"Bezmiar cierpienia" Adriana Rak (wyd. WasPos)

Mocno wierzę w to, że każdy człowiek, który pojawia się w naszym życiu, pojawia się w nim nie bez powodu. Czasem musimy tylko poczekać chwilę, aby przekonać się, jak wiele łączy nas z zupełnie nieznaną nam przecież osobą i jak bardzo dużo możemy sobie wzajemnie ofiarować.

Niezmiennie jestem przekonana również o tym, że los splata ludzkie drogi w momencie, kiedy najbardziej tego potrzebujemy, choć my sami najczęściej nie zdajemy sobie z tego sprawy. Dlatego nie wierzę w przypadki, a w przeznaczenie. Życie bowiem już niejednokrotnie udowodniło mi, że jest wiele rzeczy, które mogą zbliżyć do siebie ludzi. Jedną z nich jest niestety cierpienie. Wszak zapewne zgodzicie się ze mną, że ból i gorycz tego uczucia najlepiej zrozumie ten, kto również go doświadczył.
 
Postanowiłam, podzielić się z Wami tymi niełatwymi przemyśleniami, gdyż dziś przychodzę do Was z recenzją najnowszej książki Adriany Rak „Bezmiar cierpienia”, której karty skrywają niezwykłą historię dwójki młodych zagubionych i przytłoczonych przez życie ludzi. Kiedy Izabela i Adam poznają się w Łebie w jednej z tamtejszych restauracji, w której pracuje chłopak, nie wiedzą jeszcze, jak wiele ta znajomość zmieni w ich życiu i jak bardzo wpłynie na nich samych. Zarówno chłopak, jak i dziewczyna są ogromnie zaskoczeni faktem, że choć znają się zaledwie chwilę, czują się tak, jakby znali się przez całe życie. My czytelnicy wiemy, niemalże od samego początku, że oboje znajdują się z problemami życia prywatnego, czując się zranieni i skrzywdzeni. Oboje też nie są gotowi, aby rozmawiać o tym, co dzieje się w ich sercach. Nikt nie naciska na zwierzenia. Wszystko, co dzieje się między naszymi bohaterami jest bardzo szczere i naturalne, co owocuje rodzącą się na naszych oczach piękną przyjaźnią. Kiedy nadchodzi moment, w którym przyjaciele otwierają się przed sobą, dowiadujemy się, że choć pochodzą z zupełnie innych światów i bez wątpienia możemy powiedzieć, że ich cierpienie wydaje się nieporównywalnie i niewspółmiernie różne, to jednak pamiętajmy, że nie wolno nam oceniać żadną miarą ludzkiego bólu.
 
Izabella jest młodą kobietą, która przez całe życie żyła w luksusie pod czujnym okiem nadopiekuńczych rodziców. W momencie, kiedy zaczynamy niejako uczestniczyć w jej życiu, widzimy, że nasza bohaterka cierpi z powodu trudnego rozstania ze swoim marokańskim księciem Hamidem, który zaprzepaścił ich wspólne szczęście, dopuszczając się zdrady. Wszystko wokół nosi ślady mężczyzny, którego jej serce ciągle nie przestało kochać, dlatego Izabela postanawia, na okres wakacji wyprowadzić się z rodzinnego Gdańska właśnie do Łeby gdzie będzie pracowała sezonowo.
 
Z podobnym zamiarem pracy do tego samego miasta wyjechał również Adam. Jego sytuacja jednakże jest zupełnie inna. Mimo że chłopak ma dopiero dwadzieścia jeden lat, to przeżył już naprawdę wiele w swoim krótkim życiu, które nigdy go nie rozpieszczało. Jako siedmioletnie dziecko został sierotą i jedyną bliską mu osobą, która została mu na świecie, jest wychowujący go dziadek. W jego życiu był moment, kiedy wierzył w to, że będzie szczęśliwy, u boku dziewczyny, z którą ma  dziś już dwuletniego syna Kamila. Niestety matka dziecka nie dorosła do swojej roli i nadal zachowuje się bardzo niedojrzale, przyjmując sobie za główny cel swojego życia upokarzanie Adama i utrudnianie mu kontaktów z synem. Dla Adama syn jest całym życiem i to właśnie dla niego bardzo szybko wydoroślał i robi wszystko, aby  uczestniczyć w jego życiu. Z trudem podejmuje się pracy w Łebie, bo wie, że będzie musiał   rozstać się z dzieckiem, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę z tego, że pieniądze, które w tym czasie zarobi, są bardzo potrzebne nie tylko dla syna, ale i kochanego dziadka.
 
Nie będę oczywiście zdradzała Wam, co wniesie w życie naszych bohaterów tak nagłe i niespodziewane zacieśnienie więzi między nimi, ale możecie mi wierzyć, że nie będzie to przyjaźń łatwa, ponieważ pomimo swej wyjątkowości zostanie poddana wielu próbom. Jak się przekonacie, nie uchroni, ani jednej, ani drugiej strony przed trudnymi wyborami i decyzjami.
Adam i Izabela stali się sobie bardzo bliscy nie tylko dlatego, że oboje wiedzą, czym jest cierpienie, ale przede wszystkim dlatego, że potrafili patrzeć na siebie sercem. On pokazał jej, że nie warto użalać się nad sobą, a po prostu warto żyć. Ona natomiast pokazała mu jak wspaniałym i wartościowym jest człowiekiem, Czasami jednak niestety nic i nikt nie jest w stanie zdjąć z naszych barków ciążącego nam bezmiaru cierpienia. Bo uśmiech na ustach, a w sercu ból, to najtrudniejsza, ze wszystkich życiowych ról.
 
Czytając wypowiedzi samej autorki na temat „Bezmiaru cierpienia”, chociażby na Jej socjal mediach możemy dowiedzieć się, że jest to książka niezwykle dla niej ważna. Moglibyście powiedzieć, że przecież dla autora każda książka jest ważna. Owszem z pewnością tak jest, ale zapewniam Was, że dopiero, kiedy dotrzecie do końca historii i przekonacie się, w czym tkwi sedno jej wyjątkowości, zobaczycie ją w zupełnie innym świetle. Ja wiedząc już wszystko i znając jej zakończenie, płaczę, pisząc te słowa i mam ochotę przytulić Adrianę, dziękując jej za to, że znalazła w sobie siłę, aby przelać to, co skrywało jej serce na papier i odwagę, by się tym z nami podzielić. Więcej nic nie powiem, bo zwyczajnie po ludzku brakuje mi słów.
 
„Bezmiar cierpienia” to bardzo prawdziwa historia ludzkiego życia, które bywa niezwykłe, ale też potrafi zmusić nas do konfrontacji z faktami, które często są ponad nasze siły.
 
Autorka poruszyła w swojej książce kilka wątków, które na pewno są częścią codzienności wielu z nas. Są to między innymi wybaczenie zdrady i ponowne zaufanie. Wiele kobiet, które zostały zdradzone, jest proszonych przez swoich partnerów, czy mężów o drugą szansę. W pierwszej chwili nasuwa się myśl „nie potrafiłabym wybaczyć”, ale co w sytuacji, kiedy rozum mówi jedno, a serce zupełnie coś innego. Czy warto ponownie zaufać? Przekonajcie się sami, co zdecydowała Iza.
 
Kolejny aspekt poruszony w książce to utrudnianie przez matki, kontaktów dziecka z ojcem. O ile mogę to zrozumieć w sytuacji, kiedy kontakty ojca z dzieckiem negatywnie na nie wpływają, to nie jestem w stanie pojąć takiego zachowanie matek, które robią tak tylko po to, aby upokorzyć i zranić mężczyznę. A w rezultacie zakpić z niego, mając za nic jego uczucia. Sami się przekonacie, do jak tragicznych i nieodwracalnych konsekwencji może prowadzić tak nieodpowiedzialne postępowanie.
 
Moi drodzy koniecznie przeczytajcie ten tytuł i przygotujcie się na przejmującą lekturę, która trafi wprost do Waszych serc. Wzbudzi najgłębsze emocje i wyciśnie potok łez. Długo o niej nie zapomnicie, a samo zakończenie roztrzaska Wasze serca na miliony kawałków.

"Szepty przeszłości" Milena Breś (Novae Res)

Coś jest ze mną nie tak. Nikt mnie nie rozumie.

Kocham życie, jednak wiem, że bywa ono bezwzględnym przeciwnikiem. Doświadcza nas wieloma ciężkimi przeżyciami, które często odciskają swoje piętno na bardzo wiele lat, a nawet na zawsze. Najbardziej bolesny jest w moim odczuciu fakt, że nie oszczędza ono nawet dzieci. Nierzadko bowiem wiele z nich od najmłodszych lat zmuszone jest zmagać się z sytuacjami, z którymi niejeden dorosły miałby problem sobie poradzić. Nie możemy jednak zapomnieć, że wszystkie takie zdarzenia kształtują usposobienie dziecka, jego otwartość na świat i ludzi, a także mają wpływ na to, jak ono samo będą, siebie postrzegało w przyszłości.

Zdecydowałam się podjąć ten temat nie bez powodu. Dziś bowiem chciałabym przedstawić Wam nastoletnią Miriam bohaterkę powieści „Szepty przeszłości” Mileny Breś, która jak nikt inny wie, jak trudno jest żyć w świecie, w którym nikt cię nie rozumie, a jedynie potrafi ferować krzywdzące osądy.

Dziewczyna od zawsze czuje się niechciana przez innych. Boi się ufać i zbliżać do ludzi. Od tragicznej śmierci ojca została pozostawiona samej sobie, gdyż matka pogrążona w chorobie alkoholowej zupełnie straciła jakąkolwiek więź z córką. Jedynym przyjacielem dziewczyny jest Maciek i chciałabym móc powiedzieć, że to świetnie, iż jest przy niej chociaż jedna osoba, na którą zawsze może liczyć, gdyby nie jeden bardzo istotny fakt, Maciek jest niewidzialny. Nie widzi go nikt poza Miriam. I nie myślcie sobie, że mamy tu wątek fantasy, nic bardziej mylnego. Sama dziewczyna czuje, że musi być z nią coś nie tak, skoro wszyscy prędzej, czy później ją od siebie odpychają. Jej nietypowa relacja z niewidzialnym przyjacielem sprowadza na nią wiele kłopotów. Po jednym z takich właśnie incydentów matka decyduje się oddać Miriam do szpitala psychiatrycznego. Miriam ma jej to za złe, gdyż przeżywa tam piekło, ale tam też ktoś po raz pierwszy mówi jej, że wszystko, to co się z nią dzieje nosi swoją nazwę i ma miejsce tylko w jej głowie. To schizofrenia. W placówce rozgrywa się koszmar, więc Miriam jest szczęśliwa, kiedy dowiaduje się, że z pomocą przyszedł jej dziadek, który postanawia zabrać wnuczkę do domu rodzinnego jej ojca i tam wspólnie z żoną się nią zaopiekować. Dziadek stawia tylko jeden kategoryczny warunek. Miriam musi chodzić do szkoły. Pewnie wydaje Wam się to dosyć dziwne i oczywiste zarazem, ale dla naszej bohaterki jest to nie lada wyzwanie, ponieważ to będzie jej pierwszy raz w murach szkolnych. Dotychczas uczyła się bowiem tylko w systemie nauki indywidualnej, Co było tego powodem, musicie już przekonać się sami. O pomoc w zaaklimatyzowaniu się wnuczki w nowym środowisku dziadkowie proszą Piotrka, miejscowego chłopaka, którego Miriam zna z czasów, kiedy wspólnie z rodzicami odwiedzała dziadków, ale do którego nie pała sympatią. Nie wie jeszcze jednak, jak bardzo on sam i pobyt w rodzinnych stronach taty odmieni jej życie, Tylko czy na lepsze? O tym dowiecie się, sięgając po książkę.

„Szepty przeszłości” to książka napisana przez osiemnastoletnią wówczas autorkę i właśnie ten fakt trzeba mieć na uwadze, przystępując do jej lektury. Jestem psychologiem i już teraz mogę Wam zdradzić, że sposób przedstawienia w tej powieści samej choroby, jaką jest schizofrenia, znacznie odbiega od stanu faktycznego. Proces leczenia i samego radzenia sobie z tą jednostką chorobową nie przebiega tak lekko i problem nie znika tak niemal na pstryknięcie palcem, jak zostało to ukazane w tej historii, ale za to autorce doskonale udało się pokazać, jak bardzo duże znaczenie ma dla osoby zmagającej się z podobnymi problemami poczucie akceptacji i zrozumienia. Ta choroba, jak i zresztą wiele innych może pozbawić chorego poczucia własnej wartości, możemy przestać wierzyć w siebie i w to, że są wokół nas ludzie, którym na nas zależy i dla których jesteśmy ważni. To właśnie Piotrek i Maja, którą poznacie już sami, starają się pomóc Miriam i przywrócić jej odwagę, którą zaszczepił w niej tata.

Niestety choroba to nie jedyne, z czym przyjdzie się jej zmierzyć. Pobyt u dziadków ujawnia nieznane dotąd fakty z przeszłości, którym Miriam będzie musiała stawić czoła, aby sprawiedliwości stało się zadość. Tylko czy starczy jej na to sił i odwagi? Nie będzie to proste, ponieważ, aby mogło się udać niezbędna będzie konfrontacja z własnymi lękami.

Milena Breś w bardzo trafny sposób uświadomiła nam dorosłym z jak wieloma problemami często w poczuciu osamotnienia i braku wsparcia muszą zmagać się młodzi ludzie. Myślę, że po przeczytaniu tej książki rodzice zaczną bardziej zwracać uwagę na to, co dzieje się z ich dziećmi i jak można im pomóc, nie oceniając z góry.
Mimo że jak wspomniałam wcześniej, w książce nie znajdziecie pełnego obrazu tego, jak wygląda życie ze schizofrenią, to przeczytacie tu o sile przyjaźni i miłości, która jest nam wszystkim niezbędna w tak trudnej sytuacji.
Żałuję tylko, że wszystkie opisane w książce sytuacje działy się tak szybko. Miałam wrażenie, że autorka pędzi przez nie jakby poganiana przez kogoś.
Nie wiem, jak Wy, ale w moim przekonaniu poruszanie tematu choroby, osamotnienia, odrzucenia, czy też miłości i przyjaźni potrzebuje, aby czytelnik zatrzymał się na dłuższą chwilę, po to by mieć czas na przemyślenia i refleksje odnośnie do tego, o czym właśnie przeczytał i mnie tutaj tego zabrakło.

Ostatecznie jednak oczywiście zachęcam Was do tego, abyście sięgnęli po „Szepty przeszłości”, ponieważ pomimo wspomnianych mankamentów uważam, że jest to udany debiut młodej autorki. Choć według mnie jest to książka adresowana głównie do nastoletniego czytelnika, to starsi również mogą spędzić przy niej miło czas, a rodzice, spróbować spojrzeć na wiele istotnych kwestii, oczami dorastającego dziecka z problemami w dużej mierze mającymi swój początek w przeszłości. Podczas lektury robi się ciepło na sercu, kiedy widzimy, jak rozwija się relacja między Piotrkiem a Miriam. Jak również to, jaką piękną przyjaźń ofiarowała jej Majka. Jeśli chodzi o samych bohaterów, to pokochałam Piotrka. Taki chłopak to naprawdę skarb. Jest wspaniały, choć, jak się przekonacie, sam również nie ma łatwego życia. Majka zaprzecza wszelkim stereotypom córki bogatych rodziców i za to bardzo ją polubiłam. A jeśli chodzi o samą główną bohaterkę, to nie od razu wzbudziła ona moją sympatię, ale znając jej historię, jestem w stanie zrozumieć, z czego to wynikało.

