Sasza Hady "Na końcu wchodzą ninja" (Soda Studio)

  • Drukuj

Przez większość swojego życia unikałem książek, których akcja dzieje się w zamkniętym, hermetycznym środowisku, a jej zrozumienie poprzedzone musiało być solidnym kursem specjalistycznego słownictwa. Na szczęście z biegiem czasu zmieniałem swoje nastawienie uważając, że tego typu lektura jest bodźcem do samokształcenia i znacznie poszerza horyzonty. Bez wahania sięgnąłem więc po ciepłą jeszcze powieść Saszy Hady, "Na końcu wchodzą ninja", zarywając przy okazji kilka kolejnych nocy z rzędu.

Autorka, będąca współscenarzystką "Wiedźmina 3", osadziła swoją powieść w realiach prężnie rozwijającej się firmy produkującej gry komputerowe - Nasty Oranges. Choć brak w niej klasycznego głównego bohatera, motorem akcji jest Marcin - przedstawiciel korporacyjnej młodzieży, który w wyniku splotu różnych wydarzeń porzuca pracę w znienawidzonym przedsiębiorstwie i zatrudnia się jako nowy producent w Pomarańczach. Do zadań mężczyzny należeć będzie zapanowanie nad chaosem spowodowanym zniknięciem głównego scenarzysty, Jaśka Ritmeijera, oraz uniknięcie dyscyplinarnego zwolnienia za zbytnią ciekawość.

Sam udzielam się w środowisku twórców gier (amatorskich), dosyć łatwo było mi więc zrozumieć szereg anglojęzycznych pojęć nieustannie pojawiających się w książce. Zdaję sobie jednak sprawę, że dla ludzi nieobeznanych z takimi terminami jak RPG, quest czy gameplay, słownictwo Hady może stanowić barierę nie do przejścia. Autorka stara się łagodzić sprawę wprowadzając leksykon najczęściej używanych pojęć, ale liczba definiowanych zwrotów po prostu przytłacza.

Innym mankamentem "Na końcu wchodzą ninja" jest ogrom występujących w książce postaci. Sasza Hady co prawda przedstawia na wstępie wszystkie ważniejsze dramatis personae, ale, podobnie jak z growymi pojęciami, trudno się wśród nich odnaleźć. Co gorsza, przez całą książkę autorka posługuje się w zasadzie wyłącznie imionami - dopiero pod koniec lektury bez problemu zacząłem rozróżniać poszczególne osoby. Wystarczyło części z nich dać charakterystyczne pseudonimy albo używać nazwisk - same imiona to za mało, by z łatwością przedzierać się przez kolejne rozdziały.

To w zasadzie najważniejsze wady powieści, które jednak nie wpływają na samą radość płynącą ze śledzenia fabuły. Autorka w przekonujący sposób buduje napięcie, ukazując kolejne wątki z perspektywy kolejnych pracowników Nasty Oranges. Przyznam szczerze, że dawno tak bardzo nie wczułem się w wyjaśnienie, ostatecznie niezbyt skomplikowanej, zagadki. Z fabularnego punktu widzenia czuję ogromny niedosyt, ponieważ część wątków nie została należycie zakończona, a główna linia fabularna też jakby urywa się w połowie.

Oprócz dobrze przemyślanej historii, zaletą powieści są wiarygodni z psychologicznego punktu widzenia bohaterowie. To znaczy wiarygodni dla kogoś, kto choć trochę orientuje się w światku producentów gier - dla wszystkich innych postacie Hady są wielobarwną bandą dziwadeł, o skrzywionym poczuciu rzeczywistości i aspołecznym podejściu do w zasadzie każdej sfery życia. Pracoholicy, hazardziści, wyrobnicy, marzyciele i wizjonerzy - to oni są najmocniejszym elementem "Na końcu wchodzą ninja".

Powieść Hady to nie tylko zabawna historia sensacyjna - to także błyskotliwe socjologiczne studium nowej, prężnie rozwijającej się branży gospodarki. Nieważne jak bardzo będziemy tego unikać, gry komputerowe stały się tak istotną częścią (pop)kultury jak kino, teatr czy książki. Warto zapoznać się z "Na końcu wchodzą ninja", ponieważ to sympatyczne wprowadzenie do baśniowej krainy, z którą i tak kiedyś będziemy musieli się zmierzyć. Sasza Hady, jak mało kto, może nam w tym pomóc.