10 pytań do ... Tomasza Białkowskiego oraz konkurs

  • Drukuj

 Tomasz Białkowski – polski prozaik z ciekawym dorobkiem literackim. Debiutował w 2002 roku zbiorem opowiadań „Leze”. Później wydał powieści: „Dłużyzny”, „Pogrzeby”, „Mistrzostwo Świata”, „Zmarzlina” i „Teoria ruchów Vorbla”.

Napisał również sztukę „Drzewo”. Jego książki były wielokrotnie nagradzane.

Wiosną 2012 roku ukazała się powieść kryminalna pod tytułem „Drzewo morwowe”, bardzo dobrze przyjęta przez czytelników i recenzentów. Jej kontynuacją jest „Kłamca”. Pisarz pracuje nad ostatnią częścią trylogii, zatytułowaną „Król Tyru”.

 

Blog autora: www.tomaszbialkowski.blogspot.com

 

 

10 PYTAŃ DO.... Tomasza Białkowskiego

 

 

Beata Sarnowska – Jakie emocje Panu towarzyszyły, gdy dowiedział się Pan, że „Zmarzlina”, czy „Teoria ruchów Vorbla” została doceniona Wawrzynem (Literacka Nagroda Warmii i Mazur).

Tomasz Białkowski – Laureat dowiaduje się o nagrodzie dopiero podczas gali. Napięcie zatem jest ogromne. „Zmarzlina” zdobyła nagrodę czytelników, co jest dla mnie niezwykle cenne. Drugą z nagród przyznaje już jury. Kiedy w maju ogłaszana jest finałowa piątka zaczynają się spekulacje. Kto tym razem? Zaczyna się swoista giełda nazwisk. Otrzymali ją przecież tacy pisarze jak m.in. Orłoś, Kruk, Kowalewski, Sieniewicz. Autor zwycięskiej książki ma świadomość, że, było nie było, przechodzi do historii. Ja byłem nominowany po raz trzeci. Co niektórzy twierdzili, że jestem murowanym faworytem. To tylko jeszcze bardziej stresowało. Ale radość po ogłoszeniu jest nieprawdopodobna! Życzę takich emocji każdemu pisarzowi, który znajdzie się w kręgu nominowanych.

 

BS – Czy może Pan zdradzić, od kiedy, z pełną świadomością, w rubryce „zawód” wpisuje Pan słowo „pisarz”? Kiedy poczuł się Pan nim?

TB – Ponad dziesięć lat temu związałem się z pismem „Portret”. Tam debiutowałem. Z czasem otrzymałem propozycję wydania książki. Przez kolejne lata kierowałem działem prozy zarówno w piśmie, jak i wydawnictwie. Myślę, że z całkiem dobrym skutkiem. Udało nam się odkryć kilku dobrych autorów, wydać wartościowe pozycje, które potem zbierały nagrody. Cały czas równocześnie tworzyłem własne utwory. Trudno zatem postawić jakąś wyraźną linię, za którą zaczyna się zawodowstwo. Oficjalnie do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich zostałem przyjęty w roku 2007. Ale to też nic nie wyjaśnia. Są znakomici pisarze, którzy odcinają się od wszelkich związków twórczych, a ich pozycja jest przecież w literaturze niekwestionowana. Mówi się, że pisarzem się bywa. No to ja nim bywam dosyć regularnie.

BS – Czy jest Pan rozpoznawany? Może spotkał Pana ostatnio jakiś miły gest ze strony czytelników?

TB – Czasem napisze do mnie jakiś młody autor z prośbą o ocenę twórczości. Czasem ktoś poprosi o rekomendację przy składaniu wniosku stypendialnego. Zadzwoni dziennikarz z prośbą o krótki komentarz. Po otrzymaniu Nagrody Wawrzynu dostałem pocztą list gratulacyjny na pięknym czerpanym papierze od samego Rektora Uniwersytetu. To było bardzo miłe. Najzabawniejszą sytuację przeżyłem, kiedy mój znajomy z rodzinnego miasteczka poprosił mnie o złożenie autografów na „Drzewie morwowym”. Ok., odpowiedziałem, chętnie podpiszę. Ku mojemu zaskoczeniu, następnego dnia przyjechał do mnie, wsadził w samochód i zawiózł do klubu, który prowadzi. Jak mi powiedział, jechał z warszawskiego Okęcia i było mu wygodniej zabrać mnie po drodze. Na miejscu wyciągnął karton z 20 egzemplarzami. Podpisałem wszystkie i po kilku godzinach wróciłem do domu. Uznałem, że to była świetna, niezapowiedziana wycieczka. A książki trafiły do rąk moich dawnych sąsiadów. Słowem, przyjemne z pożytecznym.

BS – Skąd wziął się pomysł na kryminalną trylogię? I dlaczego trylogia? Czy nie lepiej byłoby dać życie trzem różnym fabułom?

TB –Każda z tych części, chociaż ma wspólnego głównego bohatera, opowiada o czym innym. „Drzewo morwowe” to odtworzenie powstania sekty i opis losów rodziny Werensa. „Kłamca” to opowieść o utracie bliskich. To także odsłanianie mechanizmów działania zbrodniarzy. Trzecia część, czyli „Król Tyru”, jest już historią odzyskiwania najbliższych. Zarówno przez głównego bohatera, jak i towarzyszących mu policjanta Derę i doktor Lipską. Ale nie tylko ich. Swoich najbliższych chcą odzyskać również ci źli. I jak to w życiu bywa, nie każdemu będzie to dane. Każda część, pomimo pozornych podobieństw konstrukcyjnych, jest napisana inaczej. Np. w części trzeciej najważniejszą postacią będzie generał Szubert, który… nie wypowiada w powieści ani jednego słowa! Wszystkie trzy części się dopełniają, dają pełny obraz. Starałem się to napisać tak, aby można było zacząć lekturę nawet od części ostatniej. W jednej książce bym tego wszystkiego nie zawarł.

BS – Którą z Pańskich powieści lubi Pan najbardziej i dlaczego?

TB – Chyba byłaby to „Zmarzlina”. Pisałem ją w szczególnych okolicznościach: ze złamanym obojczykiem, leżąc w łóżku. W tej książce przenikają się wzajemnie teraźniejszość i przeszłość. Zastosowałem tam przerzutnię, która zazwyczaj występuje w utworach poetyckich. W polskiej prozie jej nie ma zbyt wiele. Konstruowanie tekstu w ten sposób, że ostatnie słowo rozdziału jest równocześnie pierwszym kolejnego, bywa mocno kłopotliwe, ale kiedy już się złapie odpowiedni rytm, można na koniec odczuć sporą radość. Lubię też książki o Werensie. Tworzenie skomplikowanych intryg, lecz takich, które pozostaną dla czytelnika przyjemne w lekturze i doprowadzą do logicznego rozwiązania jest sporym wyzwaniem. Ja takie wyzwania podejmuję i mam nadzieję, że dostarczam ludziom dobrej, inteligentnej rozrywki.

BS – Co sprawia Panu największą trudność podczas pisania?

TB – Oczywiście, szukanie pomysłów. To bywa bardzo irytujące, kiedy rodzi się jakiś wątek, lecz brakuje mu kolejnych elementów, które go rozwiną, ubarwią. To może trwać całymi tygodniami. Nagle, zwykle w jakichś niesprzyjających okolicznościach typu kolejka do kasy w sklepie spożywczym, pojawia się brakujący element! Dlatego zawsze noszę przy sobie notes, w którym spisuję natychmiast wszystko, co wydaje mi się ważne. Nie liczę na pamięć, która wielokroć mnie zawiodła. Sam proces pisania nie nastręcza mi trudności. No, czasem bolą plecy…

BS – Mój zwykły dzień pisarza wygląda...? Proszę opowiedzieć czytelnikom, czy ma Pan jakiś rytm pracy, zwyczaje? Ile czasu zajmuje Panu pisanie?

TB – Śpię do 9. Od razu się wytłumaczę – chodzę spać bardzo późno, grubo po północy. Śniadanie jem równocześnie przeglądając internetowe wydania gazet. Kiedy coś wyda mi się interesujące, zapisuję to. Potem staram się coś napisać na swoim blogu. Przy kawie biorę się za pisanie, przeglądanie bądź wyszukiwanie materiałów. Zwykle w sieci. To bardzo przyspiesza cały proces. Nie trzeba już tylko siedzieć w czytelniach. Oczywiście, sztuka polega na oddzieleniu rzeczy wartościowych od śmieci. Ale i też trzeba wiedzieć gdzie szukać. Najważniejsze rzeczy jednak zwykle znajdują się w książkach… Około 15 wyruszam z domu. Przez park chodzę do centrum, do pewnego salonu książki. Regularnie kupuję kilka tytułów prasy literackiej. W drodze powrotnej robię zakupy. U nas ja gotuję. Żona za to zmywa. Musi być sprawiedliwiej. Po obiedzie, który jemy ok. godz. 18, oglądam telewizję. Lubię dobry mecz, film. Potem czytam, żeby mieć nad czym pracować następnego dnia… Ale czasem wszystko bierze w łeb. Są spotkania, wyjazdy albo, tak jak teraz, kończenie pracy nad książką i od rana do nocy siedzę nad wydrukami, które na okrągło poprawiam. Są też chwile, kiedy zupełnie nic się nie chce i wtedy wymyślam sobie jakieś zajęcie „okołoremontowe”. Tak to nazywam. Pół dnia włóczę się po pobliskim OBI za jakąś niby potrzebną śrubką. Jest coś fascynującego w tych kilometrowych regałach z błyszczącymi przedmiotami, które za jakiś czas i tak zardzewieją i trafią na śmietnik. To w pewnym sensie metafora losu.

