Wywiad z Magdaleną Kawką, zwyciężczynią I Festiwalu Literatury Kobiecej "Pióro i Pazur" w kategorii Pióro.

 

Do Siedlec jechała kilka godzin. Z dworca odebrano ją taksówką prosto na spotkanie czytelniczek z jurorkami i pisarkami nominowanymi do głównych nagród. Poprosiła jedynie o szklankę wody. Nie było czasu na poprawianie makijażu, zmianę podróżnego stroju. Tego wieczoru nie wiedziała jeszcze, że to właśnie jej powieść "Rzeka zimna" otrzyma następnego dnia Nagrodę Pióra.

Z poznańską pisarką Magdaleną Kawką, laureatką Festiwalu Literatury Kobiecej "Pióro i Pazur" rozmawia Mariola Zaczyńska.

 

* Podobno wiadomość, że "Rzeka zimna" jest nominowana do Nagrody Pióra była trochę jak grom z jasnego nieba.

- Myślałam nawet, że to żart.

* Nie wierzysz w siebie?!

- Zawsze jestem niedoinformowana, nigdy na bieżąco z informacjami internetowymi. Kiedy człowiek siedzi przy biurku i pisze, od czasu do czasu zerkając na las za oknem, to czasem ma wrażenie, że świat kończy się właśnie na tym lesie.  Nie miałam bladego pojęcia, że książka została nominowana! Ja w ogóle żyję trochę na obrzeżach świata, nie potrafię się promować, nie umiem zabiegać o zainteresowanie, dlatego byłam autentycznie zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że chcą mi dawać jakieś nagrody! Jak to: mi? Przecież ja nikogo nie znam, nikt mnie nie zna, nigdzie się nie zgłaszałam!

* Nie wszystkie wydawnictwa informowały pisarki o zgłoszeniu ich powieści do konkursu, to fakt. Pamiętam jednak ten miły moment, gdy znalazłam cię na fejsbuku i poinformowałam o nominacji, pytając, czy przyjedziesz na Galę. I nigdy nie zapomnę twojej reakcji, która rozłożyła mnie na łopatki: "Ktoś naprawdę czyta moje książki?"...

- Przyjechałam do Siedlec z czystej ciekawości, ale też z szacunku dla czytelników. I, szczerze mówiąc, również po to, żeby jakiegoś czytelnika wreszcie zobaczyć na własne oczyJ.  Piszę te książki, niby wiem, że czytelnik to nie mityczna postać, ale to prawda, w głębi duszy byłam zaskoczona, że ktoś to jednak czyta i to na tyle namiętnie, żeby chcieć autorkę obdarowywać nagrodami. Bardzo przyjemne uczucie.

* To była jedna z pięciu nominacji do Nagrody Pióra, obok Hanny Kowalewskiej za "Przelot bocianów", Karoliny Wilczyńskiej za powieść "Ta druga", Jolanty Kwiatkowskiej za "Rozsypane wspomnienia" i Teresy Anny Aleksandrowicz za debiutanckie "Cudowne życie Staśka".

- Nie chcę, aby zabrzmiało to jak kokieteria, ale naprawdę nie liczyłam na wygraną i pewnie dlatego w trakcie ogłaszania werdyktu byłam całkiem rozluźniona. Niedaleko siedziała właśnie Hanna Kowalewska, pisarka uznana i kochana przez czytelników, więc jak mogłabym liczyć na główną nagrodę? Jedyne, co mnie zajmowało w tamtej chwili, to fakt, że mam na nogach buty na wysokiej szpilce i muszę uważać, żeby nie wywinąć w nich orła.

* Zanim zaczęłaś na dobre pisać, imałaś się różnych prac.

- Zmieniałam zajęcia jak rękawiczki! Ledwie coś zaczynałam, na horyzoncie pojawiały się ciekawsze, bardziej atrakcyjne opcje. Skakałam więc z kwiatka na kwiatek i nigdzie dłużej nie zagrzałam miejsca.

* Czyli...

- Miałam kwiaciarnię, małą agencję reklamową, byłam urzędnikiem stanu cywilnego, dziennikarką. Kiedyś pracowałam nawet przy komisji poborowej i to dopiero było doświadczenie, jedyne w swoim rodzaju.

* Nie mogę się nie uśmiechnąć :)))... Kiedy zaczęłaś pisać?

- Pisanie wzięło się właściwie z tego dziennikarstwa. Straszliwie męczyłam się z faktem, że muszę pisać na zamówienie, tak, jak sobie życzy zleceniodawca i zgodnie z kierunkiem pisma. Najczęściej były to magazyny dla rodziców, więc w kółko na tapecie były zupki i kupki, szczęście i miłość i różowy pokoik. Słowo „bachor” było zakazane.

* Przepraszam, ale znowu nie mogę się powstrzymać :)))...

- Postanowiłam więc pisać po swojemu, a jedynym sposobem na to było pisanie książek. I cieszę się, że zaczęłam dopiero niedawno, kiedy charakter nieco mi się zmienił, bo więcej dziś we mnie cierpliwości, spokoju, choć z systematycznością nadal mam kłopot.

* Zadebiutowałaś poradnikiem dla rodziców przedszkolaków „Przygody Kosmatka Kilkulatka”.

- Poradnik, który nie ma nic wspólnego z idealnym wizerunkiem rodzica. Następna była „Sztuka latania”, książka, którą dziś napisałabym zupełnie inaczej, ale do której mam sentyment, bo ona zbiera najcieplejsze oceny czytelników. To była taka radosna twórczość, kiedy człowiek nie nadąża z przyciskaniem klawiszy, nie bardzo dbając o efekt, a na końcu jest zachwycony tym, co stworzył. Opowieść o szukaniu swojej drogi, wbrew wszystkim i wszystkiemu, o słuchaniu siebie i o tym, że nie trzeba się bać ryzyka, bo najwyżej może się nam nie udać. Na etapie, na którym wtedy byłam, ta książka była mi potrzebna.

* Kolejna to „Alicja w krainie konieczności”.

- Powstała z rozpędu, bardzo szybko po „Sztuce latania”, a tytułowa Alicja stoi jak gdyby w opozycji do poprzedniej bohaterki. Po głębszym namyśle doszłam bowiem do wniosku, że większość kobiet jednak boi się podjąć to ryzyko, które jest niezbędne do realizacji marzeń.

* Ale ci się zmienia!

- Zauważ, że kobieta często zamyka się w świecie powinności,  poświęceń i nie umie o siebie zawalczyć. A nawet nie chce. Zapomina, co sprawia jej największą radość, nie lubi mówić ani myśleć o sobie.

* A "Rzeka zimna"...

- ... Tej książki nikt nie chciał wydać.

* ... ???

- Uznano, że jest za bardzo poplątana, pomieszane style, ni to kryminał, ni obyczaj i do tego nie kończy się klasycznym happy endem. Za dużo w niej smutku, zimna, a w ogóle to wiosną mogłaby się akcja rozgrywać...

* Jednak znalazł się wydawca, który się nie bał ryzyka. Miał intuicję, bo to ta powieść wygrała, a jury podkreślało, że nagradza wykraczanie poza schematy i konwencje... Co piszesz teraz?

- Na wydanie czekają dwie powieści: „Wyspa z mgły i kamienia” oraz „Cmentarna opowieść, czyli koniec wieczności”. Szczególnie ta druga jest mi bardzo bliska i śmiem twierdzić, że to najlepsze, co do tej pory udało mi się stworzyć, a rzadko bywam zadowolona z tego, co piszę. Obydwie ukażą się w tym roku.

* Czy jest coś, czego nie chciałabyś w swoim życiu powtórzyć?

- Wszystko bym powtórzyła!

* Zabrzmiało zdecydowanie.

- Gdyby nie to, co się wydarzyło i co przeżyłam – nie byłabym dziś tu, gdzie jestem, ani tym, kim lubię być. Wreszcie mam poczucie swojego miejsca, mam cudnego męża, dwoje dzieci i cały zwierzyniec w domu: koty, rybki, psa, a także, falami, myszy, ptaszki, zające i żaby – czyli to wszystko, co w ramach miłości przynoszą mi koty. Czasem z ogrodu przyjdzie ślimak, albo pająk wpadnie na chwilę. Na szczęście mam duży dom.

* Jesteś szczęśliwa...

- Jestem banalna aż do bólu.

* Gratuluję ci raz jeszcze Nagrody Pióra i powiem ci, że... to była prawdziwa przyjemność poznać cię osobiście. Dziękuję za rozmowę.

 

Magdalena Kawka prowadzi pisarskiego bloga: http://rozmowyprzywinie.blogspot.com/

 

 

 

 

Komentarze  

 
+1 #2 Agnieszka Bednarska 2013-03-05 13:17
Nie miałam jeszcze okazji sięgnąć po książki Pani Magdy, ale po przeczytaniu powyższej rozmowy z pewnością to zrobię. Jestem ciekawa jakie historie opowiada taka pozytywnie do życia nastawiona kobieta, czy ten las za oknem i zwierzęta w domu mają odbicie na kartach powieści Pani Magdy, a może wręcz przeciwnie? Życzę kolejnych sukcesów i niezmąconej wiary we własny talent.
Cytować
 
 
+1 #1 Agnieszka Bednarska 2013-03-05 13:17
Nie miałam jeszcze okazji sięgnąć po książki Pani Magdy, ale po przeczytaniu powyższej rozmowy z pewnością to zrobię. Jestem ciekawa jakie historie opowiada taka pozytywnie do życia nastawiona kobieta, czy ten las za oknem i zwierzęta w domu mają odbicie na kartach powieści Pani Magdy, a może wręcz przeciwnie? Życzę kolejnych sukcesów i niezmąconej wiary we własny talent.
Cytować
 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież