Katarzyna Hordyniec "Poza czasem szukaj" (Prószyński i S-ka)

  • Drukuj

Od okładki nie można oczu oderwać. Od lektury oderwać się można. Ale po co? Lepiej od razu poznać całą opowieść, zwłaszcza, że czyta się ją gładko, tak lekko, tak toczy się w dal... Rozgrzewa się do czerwoności i wykrzyknikiem straszy.

Zaczęło się banalnie. Lena poczuła, że ma już dosyć tkwienia w jałowym związku, postanowiła rozpocząć nowe życie: wyjechać, znaleźć nową pracę. Tak też zrobiła, została "warszawskim słoikiem". Lokum niemal spadło jej z nieba. Los sprawił że na jej drodze pojawił się Juliusz. Mężczyzna w wieku mocno dojrzałym, który na punkcie rudej lisiczki zwariował od pierwszego wejrzenia. Zaiskrzyło? Nie, tam wpadł piorun kulisty. 

To prawda stara jak świat: do tanga trzeba dwojga. Zarówno Lena, jak i Jul w tym tańcu mylili kroki. Każde z nich na swój sposób interpretowało słowa i gesty drugiej osoby, dochodziło do nieporozumień. Był szał ciał, a potem rozpacz. Bo nie zadzwonił... Czego szukali, a co znaleźli Helena i Jul nie powiem, choć nie trzeba słów, bo po prostu się czuje, że happy end wisi w powietrzu.

Czytelnik, który ma w zwyczaju podczytywanie, kartkowanie książki przed lekturą właściwą może sobie pomyśleć, że w powieści powtarzają się te same strony, te same kwestie. Tymczasem wcale nie ma mowy o błędzie w drukarni. Te same sceny są bowiem pokazane z punktu widzenia Leny i Jula, powracamy do nich w innej interpretacji. Dzięki temu zabiegowi próbujemy wczuć się w obie postaci, zrozumieć je. Podążać za nimi jest jednak niełatwo, zwłaszcza, gdy ma się inne wyobrażenia i oczekiwania odnośnie do relacji damsko-męskich. 

Autorka wraz z bohaterką, Heleną Miłą zabrała nas na Targi Książki, spotkanie autorskie we Wrzeniu Świata i na makijaż do Inglota. W moim odczuciu jednak tej obiecywanej na okładce Warszawy w tle było za mało. Wątek Leny i Juliusza przesłonił wszystko, a szkoda, bo aż się prosi o więcej. Niektóre postaci sprawiają wrażenie kukiełek, które po odegraniu swojej kwestii, rzucane są w kąt. Nie udało się uniknąć stereotypów. Niestety, brakuje tu czegoś, co wyróżniłoby tę powieść spośród innych i nie pozwoliłoby jej stać się jednorazowym czytadełkiem.

 

"Poza czasem szukaj" to romans, trzeba podkreślić, erotyczny. Oczekujący romantycznej powieści obyczajowej, mogą poczuć się rozczarowani. Muszą być też gotowi na pikantne sceny i wulgarne teksty. Parafrazując zdanie z okładki - nie każdy sięgnąłby po taką książkę.

Debiut literacki Katarzyny Hordyniec mogę porównać do egzotycznej potrawy. Jedni będą się zachwycać jej smakiem, drudzy się skrzywią, inni przełkną obojętnie, jeszcze inni wydłubią tylko wybrane, smaczne dla nich składniki. Właśnie do tej ostatniej grupy postanowiłam dołączyć. Ogromne brawa należą się za postać Kaśki, uroczej, prostodusznej dziewczyny z zespołem Downa. Takie osoby jak ona rzadko goszczą w literaturze, a przecież są także częścią naszego społeczeństwa, są inni, ale wcale nie gorsi. Im również należy się uwaga. Plusy zbiera ponadto postać Michaliny - babci, która gotuje tradycyjne, pyszne obiady i sprawnie korzysta z dobrodziejstw techniki, internetu, jest jak dobra wróżka, która na życiu zna się jak mało kto. Walor stanowią także poetyckie cytaty i muzyczne odniesienia.

Szczerze przyznam, że mam z tą książką problem. Spotkałam się z określeniem, że to "erotyk na światowym poziomie", nie potrafię jednak odnieść się do tego, gdyż ten gatunek niespecjalnie pojawia się na mojej liście lektur.
Mój osobisty gust nie może jednak przesłonić faktu, że Katarzyna Hordyniec zadebiutowała odważnie, z pazurem, namalowała emocje paletą rudozłotych cieni, musnęła różem policzki. 

Można rzec, pierwsze koty za płoty. Lenie i Julowi nie wróżę świetlanej przyszłości. Autorce "Poza czasem szukaj" życzę pięknych inspiracji i czekam aż uraczy nas głębszą, bogatszą, wielowątkową opowieścią.