam nazwiska takie jak Drake czy admirał Nelson caly czas istnieją w zbiorowej świadomości, tak jak u nas Piłsudski czy Kościuszko. Brytyjczycy cały czas pamiętają o tym, że ich flota była przez ładnych kilkaset lat najpotężniejszą na świecie, to taki ich powód do dumy. Może dlatego piszą świetną marynistykę. U nas, jeśli chodzi o współczesnych autorów, chyba tylko Marcin Mortka i Jacek Komuda potrafili stworzyć coś sensownego w tym gatunku.

- Ostatnio wszyscy dookoła narzekają na to, że Polacy nie czytają, z drugiej strony w internecie pojawiają się coraz to nowe akcje mające promować czytelnictwo. Czy naprawdę jest z tym aż tak źle?

- Tak, naprawdę jest aż tak źle i mówię to nie tylko z perspektywy pisarza, ale też gościa który zajmował się prowadzeniem wydawnictwa. Polacy faktycznie nie czytają, a co gorsza, nie widzą w tym fakcie żadnego problemu. Kiedyś nieczytanie było obciachem, dziś jest normą. Wszystko prowadzi do tego, że za dwie czy trzy dekady nie będzie autorów piszących po polsku. Po co produkować coś, na co nie ma zapotrzebowania? Wystarczą jakieś przekłady z literatury światowej, których i tak nikt nie będzie czytał. Pomału stajemy się narodem, który sam na własne życzenie pozbywa się współczesnej kultury. Będziemy idealnymi kandydatami do tego, żeby zmywać kufle w angielskich pubach albo dokręcać śrubki w niemieckich fabrykach. Żeby była jasność – nie chcę w tym momencie pocisnąć ludziom którzy w ten sposób zarabiają na życie. Sam spędziłem trochę czasu na angielskim zmywaku.

Co się tyczy tych wszystkich głupawych akcji typu: "nie czytasz – nie idę z tobą do łóżka" albo "czytaj - podhrywaj", to uważam że absolutnie nie wnoszą nic pozytywnego. Nie słyszałem żeby jakiś prymityw który nie czyta nagle poczuł się zawstydzony taką akcją i sięgnął po książki, bo laski będą na niego leciały. To takie jechanie na najniższych instynktach. Książki czyta się dla rozrywki, ewentualnie po to żeby zdobyć wiedzę, na pewno nie po to, żeby wyrywać atrakcyjne osobniki płci przeciwnej. Komuś chyba się ostro poprzestawiało pod deklem.

 - Ale chyba fantastyka jakoś się broni w porównaniu z innymi gatunkami?

- Właściwie fantastyka dzisiaj bazuje na tym, co udało jej się osiągnąć pod koniec lat 90 i na początku XXI wieku. To wtedy ten gatunek w Polsce nabrał rozpędu i dziś prze do przodu właściwie siłą tego rozpędu. W porównaniu z innymi odmianami fantastyka ma dwa duże plusy. Po pierwsze: konwenty i zorganizowany ruch fanowski. Czegoś takiego nie ma ani romans, ani kryminał, ani literatura obyczajowa, ani żadna inna poza komiksami. Drugi plus to target. Po fantastykę sięgają głównie nastolatki i studenci, czyli ludzie będący w takim wieku, kiedy jeszcze wydaje się pieniądze, swoje albo rodziców,  na książki. Potem przychodzą dzieci, kredyty, czynsze, zusy i takie tam. Nie popadałbym tu jednak w przesadny optymizm. Polskim fantastom daleko pod względem zarobków do Hanka Moody'ego z Californication (śmiech).

- Trudniej zadebiutować w fantastyce czy w mainstreamie?

- Po pierwsze, nie dzieliłbym literatury na mainstream i fantastykę. Według mnie cały ten mityczny mainstream nie istnieje, no bo czym by miał być? Romans, obyczaj, powieść filozoficzna? Jeśli już miałbym dzielić literaturę, to raczej na kilka równorzędnych gatunków, które są taką samą niszą, np. fantasy, romans, science-fiction czy horror. Niezależnie od gatunku nie jest łatwo zadebiutować. To wiele czasu, wiele ciężkiej pracy i niekoniecznie będzie z tego wielka kasa. Jeśli komuś się wydaje, że za debiut, nawet udany, kupi sobie rezydencję z basenem i maybacha, to zdecydowanie powinien rozejrzeć się za innym zawodem.

- Na przykład maklera giełdowego?

- Może być seminarium duchowne (śmiech).

- Ostatnio w rodzimej fantastyce popularny stał się steampunk. Nie ciągnęło cię w te klimaty? Mogłoby być ciekawie, połączyć marynistykę z maszynami parowymi...

- Nie, raczej nie ciągnie mnie w tę stronę.  Nie czuję za bardzo tego całego steampunku, a już perspektywa żeby pisać coś tylko dlatego "bo inni to piszą" zupełnie do mnie nie przemawia. Steampunk wymaga pewnej dozy technicznego języka, a ja mam na to alergię. Nawet nie czytam instrukcji do sprzętów AGD, bo dla mnie to jeden wielki bełkot. Dlatego, póki co, nie będzie żadnej fantastyki na parowcach ani okrętach podwodnych w moim wykonaniu. Pozostanę raczej przy fregatach i szkunerach.

- Do tej pory dość łatwo zmieniałeś konwencje swoich książek. Twoja pierwsza powieść "Ostatni Nefilim" to było angel fantasy połączone z fantastyką historyczną, "Strażniczka Zastępu" bazowała na nordyckiej mitologii, teraz morskie fantasy. Jakie jeszcze obszary fantastyki chciałbyś eksploatować?

 - Jak na razie spodobało mi się połączenie marynistyki z fantastyką i chyba raczej zostanę na dłużej w tej konwencji. Mam kilka planów które chciałbym w niedalekiej przyszłości zrealizować. Ciekawie byłoby pobawić się w jakąś historię alternatywną, może jakąś postapokalipsę. Na pewno będę chciał się zmierzyć z narracją pierwszoosobową i wezmę się za to jak tylko skończę cykl o Calico Jacku i Anne Bonny. Jeśli chodzi o morskie opowieści, będę chciał wyjść poza Karaiby, które są już dość oklepane w popkulturze. U nas na Bałtyku czy Morzu Północnym też było paru niezłych wywijasów, którzy nie ustępowali w niczym Czarnobrodemu czy Black Bartowi, a i kaszubskie czary i gusła nie są gorsze niż karaibskie voodoo.

Raczej nie planuję już niczego w stylu "Ostatniego Nefilima" no i na pewno nigdy nie będę się bawił w tworzenie własnych neverlandów. To jest według mnie jedna z większych bolączek fantastyki, nie tylko polskiej. Szczególnie młodym autorom wydaje się, że są nie wiadomo jak kreatywni, bo stworzyli własne uniwersum, a w rzeczywistości wszyscy nieudolnie kopiują Tolkiena. Ja się na to nie piszę. Wolę wprowadzać elementy fantasy do świata który już mamy.

- Jeśli chodzi o bałtyckich piratów, kto według ciebie mógłby się stać polskim odpowiednikiem Jacka Sparrowa?

- Kapitana Jacka Sparrowa (śmiech). Polskim raczej nikt. Żegluga na Bałtyku była opanowana głównie przez Skandynawów, później przez niemiecką Hanzę i Holendrów. No, chyba że za Polaków uznamy dawnych Pomorzan, jednak to byłoby zbyt duże uproszczenie, bo Księstwo Pomorskie było niepodległym państwem i miało niewiele wspólnego z Polską. Nawet nasza flota kaperska składała się z obcokrajowców. Paradoksem jest to, że w najsłynniejszej morskiej bitwie pod Oliwą, "polską" marynarką, złożoną głównie z Niemców, dowodził Holender. Jeśli chodzi o bałtyckich twardzieli godnych umieszczenia na kartach książki, to warto nadmienić chociażby Paula Beneke – najsłynniejszego gdańskiego pirata, Klausa Stortebeckera zwanego Tęgopojem, a ze Słowian księcia Eryka Pomorskiego, który dzięki swojemu pirackiemu procederowi zyskał u współczesnych przydomek Diabła z Gotlandii. Polacy raczej nie garnęli się do służby we flocie, zdecydowanie woleli konnicę. Z kolei piractwem i przemytem często trudniły się na boku kaszubskie maszoperie rybackie. Bywało że całe nadmorskie wioski żyły z rabowania statków, które umyślnie sprowadzano na mieliznę, czy też, mówiąc po kaszubsku, "na strąd".

- A co z nordyckimi klimatami? Napiszesz jeszcze coś w stylu "Strażniczki Zastępu"?

- Jeśli chodzi o nordyckie klimaty, nie wykluczam że jeszcze kiedyś sięgnę po tę tematykę. Chciałbym jednak zrobić coś trochę innego niż "Strażniczka Zastępu". Tamta książka to było takie typowe klasyczne fantasy, z tym że mocno osadzone w świecie mitologii zamiast w jakimś pseudotolkienowskim neverlandzie. Gdybym znowu miał pisać o Normanach, tym razem byłoby to raczej coś o wikingach, ze szczególnym uwzględnieniem życia na morzu.

- Podobno nie lubisz politycznej poprawności, swego czasu nawet robiłeś o tym prelekcje na konwentach...

- Zgadza się, taką prelekcję wygłosiłem na Polconie w Poznaniu. Po prostu uważam że nic tak nie zabija sztuki jak polityczna poprawność i autocenzura, którą włączamy sobie sami. Wszystko musi być ekologiczne, feministyczne i najlepiej jeszcze gejowskie albo chociaż genderowe. Jak mam opisywać świat osiemnastowiecznych kolonii na Karaibach używając języka politpoprawności? Nie da się. W tamtych czasach na afroamerykanina mówiło się czarnuch, na geja sodomita, a kobieta mogła decydować co najwyżej o tym, czy w kuchni użyje cynowego czy glinianego gara. Nie namawiam nikogo do zachowań siejących dyskryminacje czy uprzedzenia, ja tylko opisuję ówczesną rzeczywistość, a nie da się tego zrobić językiem współczesnych liberałów.

- Przyznam że to trochę dziwne: z jednej strony piszesz obrazoburczą i antychrześcijańską w swojej wymowie powieść "Ostatni Nefilim", a z drugiej atakujesz polityczną poprawność z zapałem godnym największego prawicowca.

- To dlatego, że jeszcze nie zdecydowałem czy wolę być lewackim śmieciem czy pieprzonym faszystą (śmiech). A mówiąc całkiem poważnie, ja nie jestem jakoś specjalnie przywiązany do żadnej ideologii. Wolę raczej brać z każdej to, co dla mnie wartościowe.

- Jakie plany na przyszłość?

- Przede wszystkim chcę skończyć cykl który zacząłem. W planach mam jeszcze dwie książki pod szyldem "Opowieści z Half Moon Cay". Kolejny tom  powinien ukazać się pod koniec 2013 roku.

- Dziękuję za rozmowę.

- Dziękuję również.

rozmawiała Weronika Merst

Komentarze  

 
0 #1 Endru 2013-05-13 16:47
Trochę pózno, ale z przyjemnością przeczytałem ten wywiad. Pozwolę się jednak niepoprawnie nie zgodzić z zawartymi tam opiniami dotyczącymi marynarzy. To, że Polska nie ma statków to wg. mnie krótkowzrocznoś ć i brak wyobrazni naszych decydentów. Ale wbrew temu co piszesz w Polsce i u armatorów obcych bander pracuje ok. 40.tys. marynarzy.
To jednak nie to samo nauczyć się z książek zwrotów komend i nazw a samemu łazić po masztach. Jak się to potem przenosi na powieść to już inna bajka. Etos marynarza istnieje i u nas, ale na naszą polską skalę. Jednak i on zaginie całkowicie a to dlatego, że jak wejdziesz do 10 księgarń to jak w jednej znajdziesz marynistykę polskiego autora to miałeś szczęście.A wychowanie dzieci i młodzieży w duchu krzewienia kultury morskiej - tego już po prostu nie ma. Bez marynistyki też można żyć. Ale ja mówię: "Marynistyka polska to niechciane dziecko literatury".
Cytować
 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież