"Życie listami pisane" Agnieszka Stabro (Bellona)

Często  zdarza  się  tak,  że  biografia  poety  jest  równie  ciekawa,  jak  jego  twórczość.  Mało  tego. Ciekawsza  nawet,  jeśli  weźmie się  pod  uwagę  choćby  literackie  dokonania  cokolwiek  mdłych rymotwórców  epoki  sentymentalizmu.  Taki  Franciszek  Karpiński  –  pisał  egzaltowane  liryki  o jaworze  i  jakichś  malinach,  a  jego  życiorys  to  prawdziwa  słodko­gorzka  tragikomedia.  W wypadku wybitnej polskiej poetki – Marii Pawlikowskiej­Jasnorzewskiej – sprawa przedstawia się inaczej.  Mamy  tutaj  do  czynienia  z  arcy wybitną  twórczością  i  biografią,  która sama  w sobie zasługuje  na  miano  dzieła sztuki. 

Życie  listami  pisane  Agnieszki  Stabro  ukazuje  Pawlikowską­ Jasnorzewską w  nieco  innym świetle,  niż  zwykło się  ją  postrzegać. Na rynku wydawniczym  to pozycja pod wieloma względami wyjątkowa.

Maria Pawlikowska­Jasnorzewska była córką słynnego malarza – Wojciecha Kossaka. Dorastała w Kossakówce, wśród artystów i intelektualistów, w atmosferze przesyconej sztuką przez duże „S”. Podobne warunki musiały ukształtować jej umysł i wrażliwość w konkretny sposób, wpłynąć na dalsze  życie,  które  nie  mogło  przecież  być  zwyczajne,  prozaiczne,  wypełnione  nudnymi obowiązkami, gotowaniem, sprzątaniem i wychowywaniem wiecznie usmarkanych dzieci. Maria nigdy nie zostanie matką. Nigdy nie zostanie wzorową żoną, spełniającą zachcianki męża. Nigdy nie przystosuje się do trudnych warunków życia, nigdy nie przestanie cenić sobie wygód, zbytku, męskiej  adoracji i inteligentnych rozmów. I futer. Nowego futra Maria również  nigdy sobie  nie odmówi, choćby miała je nabyć za ostatnie pieniądze, choćby miała później głodować. Bo Maria nie  jest  zwykłą  kobietą,  nie  zgadza  się  na  patriarchat,  na  męską  dominację,  na  załatwianie codziennych „sprawunków”. Woli położyć się w ogrodzie na ziemi i słuchać, jak rośnie trawa... Pawlikowska­Jasnorzewska  trzykrotnie  wychodzi  za  mąż.  Bzowski  okazuje  się  dla  niej  zbyt intelektualnie ograniczony, prymitywny. Nie rozumie poetki, nie rozumie ciągłej potrzeby pisania, nie rozumie słuchania trawy. Chce  zjeść obiad i pójść  z  żoną na  eleganckie przyjęcie do jakiejś tam hrabiny. I najlepiej, żeby Maria nie ubierała się w te dziwne stroje. I żeby się nie odzywała, bo kiedy  już  zacznie...  Mąż  numer  dwa,  Pawlikowski,  okazuje  się  ucieleśnieniem  romantycznych marzeń  artystki.  Przystojny,  inteligentny,  oczytany.  To  właśnie  w  trakcie  trwania  drugiego małżeństwa Pawlikowska pisze swoje najpiękniejsze liryki miłosne, wspina się na twórcze wyżyn i zdobywa uznanie. Jest zaślepiona miłością, żyje snem, pisze do męża płomienne listy, osacza go uczuciem  z  każdej strony.  A  on?  On  zaczyna się  dusić,  nudzić.  I  chce  mieć  dziecko,  którego wreszcie się  doczeka.  Nie  z  Marią,  rzecz  jasna.  Pawlikowski  odchodzi  do  młodszej  kobiety,  a poetka  pogrąża  się  w  depresji.  Dopiero  z  trzecim  mężem  –  Jasnorzewskim  –  dojdzie  do  jako takiego porozumienia. Ale nie do końca. Ona nie potrafi przecież „normalnie”, zawsze coś sobie znajdzie. Jakiś zapłon, który wywoła prawdziwą ognistą burzę. A Jasnorzewski będzie z Marią do końca. Śpi na podłodze przy szpitalnym łóżku, kiedy jego żona – chora na raka – umiera w bólu, później  zaś  długo  nie  może  dojść  do siebie. Cierpi  do  końca  życia.  Z  takiej  miłości  nigdy  nie można się wyzwolić.

Życie listami pisane, jak już wspomniałam, to pozycja pod wieloma względami wyjątkowa. Przede wszystkim  z  uwagi  na  sposób  przedstawienia  czytelnikom  postaci  słynnej  polskiej  poetki. Tradycja literacka ukazuje Pawlikowską­Jasnorzewską jako eteryczną istotę, egzaltowaną artystkę, zawsze  zadbaną,  elegancką,  otoczoną  wianuszkiem  wielbicieli.  Agnieszka  Stabro  postanowiła odbrązowić poetkę, przez co niezwykle ją uczłowieczyła, pomogła zrozumieć to, co mogło dziać się  w  głowie  Marii,  przybliżyła system  wartości  i  warunki,  w  których  dorastała  i  żyła.  Stabro podkreśla nieustającą potrzebę pisania Pawlikowskiej, ukazuje twórczość jako proces organiczny, coś odgórnie nakazanego, biologicznie zdeterminowanego. Pawlikowska nie potrafi nie pisać. Jeśli nie tworzy  poezji, ślęczy  nad swoim  dziennikiem,  notuje wszystko. Każdą myśl,  każdą  emocję, każdy ból. O radości pisze mało. Dziennik ma spełniać funkcję terapeutyczną, pomagać zrozumieć rzeczywistość, nazwać i oswoić to,  co trudne do  zaakceptowania. Z listów i notatek wyłania się szczególny  obraz  Marii  Pawlikowskiej­Jasnorzewskiej  –  to  portret  kobiety,  która  swoje  życie poświęciła sztuce i która chciała, by cała jej egzystencja przypominała przemyślane, z pietyzmem wykreowane  arcydzieło.  A  tak się  przecież stać  nie mogło. Wojna,  bieda,  choroba...  Drapieżna fizjologia, która zrównuje człowieka ze zwierzęciem, czyni z niego trybik wielkiej machiny, jaką jest natura. Z tym poetka nigdy nie mogła się pogodzić. Z nieubłaganą biologią. Z tym,  że ktoś stworzył ją z tak wielką precyzją, a później bezmyślnie zniszczył.

Książka Agnieszki Stabro przykuwa uwagę ciekawą formą, pięknym językiem, balansującym na granicy poezji i prozy, stylistycznym wyczuciem, przede wszystkim zaś niezwykłą wrażliwością, z którą  potraktowany  został  temat.  Stabro  pisze  o  Jasnorzewskiej  tak,  jakby  ją  znała,  lubiła, akceptowała z całym dobrodziejstwem inwentarza. Opowiadać w ten sposób to naprawdę wielka sztuka. Warto sięgnąć po Życie listami pisane. Polecam.       

 

 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież