Lucyna Olejniczak opowiada o swojej przygodzie z Ameryką.

  • Drukuj

Pisze pogodnie, ale z pazurem. Z jej powieści bije ciepło, a inteligentny humor urzeka. Posiada rzadki dar przyciągania do siebie ludzi i zawierania prawdziwych przyjaźni. Nie jest zwykłym przechodniem mijanym w biegu i szybko zapominanym, bo jedno choćby spotkanie z Lucyną Olejniczak, daje człowiekowi poczucie, że wydarzyło się coś istotnego i niezwykłego. Podobnie jest z jej powieściami, które chce się mieć na półce we własnej biblioteczce, by do nich wracać i ponownie smakować.

"Opiekunka czyli Ameryka widziana z fotela" jest jej pierwszą powieścią, która ukazuje się dopiero teraz... po wydaniu trzech innych poczytnych książek. Warto było na nią czekać..

 

 

Z Lucyną Olejniczak rozmawia Mariola Zaczyńska.

* Ameryka nie jest dziś dla nas TĄ AMERYKĄ sprzed lat, do której jechało się za chlebem, by się dorobić, by zmienić życie... Twoja powieść powstała jednak jeszcze w czasach TEJ AMERYKI.

- Pojechałam tam wiele lat temu, rzeczywiście, „za chlebem”.

 

* A to trafiłam!

- Och, miałam perfekcyjnie opracowany plan: wyjeżdżam za ocean i zarabiam na moje nowe życie, na rozwód. W małżeństwie nie zawsze układa się tak, jak sobie wymarzymy, drogi dwojga ludzi się rozchodzą... W Ameryce poznałam kogoś, chciałam  ułożyć sobie z nim życie i w ramach łączenia rodzin sprowadzić dzieci, które zostały pod opiekę mojej mamy. Musiałam jednak zmienić plany, bo mąż śmiertelnie się rozchorował i potrzebował mojej pomocy. Wróciłam. I nie żałuję tej decyzji.

* Jesteś osobą absolutnie pozbawioną egoizmu. Ale odrobina egoizmu jest zdrowa, wręcz potrzebna!

- To uznajmy, że egoistycznie wróciłam do człowieka, który kiedyś był moją wielką miłością. Poza tym bardzo, bardzo tęskniłam za dziećmi i nie potrafiłam już sobie z tą tęsknotą radzić. Śniły mi się niemal co noc, widziałam je wszędzie, w twarzach innych dzieci, mijanych na ulicy. Wiedziałam, że przy mojej mamie nie stanie się im krzywda, ale to nie zmniejszało tęsknoty. Wręcz przeciwnie, tęskniłam jeszcze bardziej, zdając sobie sprawę, że to ja powinnam przy nich być, a nie babcia.

* Myślisz czasem, jak by to było, gdybyś jednak została?

- Ominęłoby mnie mnóstwo wspaniałych rzeczy, które wydarzyły się później w moim życiu. Byłabym zupełnie innym człowiekiem. Nie należy się sprzeciwiać losowi…

* Jakie masz wspomnienia z Ameryki?

- Wiesz jak pachną Hawaje?

* Będę złośliwa i powiem, że nigdzie o tym nie piszą, więc nie wiem!

- No, nie złość się, bo pewnie każdemu odwiedzane miejsca pachną inaczej. Dla mnie Hawaje na zawsze będą miały zapach i smak ananasów.

* A już chciałam zaryzykować i powiedzieć, że pachną olejkiem do opalania! Dlaczego ananasy?

Pamiętam smak zimnych, wyjmowanych prosto z lodówki, złocistych krążków, idealnych na upalne dni, a także niepowtarzalny smak szampana z ananasów, którym poczęstowano nas na powitanie w hotelu, w Honolulu. I te ciągnące się całymi kilometrami ananasowe plantacje... Minęło już tyle lat, a ja przenoszę się na Hawaje za każdym otwarciem kartonu z tym pachnącym sokiem. Ale z tym olejkiem do opalania, to masz rację, był wszechobecny!

* Podobno właśnie na Hawajach posmakowałaś lotów na paralotni. Jak na poważną laborantkę w Katedrze Farmakologii UJ to dosyć brawurowe. Czy Ameryka tak na wszystkich działa?

- To nie była paralotnia tylko spadochron za motorówką i nie Hawaje, tylko Tunezja. I inne czasy. Ale reszta się zgadza…

* Naprawdę frunęłaś za motorówką?!

- Mam nawet dowód: zdjęcia! Nie pokazuję ich nigdzie, bo z dołu wyglądało to trochę jak kadr z filmu „Uwolnić orkę”.

* I tak będę się upierać, że to Ameryka w ten sposób na ludzi działa.

Ameryka... W tamtych czasach dawała nam oddech, jakiego za żelazną kurtyną tak długo brakowało. Trudno mi nawet opisać to poczucie wolności w samochodzie jadącym krętą drogą, tuż nad urwiskiem, z widokiem na oślepiająco błękitny ocean...

* No tak, my znaliśmy to z filmów.

- Była we mnie ogromna ciekawość wszystkiego. Nurkowałam między koralowcami z woreczkiem zielonego groszku, który żarłocznie skubały egzotyczne rybki. Nie mogłam się nasycić dojrzałymi owocami mango wiszącymi na wyciągnięcie ręki, a gęsty bambusowy las na zawsze będzie mi się kojarzył z tańcem szkieletów, bo bambusy stukały o siebie jak kości. I wiesz, co pamiętam? To zabawne zdziwienie za każdym razem, kiedy mówiłam, że jestem z Polski.

* No, nie wiem, czy łatwo zostawiłabym to i wróciła do szarego kraju, mając przecież wcześniej zupełnie inne plany... Mam nadzieję, że chociaż na osłodę dolary przywiozłaś, przecież miały wtedy w Polsce magiczną wręcz siłę.

- A czy wyglądam jak któraś z bohaterek "Dynastii"?

* Urodą do pięt ci nie dorównują, ale limuzyny i czekającego szofera, faktycznie, nie widzę.

- Za urodę dziękuję, umiesz poprawić humor.

* A szofer i limuzyna?

- No tu muszę podziękować panu Balcerowiczowi i jego reformie.  Wróciłam do Polski w chwili, gdy właśnie weszła w życie, w związku z czym, z dnia na dzień dramatycznie spadł kurs dolara.

* Ajajaj...

- Owszem, ajajaj...

* Rozumiem, że bizneswomen nie zostałaś.

- Mocno okrojone pieniądze przeznaczyłam na opiekę nad umierającym już mężem oraz na remont i kompletne wyposażenie mieszkania, bo niestety, gdy wróciłam, okazało się, że zostało kompletnie ogołocone przez złodziei. Zostały tylko puste ściany i dziury po urządzeniach sanitarnych. Zaczynaliśmy wszystko od zera, jak pogorzelcy.

* Historię życia masz jak temat na książkę!

- Myślę, że nie tylko ja. Znam wielu ludzi, którzy musieli zaczynać wszystko od nowa.

* Do Ameryki już nie wróciłaś?

- Nie. Po śmierci męża pojechałam do Francji. Dostałam propozycję pracy jako opiekunka do dziecka w Paryżu u bardzo bogatych i wpływowych ludzi. Moje dzieci znów zostały z babcią, ale tym razem byłam blisko, mogły mnie więc odwiedzać, ja też miałam możliwość częstszych wyjazdów do domu. Pokochałam Paryż! A pracodawcy stali się moimi przyjaciółmi. Przyjaźń z Nicole i jej rodziną trwa niezmiennie od prawie dwudziestu lat, aż do dziś.

* Do Francji wracasz często, zwiedziłaś też Sycylię i Irlandię, a ślady tych podróży odnajdujemy w twoich książkach. Nie masz wrażenia, że mogłabyś obdzielić swoim życiorysem kilka osób?

- Ależ ja właśnie tak robię. Obdzielam nimi bohaterów moich powieści. W każdej z nich zawarłam kawałek własnego życia, może nie mnie samej, ale na pewno wykorzystałam w nich swoje przygody. Zdarza się, że sama to później czytam i wydaje mi się, że niektóre z nich brzmią zbyt niewiarygodnie. Że to się w życiu nie zdarza. Może nie w każdym, to prawda, ale w moim stale dzieje się coś nowego zaskakującego, śmiesznego lub dziwnego. I dobrze, bo nuda i bezczynność zabiłyby mnie natychmiast.

* Nie każdej polskiej pisarce dane były wspólne wakacje z francuską pisarką, spędzone w XVII- wiecznym klasztorze na opowieściach, pisaniu, czyszczeniu rodowych sreber i kolacjach z arystokratami. Rozumiem jednak, że to materiał na kolejną powieść, a więc i na inną rozmowę...

- Na razie zapraszam na opowieść o Ameryce widzianej z fotela...

 

 

 

Lucyna Olejniczak jest autorką powieści: "Wypadek na ulicy Starowiślnej", "Dagerotyp. Tajemnica Chopina", "Jestem blisko" oraz wydanej właśnie książki "Opiekunka czyli Ameryka widziana z fotela".