"Przestrzeń samotności" Konrad Gonera (Novae Res)

„Przestrzeń samotności” to debiutancka powieść młodego autora, Konrada Gonery. Książka została opublikowana nakładem wydawnictwa Novae Res, znanego z promocji współczesnej, a przede wszystkim polskiej literatury. Gdy usłyszałam tytuł powieści zaczęłam zastanawiać się nad jej tematem, a po otrzymaniu egzemplarza i spojrzeniu na okładkę, to wiedziałam, że moje przemyślenia trafiły w sedno. Powieść mogłabym zrecenzować jednym zdaniem: treść książki jest taka sama jak jej okładka. Mrok, noc, słabe światło księżyca, samotne drzewo i samotny młody mężczyzna. Każdy element jest adekwatny do tytułu powieści, zaś treść stanowi dopełnienie całości.

Główny bohater, Harry Ambrosse, pewnego deszczowego dnia poznaje nowych przyjaciół i pewną dziewczynę, która całkowicie odmienia jego egzystencję.

„Powrót do Breitenheide”, słuchowisko na podstawie mikropowieści Włodzimierza Kowalewskiego (Wydawnictwo Litera Olsztyn, 1997, Wydawnictwo W.A.B. 1998)

„Powrót do Breitenheide”, słuchowisko na podstawie mikropowieści Włodzimierza Kowalewskiego (Wydawnictwo Litera Olsztyn, 1997, Wydawnictwo W.A.B. 1998) nominowanej do nagrody „Nike” w 1998r.

 

Zawsze z wielką przyjemnością sięgam po powieści polskich autorów. Do tego dochodzi pewna nuta podniecenia i ekscytacji, gdy biorę do ręki lekturę pisarza (bądź pisarki) związanych z regionem, gdzie mieszkam. Warmia i Mazury nie mają powodu do wstydu i wśród gąszczu literatów na rynku, z łatwością można odnaleźć tych, którzy albo stąd się wywodzą, albo tutaj tworzą, nierzadko lektury nagradzane.

Tym razem jednak głównym bohaterem tej recenzji nie będzie książka, choć to ona była pierwowzorem. Tym razem na świeczniku będzie słuchowisko na podstawie mikropowieści Włodzimierza Kowalewskiego pod tytułem „Powrót do Breitenheide”.

Lata przedwojenne, rok 1912, Prusy Wschodnie. Raymond Chabot wraz ze swoją przyjaciółką, byłą modelką, jedzie z Paryża do Prus Wschodnich, a dokładnie do Nieden. Został zaproszony do willi nad jeziorem przez malarza – impresjonistę – przyjaciela z czasów studenckich, Martina Stiebla. W planach są obchody jubileuszu twórczości malarza oraz prezentacja jego najnowszych dzieł. Do grona świętujących dołącza Max Huber – nacjonalista. W ten oto sposób zaczyna się słuchowisko, które miałam przyjemność wysłuchać.

Prozaik celowo prowadzi nas przez różne, jakże ważne dla przedwojennego świata artystów tematy, zaczynając od niezbyt ciekawej sytuacji Europy, po nostalgiczne pruskie pejzaże, kuchnię, tak bardzo odmienną od paryskiej, a kończąc na pytaniach o rozwój kultury i miejsce niemieckiego artysty, oraz misji jaką ma do wypełnienia we własnym kraju i nie tylko. Włodzimierz Kowalewski co jakiś czas wtrąca, zarówno w lekturze słuchowiska jak i opowiadania, tytułową nazwę Breitenheide, jednocześnie prowokując nas do zastanowienia się: cóż to za tajemnicze, swoiste miejsce?

Od pierwszych sekund słuchowiska można zakochać się w jego dźwiękach, tak samo jak zatapiamy się w pierwszych stronach książki, jej pierwszym akapicie czy kilku początkowych zdaniach. W słuchowisku „Powrót do Breitenheide” przykuwa uwagę wspaniały gwizd parowozu i od tego momentu przenosimy się w lata dwudzieste XX wieku. Niemal widzimy i czujemy te olbrzymie kłęby pary wyrzucanej przez pociąg, pot na czole maszynisty przerzucającego węgiel, gwizdki konduktora, śpieszących się pasażerów... wszystko jest bardzo realne, gdyż w słuchowisku nie skuszono się na sztuczne, studyjne efekty. Każdy najdrobniejszy dźwięk: stukot obcasów, końskich kopyt, sztućców, kieliszków, plusk wody, otwieranie okna, skrzypiąca podłoga, przesuwanie firanki w oknie i wszystko inne zostało nagrane w naturalnych plenerach i przyznam szczerze, że robi to wrażenie.

Słuchając „Powrotu do Breitenheide” czułam się jak w teatrze, na wyjątkowym spektaklu. To nic, że oczy miałam przesłonięte czarną chustą. To nie miało żadnego znaczenia. Tu główną rolę grał zmysł słuchu, który popisywał się i wyłapywał najdrobniejsze szczegóły przedstawienia. Nie dość, że przeniosłam się w czasie, to jeszcze miałam okazję poznać sposób widzenia świata artystów przed rozpoczęciem I wojny światowej oraz uroki regionu – dawnych Prus Wschodnich.

Zastanawiałam się nad zakończeniem tej recenzji. Ciekawą puentą, która skusi Was do wysłuchania tego wyjątkowego słuchowiska. „Powrót do Breitenheide” wyróżnia się realizacją (plenerową, nie studyjną), interesującą tematyką, światem przed wojną, a wszystko to dla miłośników pisarza, pasjonatów historii, czasów impresjonistów będzie nie lada gratką.

Słuchowisko zostało zrealizowane przez Radio Olsztyn pod koniec 2012 roku i zakwalifikowało się do 13 edycji Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Telewizji Polskiej „Dwa teatry”, który właśnie rozpoczął się w Sopocie. Trzymamy mocno kciuki!

 

Trailer słuchowiska

 

 

“Dwa teatry”

http://www.trojmiasto.pl/festiwal-dwa-teatry

 

"W szpilkach od Manolo" Agnieszka Lingas-Łoniewska (Novae Res)

 

 

 

Miejsce na parkingu to świętość, szczególnie o poranku i przed dniem w Fabryce czyli korporacji. Kiedy ktoś zawładnie tym kawałkiem asfaltu/betonu/bruku najgorsze instynkty dochodzą do głosu. No, chyba, że dany osobnik jest tak jakby w naszym typie, ale nawet wtedy taka zbrodnia nie zostaje wybaczona. Piękno, pięknem, lecz swoją opinię trzeba głośno zamanifestować, w końcu własność jest święta, nawet gdy nie podpisana! Co może wyniknąć z porannej wymiany zdań z nieznajomym, który jest a) przystojny, b)bezczelny i c)przystojny? Dzień, który zmienia wszystko, to jednak dopiera dostrzega się po czasie.

Liliana uwielbia koty, nienawidzi wyścigów szczurów, kocha szpilki i swoje auto oraz pomija wieczne komentarze Mamulki na temat swojego stanu cywilnego.

"Owce, barany i gminne szykany" Marta Osa (Zysk i S-ka)

Prowincja może być sielska i idylliczna, spokojna i dająca zaczerpnąć oddech po intensywnym życiu w mieście. Ale może mieć też oblicze bardziej rzeczywiste, a nawet swojskie, w jakim jest miejsce i na ludzkie przywary i zalety. Mieszanka tego co dobre i tego co należy do drugiej kategorii daje koloryt, jedyny w swoim rodzaju w danym miejscu i czasie. Nuda nie zagraża mieszkańcom szczególnie kiedy z dnia na dzień okazuje się, że to z czego słynie prowincjonalna egzystencja jakoś nie przystaje do rzeczywistości. Zamiast przewidywalności same niespodzianki, z kategorii tych, jakie nie miały prawa się zdarzyć, a jednak pojawiły się i to w ramach prawa Murphy`ego czyli nieszczęścia chodzą parami, jedna za drugą ... Ale od czego są przyjaciele?