„Przyjdę, gdy zaśniesz” Agnieszka Lingas-Łoniewska, wyd. Słowne

Kiedy budzą się demony? Czy tylko wtedy gdy rozum śpi? Może one są zawsze w pobliżu i czekają jedynie na chwilę słabości by dać o sobie znać? Jak je rozpoznać pośród otaczających nas twarzy? Tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi, zresztą one pojawiają się najczęściej już po fakcie, w chwili triumfu zła i nie ma żadnej gwarancji, że znowu nie damy się omamić. Jeśli nawet nie im to złudnemu uczuciu bezpieczeństwa oraz temu, że wszystko co najgorsze jest już za nami. Nic bardziej mylnego.

 

Drapieżca wyczuwa bezbłędnie bezbronność swojej ofiary, lecz tylko nieliczni czerpią przyjemność z osaczania jej oraz strachu, który odczuwa. Człowiek należy do właśnie tej kategorii, na pierwszy i kolejny rzut oka rzadko kiedy da się dostrzec, że nim jest, bo zbyt często doskonale kamufluje się. W życiu Igi ostatnio zbyt wiele dzieje się i nie są to przyjemne sprawy. Dziewczyna stawia czoła problemom jakie przerosłyby niejednego, lecz ona stara się je rozwiązać. Nie wie, iż jest pionkiem w rozgrywce, wyrafinowanej, bezwzględnej i zaplanowanej przez kogoś, kto nie ma żadnych skrupułów. Tak łatwo uwierzyć w dobre intencje, pozwolić sobie by ktoś pomógł, dlaczego miałaby wątpić w cokolwiek? Jednak intuicja coś podpowiada, lecz przecież nie ma obiektywnych sygnałów, chociaż czy na pewno? Co naprawdę dzieje się w otoczeniu Igi? Może jej wątpliwości wcale nie są nieuzasadnione? Zaufanie czasem powinno być ograniczone, ale gdzie powinna przebiegać granica rzadko kto wie. Ile będzie kosztowało Igę jej postawienie? Tak łatwo uwierzyć, że teraz już nic nam nie zagraża, właśnie wtedy drapieżca szykuje się do zadania ciosu. Czy uda się go uniknąć?

 

Uważaj komu ufasz, zło jest bliżej niż myślisz … Najnowsza książka Agnieszki Lingas-Łoniewskiej jest majstersztykiem gatunku thrillera. Umiejętnie stopniowane napięcie odczuwane z pozoru w zwykłych sytuacja, w jaki uczestniczą bohaterowie daje przedsmak tego, co czeka ich oraz czytelników w dalszej części lektury. Parafrazując powiedzenie im głębiej w nią tym więcej pojawia się sygnałów ostrzegawczych, lecz wciąż pojawia się pytania czy to aby nie przewrażliwienie i źle odczytane intencje? Pisarka pierwszorzędnie odsłania mechanizm manipulacji, nie robi tego od razu, lecz fragment po fragmencie i poddając w wątpliwość pojawiające się odczucia. Czy faktycznie tak jest jak się nam wydaje, czy też to jedynie przewrażliwienie, niewłaściwa perspektywa lub nadinterpretacja? No właśnie odczuwana dezorientacja co do motywów i właściwości własnej opinii podkreśla atmosferę, że coś dzieje się poza tym, czego postacie są świadomi. Coraz mocniej zaznacza się wrażenie, że ma miejsce coś, co będzie miało wpływ na rozwój wydarzeń, lecz wciąż pozostaje w tajemnicy z jakiegoś powodu, znanego jedynie bardzo wąskiemu gronu. Pisarka konsekwentnie buduje atmosferę swoistego osaczenia, dyskretnie wprowadza do fabuły intrygę, jakiej kulminacja następuje w chwili gdy wszystkim wydaje się, że to, co najgorsze już za nami. Czytający nie wiedzą dużo więcej niż główna postać, wraz z nią są kuszeni złudną iluzją, prawdziwszą od rzeczywistości, dającej to, czego potrzebują, lecz czy tak jest faktycznie? Autorka sukcesywnie podsuwa myśl, że ma miejsce o wiele więcej niż ktokolwiek by przypuszczał. „Przyjdę, gdy zaśniesz” to nie lada gratka dla wszystkich tych, którzy cenią historie intrygujące, mogące zdarzyć się w każdym momencie i przede wszystkim odsłaniające meandry ludzkiego umysłu, z tkwiącymi w nim bliznami, ranami.  Agnieszka Lingas-Łoniewska nie po raz pierwszy podejmuje niezwykle trudny temat społeczny, jaki wydaje się odległy od codzienności o lata świetle, lecz tak naprawdę dziejący się zbyt często na naszych oczach, a jednak bywający bagatelizowany, niedostrzegany. W jej książce nie ma zakłamywania rzeczywistości, łagodzenia emocji, usprawiedliwiania zła, jest odkryte jego źródło, lecz także niezaprzeczalna wina oraz to, czego doświadcza ofiara. Coś jeszcze zwraca uwagę – drobiazgowo przedstawienie sylwetki sprawcy z wejściem w jego umysł i pokazaniem brutalnej bezwzględności z jaką dąży by zrealizować sobie tylko znany plan.

 

"Jej słowa, jego czyny" Agnieszka Malinowska, wyd. Novae Res

"Zarówno czyny, jak i słowa mogą pociągnąć za sobą lawinę niechcianych zdarzeń."

 

Zarówno tytuł, jak i podtytuł książki pt.: „Jej słowa, jego czyny” a także okładka mogą wprowadzać w błąd, obiecując intrygującą zagadkę kryminalną. Już zwrot „Ona pisze o morderstwach, on je popełnia” przywołuje skojarzenia z powieścią kryminalną i faktycznie takowej się spodziewałam. Tymczasem autorka mnie całkowicie zaskoczyła, gdyż to zdanie w kontekście przedstawionej fabuły nabiera zupełnie innego znaczenia.

 

O Agnieszce Malinowskiej nie znalazłam żadnych informacji i innych książek jej autorstwa, więc wysnuwam wniosek, że ten tytuł jest jej debiutem, który uważam za udany. Jej styl pisania jest lekki, barwny, bogaty w słownictwo i wyobraźnię. Stworzyła bardzo różnorodne postacie, które swoją osobowością wzbudzają ciekawość i dodają całości charakteru.

 

Zuzanna jest autorką kryminałów i artykułów dotyczących etyki zabijania. Tej tematyce poświeciła swoją pracę naukową, w której porusza kwestię moralnego aspektu popełniania zbrodni. Nie spodziewa się, że będzie miała okazję zrewidować swoje teorie, gdyż w jej życiu pojawia się Robert. Do tej pory traktował kobiety przedmiotowo, jako dodatek do męskich rozrywek lub odskocznię po ciężkim dniu. Gdy spotyka niewysoką filigranową blondynkę, nagle okazuje się, że jest zdolny do głębszych uczuć.

 

Zuza wzbudza od początku sympatię i nie raz pokazuje, że jest kobietą z charakterem, która potrafi twardo stąpać po ziemi i trafnie ocenić sytuacje lub celnie zripostować jakąś wypowiedź czy zareagować ostro na czyjeś niewłaściwe zachowanie. Jedyne, co poprzeszkadzało mi w jej  postaci to pita przez nią litrami kawa A ten element jest charakterystyczny dla wielu postaci kobiecych w powieściach, więc gdy kolejna bohaterka ponownie ma ten nałóg a do tego często imprezuje, to robi się to już nieco nudne. Wprawdzie do klubów wyciąga ją jej zwariowana przyjaciółka Mała Mi, czyli Aśka, ale ten fakt zdecydowanie zbyt często pojawia się w książkach. Aśka to osoba, której nie da się nie lubić, mimo że często przeklina i jest bezpośrednia w swoich opiniach.  Jest energiczna, przebojowa i lojalna. 

 

Faktycznie jest tak, że Zuza pisze o morderstwach, ale Robert zabija, ale robi to nie dlatego, że ona tworzy przestępców i ich zbrodnie, lecz dlatego, że jest płatnym mordercą na usługach mafii. Ich drogi niespodziewanie się spotykają, gdyż on dostaje od szefa zlecenie porwania dziewczyny. Jego organizacja mafijna zajmuje się zarządzaniem nocnymi klubami, w których prowadzone są nielegalne interesy i prostytucja. Nie jest to ugrzeczniona historia mafijna, gdyż autorka daje nam poczuć grozę działań gangsterów, ich rozgrywki i bezwzględność. Pokazuje też, że czasami niektórzy wplątują się w układy, od których trudno odejść a czasami nie mają innego wyjścia, by coś zmienić.

 

Mimo nieco innego charakteru książki, niż można by się spodziewać po wstępnych wrażeniach, jej lektura była dla mnie ekscytującym czasem, gdyż na kartach tej powieści autorka umieściła wiele wydarzeń, zwrotów akcji, zaskakujących epizodów i interesującej formy przekazu. Obserwujemy losy bohaterów z dwóch perspektyw: Zuzy i Roberta, ale poszczególne rozdziały zaznaczają ich relacje tytułem ON lub ONA, w zależności od tego, kto akurat przedstawia swój punkt widzenia.

 

Często mamy możliwość zobaczyć tę samą scenę z dwóch różnych stron, co było dla mnie dodatkowym walorem tej fabuły. Wspaniale było obserwować wzajemną fascynację bohaterów, rozwój ich relacji i walki z przeciwnościami. Akcja rozpędza się stopniowo coraz szybciej, ale w końcowych rozdziałach przybiera formę rozpędzonej maszyny zdarzeń a wraz z nią ogromu emocji.

 

Książka z kryminałem niewiele ma wspólnego, gdyż nie śledzimy w niej żadnej sprawy, chociaż zastanawiający jest epilog tej części, więc prawdopodobnie ten wątek będzie bardziej obecny i rozwinięty w kontynuacji.

"Ekoliski. Misja ratowania Ziemi" Marek Marcinkowski, wyd. Anatta

My dorośli doskonale zdajemy sobie sprawę, że życie na naszej planecie jest zagrożone w przeważającej mierze przez nieodpowiedzialne, a wręcz bezmyślne działania człowieka, dlatego od najmłodszych lat powinniśmy uświadamiać dzieci, jak niezmiernie ważne jest, abyśmy już teraz każdego dnia podejmowali wszelkie możliwe działania mające na celu ochronę przyrody. W przeciwnym razie dzisiejsze piękne krajobrazy i zwierzęta już wkrótce zostaną dla człowieka tylko odległym wspomnieniem, gdyż z przykrością trzeba to otwarcie powiedzieć, nasza Matka Ziemia stanie się jednym wielkim wysypiskiem śmieci, a przyszłe pokolenia zmuszone będą szukać możliwości życia na innej planecie. Jednak, czy któraś z pozostałych planet układu słonecznego jest na tyle przyjazna człowiekowi, aby stworzyć  odpowiednie warunki do przetrwania?
Na to pytanie znajdziecie odpowiedź dzięki książce Pana Marka Marcinowskiego „Ekoliski. Misja ratowania Ziemi”, która przeczytana na łonie natury jeszcze mocniej trafi do świadomości młodego czytelnika, a i nam dorosłym mocno w to wierzę, da do myślenia, co zaowocuje dobrem dla nas wszystkich.
 
Na kartach książki poznajemy Zuzię i Wojtusia. Dzieci, którym na serduszkach mocno leży ochrona środowiska. Pewnej nocy dzieci mają magiczny sen, w którym dwa wspaniałe zwierzątka odwiedzają ich i są bardzo oczarowane pięknem naszej planety. Jak same mówią, uwielbiają nas odwiedzać, ale są zaniepokojone tym, co może się z nią stać, jeśli my ludzie bez zwłoki nie zatroszczymy się o jej dobro. Miłka i Miłek, bo tak właśnie mają na imię, pokazują swoim ziemskim przyjaciołom wizje tego, jak będzie wyglądała Ziemia, jeśli człowiek nie zapobiegnie jej zagładzie. Co więcej, w sobie tylko znany sposób zabierają rodzeństwo w wędrówkę po każdej z planet układu słonecznego, po to, aby wspólnie mogli sprawdzić, czy jest możliwość, abyśmy mogli osiedlić się na którejś z nich. Sprawdźcie sami, do jakich wniosków doszli podczas swojej magicznej wyprawy.
 
„Ekoliski” to bardzo wartościowa książka, która nie tylko bawi, ale i uczy. Zapewnia wspaniałą lekturę, ale przede wszystkim skłania do bardzo ważnej rozmowy rodzica z dzieckiem, która podczas wakacyjnego obcowania z naturą przyniesie jeszcze bardziej wymierne skutki. Warto również wspomnieć, że w „Ekoliskach” dziecko będzie mogło przypomnieć sobie wiedzę zdobytą podczas czytania pierwszej książki dla dzieci autorstwa Pana Marka „Kosmoliski”. W związku z tym właśnie w takiej kolejności polecam te książeczki czytać.
 
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że przyciągną one uwagę dziecka i wywrą na nim wielkie wrażenie. Nie piszę tego bezpodstawnie, ponieważ poznawałam „Ekoliski” wspólnie z moim pięcioletnim siostrzeńcem i podobnie, jak miało to miejsce podczas czytania „Kosmolisków”, tym razem był nią również oczarowany. Karolka ogromnie ucieszyły także niespodzianki przygotowane przez autora, które znalazł na końcu książki. A były to quiz z pytaniami odnoszącymi się do przyrody, działań sprzyjających jej ochronie oraz układu słonecznego i planet, a także Ekozadania skłaniające dziecko do aktywizacji na rzecz dobra naszej planety. Nasza rodzina dba o to, co kocha, a więc także o czystość przyrody, a Wy?
Rodzicu, spraw, by podróż w kosmos była marzeniem twojego dziecka, a nie koniecznością.


"Figurka z porcelany" Agata Bizuk wyd. Dragon

Praktycznie na każdym spotkaniu autorskim z czytelnikami pisarze mówią nam, że pisanie daje im bardzo wiele przyjemności i satysfakcji. Oczywiście jest to naturalne, ponieważ w przeciwnym razie zapewne nie poświęcaliby temu, co robią ogromu swojego czasu i pracy. Jednak dziś spróbujemy przyjrzeć się niejako drugiej stronie medalu pracy twórczej autora. Nie zawsze bowiem jest ona tak łatwa, prosta i przyjemna, jakby to się mogło wydawać. Jak można się domyślać, wszystko zależne jest od tematu, którego w danej książce podejmuje się autor. Dlatego ja zawsze niezmiennie powtarzam Wam kochani, że jestem pełna podziwu i uznania dla tych z nich, którzy znajdują w sobie siłę, aby na kartach swoich książek zmierzyć się z naprawdę ciężkimi tematami, które niestety są często bardzo ponadczasowe i aktualne. Dzieją się gdzieś bardzo blisko nas i są opisem ludzkich dramatów rozgrywających się za zamkniętymi drzwiami domów pozornie idealnych rodzin. Nie dalej, jak wczoraj rozmawiałam na ten temat z moją znajomą, która stwierdziła, że przecież autorowi nikt nie narzuca, o czym ma pisać, więc po prostu niech nie podejmuje się tak ciężkich emocjonalnie tematów, a wówczas, problem radzenia sobie z trudnymi emocjami podczas pisania książki sam się rozwiąże. Owszem jest to bardzo proste rozwiązanie pójścia po linii najmniejszego oporu. Autorzy jednak doskonale wiedzą, że słowo ma wielką moc, która może stać się impulsem do zmian na lepsze dla wielu osób, które przeżywając piekło we własnym domu, nie dostrzegają dla siebie szansy na wyrwanie się z jego czeluści. Wszyscy oni mocno wierzą w to, że ich książka może pomóc, komuś odzyskać nadzieję i zobaczyć, że w swoim cierpieniu nie są sami. Ja również mocno w to wierzę i uważam, że takie książki są bardzo potrzebne, dlatego przychodzę do Was z recenzją najnowszej książki Agaty Bizuk „Figurka z porcelany”, która już teraz mogę powiedzieć była dla mnie lekturą niezwykle trudną, lecz bez wątpienia niezmiernie wartościową i niezwykle potrzebną.

 
Autorka opisując losy Igi, głównej bohaterki swojej książki zdecydowała się zerwać zasłonę milczenia wobec przemocy w rodzinie i jego wpływu na dorosłe życie dziecka dorastającego w toksycznym i patologicznym domu. Nie będę opisywała Wam koszmaru, jakim było dzieciństwo i okres dorastania dziewczyny, ponieważ chcę, abyście sami doświadczyli ciężaru krzywdy, bólu, upokorzenia i strachu, którymi naznaczona była jej codzienność. Powiem tylko, że Agata w bardzo przejmujący i bezkompromisowy sposób ukazała schemat życia rodziny, w której niepodzielną władzę sprawuje ten dla ludzi z zewnątrz idealny mąż i ojciec. Tylko nasza bohaterka wie, jak wiele masek pozorów musiały nosić ona i jej matka, aby prawda o tym, jakim potworem jest jej ojciec, nie ujrzała światła dziennego. W momencie, kiedy my czytelnicy stajemy się obserwatorami jej obecnego życia, czas spędzony z rodzicami jest przeszłością, która jednak nie poszła w niepamięć. Ciągle jest w niej żywa i niszczy ją na naszych oczach. Szansą na nowe lepsze życie miał być dla naszej bohaterki Piotr, już teraz jej były mąż, z którym małżeństwo niestety stało się jedynie przedłużeniem gehenny doznanej wcześniej od ojca, ale o tym przeczytajcie już sami, sięgając po książkę.
 
Ja natomiast chciałabym, abyśmy teraz postarali się wspólnie bardziej zrozumieć postępowanie i zachowania osób, które są ofiarami przemocy, po to, abyśmy przestali krytykować ich wybory i podejmowane decyzje. Łatwo jest bowiem ferować wyroki i mówić komuś, jak powinni żyć, samemu nigdy nawet przez chwilę nie będąc na ich miejscu. Spójrzmy zatem na życie ich oczami i rozpatrzmy kilka kwestii. Często, słyszymy stwierdzenie: „Nie rozumiem, jak można godzić się na takie życie i nie walczyć o siebie”. Otóż moi kochani można, jeśli tak, jak Iga nie zna się innego życia. Jeśli jest się przesiąkniętym przemocą. Kobieta od dziecka słyszała, że jest beznadziejna, głupia i do niczego się nie nadaje. I uwierzcie mi, że jeśli mówi to rodzic, a więc osoba najważniejsza w życiu dziecka, to takie słowa zostają w nim na zawsze, zaczyna w nie wierzyć. Co więcej, sam siebie również tak postrzega. Iga dorosła i w związku z Piotrem, który stał się najbliższą jej osobą, słyszy dokładnie to samo. Co za tym idzie siłą rzeczy winy za to, co dzieje się w jej małżeństwie dopatruje się w sobie. Zaczyna tłumaczyć swojego oprawcę, będąc przekonaną, że to ona znowu zrobiła coś, co sprowokowało jego agresywne zachowanie. Ponadto, co może się wydać paradoksalne i niezrozumiałe, musicie wiedzieć, że osoby, które latami doświadczają przemocy, doskonale znają schemat następujących po sobie wydarzeń, co daje im pewien rodzaj swego rodzaju kontroli w przewidywalności tego, co będzie się działo. Najpierw będzie bił i upokarzał, potem przepraszał i mówił, że nie wie, jak to się stało. Przecież ją kocha. Może nawet przyniesie kwiaty i tak do czasu następnego pretekstu, by uderzyć. Znany strach jest dla ofiar przemocy w ich odczuciu lepszy, niż najmniejsza nawet niepewność.
 
Po rozwodzie Iga nie chce mieć nic wspólnego z mężczyznami, ale los ma względem niej inne plany i stawia na jej drodze Adama. Nasza bohaterka próbuje ułożyć sobie życie na nowo, jednak doświadczenia z przeszłości nie pozwalają jej wierzyć w to, że Adam może ją naprawdę kochać. Stara się zasłużyć na jego miłość, próbując przysłowiowo go zagłaskać, ale gdy mężczyzna otwarcie mów o swoich uczuciach, do głosu na nowo dochodzą lęk i niepewność. Koniecznie przekonajcie się, czy kobiecie uda się uciszyć tkwiące w niej obawy i przyjąć ofiarowaną jej miłość.
 
W moim odczuciu „Figurka z porcelany” jest bardzo silną formą przekazu dla wszystkich, którzy w samotności czterech ścian własnego domu przeżywają piekło przemocy, w której autorka wyciąga do nich rękę i mówi: Nie jesteście sami, nie obawiajcie się i nie wstydźcie mówić o krzywdzie, która Was spotyka. Niestety z przykrością trzeba powiedzieć wprost, że temat przemocy jest ciągle w naszym społeczeństwie w dużej mierze pomijany i zamiatany pod dywan. Tymczasem trzeba mówić o nim jak najgłośniej i jak najczęściej. Ta książka mimo całego, ciężaru, jaki ze sobą niesie, nie pozostawia nas bez nadziei. Daje wiarę w to, że takie osoby mają szansę zaznać upragnionego spokoju i miłości. Nie da się zapomnieć, ale można to wszystko przepracować. Choć będzie to niełatwy i długotrwały proces, możliwe jest, że kiedyś spojrzymy w lustro i pokochamy osobę, w której oczy patrzymy.
 
Nie ulega wątpliwości, że takie książki, jak „Figurka z porcelany” są bardzo potrzebne, bo nawet jeśli trafi w ręce, chociażby jednej osoby, która utożsami się z przeżyciami Igi i dzięki niej znajdzie choćby najmniejszą szansę wydostania się z tego zaklętego kręgu przemocy, to było warto. Z pewnością dla Pani Agaty była to bardzo trudna do napisania książka, ale ja jako człowiek i czytelnik z całego serca dziękuję za to, że odważyła się ten trud podjąć. Macie moje słowo, poradziła sobie doskonale. Z całego serca polecam Wam tę książkę. Wierzę w to, że nawet jeśli jej tematyka bezpośrednio Was nie dotyczy, to po jej przeczytaniu będziecie uważniej rozglądać się wokół siebie, bo być może gdzieś blisko Was jest ktoś, komu możecie pomóc. Pamiętajcie ta idealna rodzina, którą każdego dnia widzicie i podziwiacie, może być tylko bez zarzutu odegraną grą pozorów dla świata zewnętrznego.