BS – Skąd czerpie Pan pomysły na nowe powieści?

TB – Pomysły pojawiają się w różnych sytuacjach. Na przykład trylogia o Werensie ma swoje źródło w przeglądaniu starych numerów „Literatury na Świecie”, w których była mowa o różnych sektach. Z kolei przywołana wcześniej „Zmarzlina” ma początek w autentycznej historii. Pewna olsztyńska rodzina postanowiła zimą zostawić pod dworcem na wózku inwalidzkim swojego starego krewnego. Żeby zamarzł. Był to jednodniowy news w lokalnych mediach. Uznałem, że napiszę o tym po swojemu. Stworzę całą historię dwóch pokoleń ludzi, którzy z jakiegoś powodu postanowili się wzajemnie zniszczyć. Tak, współczesne media to niekończące się źródło inspiracji. Ale tu ważna rzecz, jeśli nie najważniejsza. Literatura nie może popaść w tanią publicystykę!

BS – Jaką książkę ostatnio Pan przeczytał? Czy poleciłby ją Pan znajomym?

TB – Z czystym sumieniem polecam biografię Igora Strawińskiego autorstwa Charlesa M. Josepha zatytułowaną „Strawiński. Geniusz muzyki i mistrz wizerunku”. Sam tytuł już wiele mówi o zawartości tej książki. Joseph dotarł do niepublikowanych materiałów o tym geniuszu muzycznym. Człowieku przeświadczonym o swojej wyjątkowości i wielkości, z drugiej zaś strony będącym w trudnych relacjach z własnym synem. Z polskich autorów zaś polecam „Stację Muranów” Beaty Chomątowskiej. To niezwykła historia osiedla wzniesionego na gruzach getta i świetny reportaż. Książka jest pięknie wydana, dużo w niej archiwalnych fotografii świata, który bezpowrotnie przeminął.

BS – „Król Tyru” to ostatnia część kryminalnej trylogii. Czy ma Pan już pomysł na kolejne powieści i jaki to będzie gatunek?

TB – Rozstania bywają bolesne, lecz trudno. Przygody Werensa to etap zamknięty. Chociaż, życie uczy, że „nigdy nie należy mówić nigdy”. Mam rozpoczęty projekt powieści, którą roboczo nazwałem „Topór”. To wbrew pozorom nie przedmiot, a nazwa miejscowości. Od kilku lat nie mogę do tej książki powrócić. Widocznie czeka na swój czas. W planach bliższych mam napisanie współczesnej powieści z detektywem amatorem. Nie będzie w niej wątków biblijno-historycznych, a raczej próba opowieści o roli przypadku i przeznaczenia w naszym życiu. O losie, który jest nieprzewidywalny. Zacznę od zdawałoby się nieważnego drobiazgu, który uruchomi całą lawinę. Taki jest plan. Los wszakże może go po swojemu zmodyfikować.

BS – Teraz prosiłabym o dokończenie poniższych zdań:

Czytajmy...

TB – Jak najwięcej. Czytanie wzbogaca. Poszerza naszą wyobraźnię.

Polskich...

TB – Autorów w szczególności. W zalewie zagranicznych produktów „literaturo podobnych” coraz trudniej im się przebić.

Autorów...

TB – Rodzimych warto znać. Tworzyli i tworzą znakomite dzieła. Najwięcej Nagród Nobla przysporzyła nam literatura.

 

BS – Na koniec niespodzianka dla czytelników. Ogłaszamy konkurs. Nagrodą
do zdobycia jest egzemplarz najnowszej powieści Tomasza Białkowskiego „Kłamca” wraz z dedykacją dla zwycięzcy. Wystarczy odpowiedzieć na jedno, proste pytanie. Panie Tomaszu proszę o pytanie:

 

TBJak w „Kłamcy” nazywa się policjant pomagający Werensowi rozwiązać zagadkę?

 

BS – Dziękuję bardzo za spotkanie.

 

TB – Dziękuję również i pozdrawiam czytelników „CzPA”!

 

Odpowiedź należy przesyłać do 19-01-2013r na adres Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

w tytule maila wpisać „Kłamca” oraz podać swoje dane adresowe.