Cóż więcej mogę Wam powiedzieć, Jestem pełna podziwu dla autorki, że zdecydowała się w tak młodym wieku podjąć pisania na tak naprawdę trudny i złożony temat. Wyszło jej to naprawdę dobrze z naciskiem na emocje i uczucia młodego człowieka, w sytuacji, kiedy ciężko Ci poradzić sobie samemu ze sobą, a co dopiero z otaczającym Cię światem. Książkę czyta się naprawdę bardzo szybko i lekko więc jedno popołudnie lub wieczór na pewno wystarczą na jej przeczytanie. Zapewniam Was, że jeśli zdecydujecie się sięgnąć po „Szepty przeszłości”, nie będziecie tego, żałować. Czytajcie i dzielcie się swoimi wrażeniami po lekturze książki, bo niestety jakoś o niej cicho.

"Oblicza księżyca" Nina Nirali (4GENERATIONS)

Zapewne zgodzicie się ze mną, że książki mogą i niejednokrotnie stają się motywacją do wielu zmian w naszym życiu. Często bowiem w historiach, o których czytamy na ich kartach, odnajdujemy cząstkę siebie i własnych życiowych przeżyć. Takie książki cenię sobie najbardziej i po takie sięgam najczęściej. Dziś przychodzę do Was z recenzją niezwykle wartościowej i poruszającej pozycji autorstwa Niny Nirali „Oblicza księżyca”, która,jestem tego pewna doda sił wielu kobietom. A dlaczego? O tym już za chwilę.
 
„My kobiety, mamy w genach pragnienie uszczęśliwiania wszystkich wokoło. To jest silniejsze od nas. Instynkt żony i matki każe nam się podporządkować... Czasami już samo pragnienie bycia kochaną staje się toksyczne".
Mówi się, że my kobiety jesteśmy strażniczkami domowego ogniska. I według mnie coś w tym jest. Bo czyż większość z nas nie pragnie założenia szczęśliwej, kochającej się rodziny, w której będziemy mogły kochać i dbać o naszych bliskich ciesząc się ich szczęściem. Jest to, jak najbardziej naturalne pragnienie pod warunkiem, że w darzeniu do zapewnienia szczęścia swojej rodzinie nie zapominamy również o sobie, swoich potrzebach i pragnieniach.
 
Przekonała się o tym bardzo boleśnie główna bohaterka powieści Ranya Patel. Młoda kobieta jest Hinduską pochodzącą z bogatej rodziny prawniczej. Mimo że rodzice pozostawiają córce na wiele swobody odnośnie do wykształcenia i innych aspektów życia, w których inne młode Hinduski swobody tej nie mają, to jednak zgodnie z tamtejszymi zwyczajami Ranya wstępuje w aranżowany związek małżeński. Nie jest to dla niej jednak problemem, ponieważ mężczyznę, z którym ma dzielić życie, od dawna darzyła skrywanym uczuciem. Wierzy, że wspólnie z Mohitem, bo to o nim mowa będą wiedli szczęśliwe życie pełne miłości, której ona tak bardzo pragnie. Niestety tuż po zakończeniu ceremonii ślubnej i przekroczeniu progu domu małżonka zrzuca on maskę, za którą przez cały czas skrywał swoje prawdziwe oblicze i staje się bezdusznym tyranem. Przemoc psychiczna i fizyczna z jego strony staje się codziennością naszej bohaterki. Bardzo szybko przestaje ona mieć nadzieję, że cokolwiek jeszcze może się zmienić w jej życiu. Zastraszona, poniżana i upokarzana godzi się na życie w piekle za zamkniętymi drzwiami własnego domu, poświęcając się dla dobra innych. Kiedy czuje, że już dłużej nie zniesie tyranii kata, z którym żyje pod jednym dachem, pragnie śmierci, w której widzi jedyny dla siebie ratunek. Jednak jak się przekonacie, los postanawia dać jej szansę zawalczenia o siebie i upragnioną wolność.  To, co dzieje się później niech zostanie tajemnicą do momentu, aż sami sięgniecie po książkę. Powiem tylko, że od tej chwili na zawsze umiera Ranya, a świat poznaje niezwykle piękną, pewną siebie kobietę, która, aby móc w pełni cieszyć się nowym życiem, chce, aby sprawiedliwości stało się zadość. Ale jak to, w życiu bywa, zemsta zawsze zbiera swoje ofiary także w niewinnych. Jaka tym razem będzie jej cena? Przekonajcie się sami.
 
„Oblicza księżyca” to książka, pod której jestem ogromnym wrażeniem. Perypetie głównej bohaterki z jednej strony są bardzo wstrząsające i poruszające, z drugiej zaś mogą wydawać się nierealne. Jednak według mnie istotą całej tej historii, jest to, aby pokazać, że nie należy bać się walczyć o swoje prawo do szczęścia i poszanowania godności. Nikt nie ma prawa traktować nas przedmiotowo, jako narzędzia do zaspokajania swoich potrzeb i chorych rządź. Autorka chce również pokazać nam, że jeśli tylko znajdziemy w sobie determinację, siłę i odwagę na pewno znajdą się ludzie, którzy nam pomogą rozpocząć nowe lepsze życie i uwierzyć w siebie.
Nasza bohaterka spotkała na swojej drodze wielu wspaniałych ludzi, którzy pomogli jej na nowo uwierzyć we własną wartość, odzyskać godność, a przede wszystkim poznać piękno prawdziwego uczucia i  odkryć w sobie zatraconą w toksycznym związku kobiecość i wewnętrzną siłę.
„...należy kochać, jednak kiedy kochamy innych ludzi, nie możemy rezygnować z nas samych, przestać siebie kochać i szanować...”
To, co jest w tej książce niezwykłe to, dziejąca się niemalże na naszych oczach przemiana głównej bohaterki. Miała ona to ogromne szczęście poznać wspaniałą kobietę, która nie tylko dała jej możliwość rozpoczęcia zupełnie nowego życia, ale przede wszystkim pokazała, jak wyegzekwować od mężczyzn, aby nas szanowali i doceniali. Sprawiła także, że ujrzeliśmy szarą myszkę przeistaczającą się w pumę, która bierze życie we własne ręce.
 
Moi kochani już od pierwszych zdań tej książki widać, że autorka włożyła w jej napisanie mnóstwo pracy i serca. Podjęcie się tak trudnego tematu, jakim jest przemoc domowa, nienawiść, upokorzenie, poniżenie i upodlenie z rąk tego, który powinien nas kochać, szanować i zapewnić nam bezpieczeństwo na pewno nie było łatwe, więc tym bardziej jestem wdzięczna Ninie Nirali za cały trud, przypuszczam, że głównie emocjonalny, który włożyła w napisanie tej książki. Chcę wierzyć i wierzę mocno w to, że każda kobieta, która zdecyduje się poznać tę opowieść, a również jest ofiarą przemocy domowej, dzięki tej lekturze zobaczy światełko w tunelu beznadziei i rozpaczy, a co za tym idzie, odważy się poprosić o pomoc. Na końcu książki odnajdziemy dane kontaktowe do instytucji, które takowej pomocy nam udzielą.
 
„Oblicza księżyca” to książka, którą czyta się z ogromnym przejęciem i zaangażowaniem. Lektura dostarcza nam mnóstwa silnych emocji, które nie pozwalają  pozostać obojętnym na brutalność, której doświadczyła bohaterka. Na pewno nie jest to książka, którą da radę przeczytać każdy. Zdecydowanie na tego typu książkę trzeba się odpowiednio przygotować i mieć świadomość tego, że po jej przeczytaniu jeszcze przez długi czas będą towarzyszyć nam bardzo silne emocje. Nie zmienia to jednak faktu, że z całego serca polecam Wam tę wspaniałą opowieść o miłości, nienawiści i pragnieniu wolności.

"Dziewczyna z ogrodu" Anka Sangusz (wyd. YACZYTAM)

Samotność rzadko kiedy przynosi szczęście, zbyt często jest wyborem, który przynosi odrobinę spokoju i pozwala na odsunięcie od siebie, chociaż na chwilę, od tego, co rani. Ten kto narusza granice samotni nie jest witany z otwartymi ramionami, bo nie jest łatwo zaufać drugiej osobie. Jednak gest za gestem, od słowa do słowa, uchyla się furtka do umysłu i serca, ale gdy otworzy się na oścież trzeba uważać by nierozważnym krokiem nie zatrzasnęła się, raniąc boleśnie obie strony …
 
Być po prostu sobą wcale nie jest tak łatwo, cena za to bywa bolesna i męcząca, a ciągła walka wcale nie przynosi satysfakcji. Kama nie chce grać zgodnie ze scenariuszem jaki przygotowała dla niej matka, tamta dziewczyna nie ma w sobie nic z tego, co jest ważne dla niej. Nowy sąsiad zaczyna ją intrygować, lecz wydaje się należeć do całkiem innego świata, ale czy pozory nie mylą? Kacper ma za sobą wiele dramatycznych momentów, czy tylko one złożyły się na to, kim się stał? Tego Kama nie wie, bo chłopak ma swoje tajemnice, a te mogą podkopać zaufanie dziewczyny do niego. Uczucie, które zaczyna kiełkować trafia na podatny grunt, jedno z nich powoli wychodzi ze swej bezpiecznej skorupy, rozwija się pąku w kwiat, drugie natomiast zaczyna stąpać niebezpiecznie granicy, za jaką jest ból i zranione serca. Czy to, co ich łączy jest na tyle silne by stawić czoła nadchodzącym trudnościom? Czasem wydaje się, że odrzucenie będzie łatwiejsze niż prawda … Jednak rzeczywistość nie jest aż tak prosta i przynosi zbyt często coś niespodziewanego, stawiającego pod znakiem zapytania to, co wydawało się prawdziwe i niezwykle silne.
 
Pierwsza miłość to, coś więcej niż tylko uczucia, to prawdziwa rewolucja, której efekty czasem burzą mury, jakie do tej pory dawały schronienie i pozwalały na to, by być po prostu sobą. Anka Sangusz od podszewki pokazuje pierwsze kroki w dorosłym świecie, bez retuszu, bez słodkiej otoczki, ale z wnikliwością uważnego obserwatora, dostrzegającego niuanse emocji. „Niepokorni. Dziewczyna z ogrodu” wciąga już od pierwszych stron, zapowiadając, że czeka nas lektura nieszablonowa, od jakiej oderwać się będzie trudno. Autorka oddała w ręce czytelników historię o młodych ludziach, jacy poznają smak uczuć, lecz i stawić czoła konsekwencjom swoich decyzji, czasem gorzkich i bolesnych. Bohaterowie, prawdziwi, niedoskonali, pełni pasji i próbujący być po prostu sobą opowiadają to, co dla nich jest ważne, odrabiają lekcję z odpowiedzialności oraz uczą się, że świat jest bardziej skomplikowany, a czerń i biel nie są jedynymi kolorami. Anka Sangusz przedstawiła emocji niezwykle prawdziwie, lecz nie poprzestała na tym, pokazała również kulisy oraz otoczenie, bo tak naprawdę dobra powieść to suma detali, będących niczym elementy układanki, jaka dopiero z ostatnim elementem daje całość. „Niepokorni. Dziewczyna z ogrodu” nie jest tytułem jedynie dla wąskiej grupy czytelników, młodsi i starsi znajdą w niej więcej niż satysfakcjonującą lekturę, w jakiej marzenia, rzeczywistość oraz skomplikowana teraźniejszość tworzą intrygującą mieszankę. Jak na premierowy tom przystało wiele jeszcze jest do dopowiedzenia, lecz trzeba przyznać, iż kolejne części zapowiadają prawdziwą burzę, nie jedynie uczuć. Pisarka zaintrygowała, skłoniła do refleksji, lecz przede wszystkim dała czytającym możliwość poznania nietuzinkowych postaci, którzy jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa, a dopiero są na początku drogi by podbić serca czytelników.