„Lilka” Małgorzata Kalicińska (Zysk i S-ka)

Nazwisko autorki wielu kobietom w Polsce kojarzy się bardzo dobrze. Przyjemne czytadła, czytane w różnych domach dla przyjemności, a nie ambitnych uniesień, z bohaterkami, które są takie jak my. Mają zmarszczki, cellulit, problemy finansowe. I w to wszystko wkraczam ja, niedoświadczona, wychowana na fantastycznych historiach i obyczajówkach dla nastolatek. I doceniam, owszem, ale mam też swoje „ale”.

   Rozumiem skąd popularność i pozytywne odczucia po lekturze książek pani Kalicińskiej – tego stylu i lekkości pióra musi jej zazdrościć wielu młodych pisarzy, zaś czytelnicy są wniebowzięci, bo książka autentycznie pod tym względem odpręża. Czuje się swojskość, normalność, bo bohaterowie pragną tego samego co my – odrobiny szczęścia, spokoju i miłości.

Jednak mnie nie udało się z bohaterką identyfikować, ponieważ jej życie zbudowane było na czymś tak niemożliwie nietrwałym, że osobie, która jeszcze wierzy w miłość, wydaje się to nieprawdopodobne.

   Marianna za mąż wyszła z rozsądku. Lubiła swojego męża, ale nie była to jakaś szaleńcza miłość – to bardziej z jego strony było uczucie i może dlatego po latach to on powiedział „żegnam”. I to zaskoczyło mnie najbardziej – może dlatego, że nie jestem przyzwyczajona do postaci bardziej rozsądnych niż romantycznych. Potem było jeszcze gorzej, bo pomimo tego, że ojciec Marianny zostawił jej matkę i założył drugą rodzinę, to potem ona utrzymywała kontakty ze swoją przyrodnią siostrą. Zawsze wydawało mi się, że w takich wypadkach obie strony chcą się raczej unikać, ale mama bohaterki i jej ojczym byli naprawdę dobrymi ludźmi i nie chowali urazy. Lilka mogła dzięki temu traktować ojczyma Marianny jak ojca – o co główna bohaterka bywała zazdrosna.

   I choć wszystko, bez większych upiększeń, toczy się tak jak w prawdziwym życiu, to czytanie tej książki szło mi bardzo opornie. Myślę, że Marianna to taka bohaterka, którą się lubi albo nie. Nie jest obojętna czy bezbarwna – jej problemy są autentyczne, a uczucia szczere, jednak jej sposób bycia, jej wypowiedzi, to nie było to, czego oczekiwałam. Za dużo w tym nowoczesnej kobiety, która wszystko wie i swoje życie opiera na poradach psychologicznych z kobiecych czasopism. Ale może tylko ja mam takie wrażenie?

   Co do reszty bohaterów, poza Marianną i Lilką, to poprzez rozwlekłość opowiadania narratorki zapoznajemy się ze wszystkimi. Z jednymi bardziej, innymi mniej, ale ze wszystkimi. Niestety, trochę za dużo było tych opisów, a za mało fabularnego rytmu. Dlatego powieść wydaje się bardziej „przegadana” niż pełna typowej akcji. Stąd taka objętość. Nie można „Lilki” pochłonąć na raz, co jest jej i wadą i zaletą.

   Podsumowując, proszę o niezrażanie się. „Lilka” to kawał dobrej literatury kobiecej, napisanej przystępnym językiem i lekkim piórem. Autorka miała pecha, że trafiła na mnie, bo ten nowoczesny typ kobiety jakoś mi nie leży, ale poza tym historia naprawdę godna polecenia. Wykracza poza utarte schematy, zadziwia, pobudza do refleksji, wzrusza.

  

 

 

 

Komentarze  

 
0 #1 Adeline 2015-12-15 14:05
Amazing things here. I am very happy to peer your post.
Thank you so much and I am taking a look forward to contact
you. Will you please drop me a mail?

Here is my web blog; Adeline
Cytować
 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież