"Opiekunka czyli Ameryka widziana z fotela" Lucyna Olejniczak (Czarno na białym)
- Szczegóły
- Kategoria: Recenzje
- Utworzono: czwartek, 28, marzec 2013 17:52
Lucyna Olejniczak ma na swoim koncie kilka powieści. „Opiekunka, czyli Ameryka widziana z fotela” to jej czwarta, w dorobku literackim, książka. Spisane wspomnienia z pobytu na obczyźnie początkowo nie skusiły mnie ani okładką, ani „cudowną” Ameryką, ani historią. Dla czytających mniej uważnie, powtarzam: POCZĄTKOWO! Prawdopodobnie dlatego, że wykazałam się ignorancją i zbytnio nie zadałam sobie trudu dowiedzieć się, o czym owa lektura będzie. Myślałam sobie: opiekunka w Ameryce? – to chyba nie jest dobry pomysł. Czemu w Ameryce, a nie w Polsce? Jak się później okazało, już na wstępie, błędnie zaszeregowałam ową historię i tytułową opiekunkę. Na moje wytłumaczenie mam tylko to, że przecież od zawsze opiekunka była do dzieci!
Taką zatrudniałam, zatrudniali moi znajomi, znajomi znajomych. Jakież było moje zdziwienie, gdy zaczęłam czytać powieść. No przecież! Że też nie pomyślałam o tym wcześniej! Tym bardziej, że koleżanka zawodowo zajmuje się opieką nad starszymi osobami.
Lucy – bohaterka i narratorka powieści, żona, matka dwójki dzieci i Polka, która w latach osiemdziesiątych zaryzykowała i wyemigrowała do Ameryki. „Opiekunka...” to historia polskiej dziewczyny. Kobieta za lepszym jutrem dla siebie i swoich dzieci, wyjechała do ciężkiej pracy, do kraju, który kojarzy nam się z dobrobytem i czymś lepszym. Czy faktycznie tak jest? Czy jej się to opłacało? Finansowo tak, ale co z pozostałymi potrzebami? Lektura to pigułka z pobytu, spisana po wielu latach, gdyż zakładam, że wydana zaraz po powrocie miałaby inny wymiar, bardziej bolesny, a wówczas książki nikt by nie kupił. Lucy przybywa do kraju miodem i mlekiem płynącym, nie znając języka, ludzi i fachu. Na swojej drodze spotyka dwie staruszki. Z obiema zaprzyjaźnia się, choć wcale początki nie są takie miłe i sympatyczne. Nie ma sensu więcej opisywać fabuły, to nie jest typowa książka i chociażby dlatego warto ją przeczytać. Na rynku wydawniczym mamy mnóstwo powieści o miłości, zdradzie, szereg kryminałów, książek sensacyjnych itd., ta jest po prostu inna. Zapewniam, że nie ma w niej niczego, co kojarzy się ze starczą demencją. Perypetie Lucy z Lindą (pierwszą staruszką, którą się opiekuje) są komiczne i z perspektywy czasu można się z nich pośmiać. Autorce udało się uchwycić zabawne momenty, rozbawić czytelnika, a po lekturze skłonić do refleksji.
Opieka nad starszymi, często zniedołężniałymi osobami, to naprawdę duże wyzwanie i odpowiedzialność. Lucyna Olejniczak opowiedziała swoje przeżycia w kapitalny sposób. Przede wszystkim książka napisana jest lekko, z dużą dawką humoru i mnóstwem przygód. Wydawałoby się, że historia opieki nad kapryśnymi czy marudzącymi starcami nie może zafascynować kogokolwiek, bo i cóż może być ciekawego w takiej pracy? A jednak! Pisarka zrobiła to w taki sposób, że nie sposób się oderwać i nudzić. Pozycja, jeżeli chodzi o ilość stron, nie jest zbyt obszerna, za to zawartość książki – naprawdę bezcenna. Myślę, że wiele osób zidentyfikuje się z Lucy.
Plus za oryginalność tematu, kolejny za humor, następny za lekkość, otwartość i bezpośredniość i.... jeszcze kilka by się znalazło, ale szkoda czasu, zapraszam do lektury. Powieść od pierwszych stron bardzo miło nastraja, otwiera oczy na emigrację zarobkową i, przynajmniej dla mnie, potwierdza powiedzenie „Cudze chwalicie, swego nie znacie”. W większości Ameryka i amerykański sen to fikcja i nie wszystkim spełniają się marzenia o tym lepszym świecie. Bo tak naprawdę, czy jest on lepszy od naszego?