„Dwa końce struny” Anetta Kołodziejczyk – Rieger (Novae Res)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: poniedziałek, 10, marzec 2014 19:09
- Autor: Kamila Walendowska
Czy zdarzyło się wam, by ktoś zbyt dokładnie opowiedział wam swój nudny dzień, nie pomijając żadnego faktu, od pierwszego ziewnięcia, podrapania za uchem, przeczesania grzywki na lewo lub prawo, a potem z powrotem. Zanim doszedł do sedna sprawy nie wiedzieliście, z czym i po co ów ktoś właściwie do was przyszedł? Właśnie takie uczucia towarzyszyły mi podczas lektury tej książki.
„Dwa końce struny” Anetty Kołodziejczyk – Rieger – chyba do tej pory nie spotkałam się z podobną lekturą. Mam nadzieję, że nie przydarzy mi się to drugi raz. Czytanie…
Nawet trudno byłoby to tak nazwać. Czas, jaki poświęciłam dla tej powieści był dla mnie wielką męczarnią.
Powieść obyczajowa o dwóch kobietach, Joannie i Annie. Nie znają się, nie wiedzą o swoim istnieniu, nigdy się nie widziały. Żyją w dwóch różnych miastach. Mimo to wyczuwają swoją obecność. Przekazują sobie swoje myśli i emocje. Niczym bliźniacze rodzeństwo przeżywają w tym samym czasie choroby, smutne lub wesołe chwile.
Pomysł na powieść generalnie ciekawy, niestety, tylko z pozoru. Narrator, jak na powieść obyczajową, choć powinien występować w osobie trzeciej, rzadko pojawia się w takiej właśnie formie. Zazwyczaj jesteśmy zasypywani filozoficznymi rozważaniami własnych myśli dwóch głównych bohaterek, rozciągniętymi słownie do granic możliwości. Jakby najważniejszego sensu nie dało się ująć w kilku słowach.
„Jak nie być spłyceniem boskiej istoty we mnie? Dobro przedziera się samo albo docieram do niego instynktownie. Dobro jest jak ogień życia – płonie we mnie, rozwija swoją moc. Zło też jest we mnie, jego ogniki szczypią, mogą przemienić się w ogień. Ale te ogniki utknęły za ogniem dobra, które chcę rozlać swoją ciepłą, życiodajną energię, nietamowaną egocentryzmem i egoizmem.”[1]
Joanna boryka się z partnerem, który po paru latach związku zapadł na ciężka chorobę. Raz wdycha jak to bardzo go kocha, nie potrafi bez niego żyć. Za chwile lamentuje czy oby uczucie, jakim on ją obdarza jest prawdziwe, czy oby nie jest dla niego tylko maszyną do zaspokajania potrzeb seksualnych. Anna natomiast stoi przed wyborem życiowego partnera i w dodatku nie opuszczają jej myśli o samobójstwie. Obie kobiety są jednakowo nudne i irytujące. Z czego ta pierwsza nudzi najbardziej, może przez to, że występuje częściej w książce. Czy bohaterki się kiedyś będą miały okazję spotkać? Cóż, górnolotnego happy endu trudno wyczekiwać.
Nie jestem złośliwa, nie lubię pisać negatywnych recenzji, niestety ta książka sobie na nią zasłużyła. Być może ktoś inny odnajdzie w niej jakieś większe przesłanie, jednakże mnie się to nie udało.
Pisanie i Życie to dwie niedoskonałości, które nawzajem stworzyć mogą cudowną, harmonijną całość. Pod warunkiem, że trwać będzie jedno i drugie. Czas, więc kończyć nazywanie słowami czegoś, co jest tylko przeszłością bez przyszłości.”[2]