Alina Krzywiec "Tu jeszcze nie raj" (Wydawnictwo Prószyński i S-ka)

Cieszy mnie fakt, że Alina Krzywiec po swoim świetnym debiucie – Długiej zimie w N. – nie spoczęła na laurach. I dalej pisze powieści mądre, przemyślane, a także poruszające ważne tematy. Krzywiec to świetna obserwatorka życia, która nie boi się kontrowersji i nie idzie na kompromisy z tym, co absurdalne, ale powszechnie uznane za „dobre” i „przyzwoite”. A przede wszystkim ukazuje różne – niekiedy skrajnie odmienne – oblicza kobiecości. Czyni to wnikliwie, z dbałością o detal i psychologiczne prawdopodobieństwo, z ogromną empatią wreszcie. Po Długiej zimie w N., która mną wstrząsnęła, i po Kolebce, która mnie emocjonalnie zmiażdżyła, miałam ogromne oczekiwania wobec powieści Tu jeszcze nie raj. I nie zawiodłam się. Alina Krzywiec trzyma poziom. Jak zwykle.


Eryka i Tomasz są małżeństwem z siedmioletnim stażem. Połączyła ich nie tylko miłość, ale też głęboka wiara w Boga i zaangażowanie w działalność duszpasterstwa akademickiego. Tomasz pragnął doświadczać cudu, łaknął silnych przeżyć i mocnych gestów. Był nawet działaczem Młodzieży Wszechpolskiej. Eryka zaś... Poszukiwała spokoju po burzliwych studiach na Sorbonie, po urokach życia wśród międzynarodowej młodzieży rozmiłowanej w zabawie i przy boku libertyńskiej ciotki Matyldy, podchodzącej do wszelkich „świętości” z dużym dystansem. Małżonkowie zamieszkują w Marysinie i w dalszym ciągu angażują się w działalność wspólnotową. Wraz z innymi rodzinami organizują spektakularnie teatralne drogi krzyżowe, spotkania modlitewne i inne zrytualizowane formy religijnej aktywności. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że Erykę zaczyna to życie dziwnie uwierać. Coraz więcej widzi wokół siebie hipokryzji, a coraz mnie autentycznej wiary, coraz więcej zakłamania, brudu, oceniania, potępiania, a coraz mniej prawdziwej chrześcijańskiej miłości. No i ten Tomasz jakiś rozczarowujący... Zamiast troskliwego męża Eryka coraz częściej widzi w nim obłudnika i manipulanta, a jednak, mimo wszystko, wciąż daje sobą manewrować, wciąż ucieka w jego ramionami, by schronić się przed wrogim światem. Poza tym Eryka pragnie dziecka, a w tej sprawie od siedmiu lat absolutnie nic się nie dzieje. Jej relacje z mężem dodatkowo komplikuje fakt, iż do kobiety docierają wieści o przemocy w zaprzyjaźnionej i także „wspólnotowej” rodzinie. A ona – jako szkolna pedagog – musi się do tej sprawy w pewien sposób odnieść. Nie przypuszcza nawet, że będzie to dla niej wielka próba. Nie przypuszcza też, jak wiele dowie się o ludziach ze wspólnoty, o swoich rzekomych przyjaciołach, o swoim mężu i... o sobie samej.

 
Myślę, że w kraju, w którym wszelkie teatralne formy religijnej aktywności są wciąż bardzo modne i często utożsamiane z rzeczywistą wiarą, trudno było napisać taką książkę. Tu jeszcze nie raj to bowiem powieść bardzo odważna i niezwykle uniwersalna. Autorka słusznie zastrzegła, że podobieństwo do autentycznych wydarzeń jest przypadkowe. Ja sama na podstawie własnych obserwacji potrafiłabym opowiedzieć przynajmniej kilka podobnych historii. Alina Krzywiec w sposób szczery i wyważony mówi o hipokryzji i obłudzie, skrzętnie skrywanych za płaszczykiem pobożności, za odklepanymi różańcami i spektakularnie odegraną drogą krzyżową z Jezusem w prawdziwej koronie cierniowej. A jednocześnie Krzywiec bywa w swoim obnażaniu pozorów bardzo subtelna. Kreuje bohaterkę spójną od początku do końca. Eryka dochodzi do prawdy powoli, nie przestaje ulegać manipulacji od razu, daje się często wodzić za nos i zdarza jej się robić krok do przodu, a później trzy do tyłu. Przy tym wszystkim wciąż chce wierzyć. Bóg jest dla niej ważny. I dlatego demaskowanie obłudy wśród członków wspólnoty, zdzieranie fałszywej maski z twarzy własnego męża wydaje się jej takie trudne. Eryka wciąż boi się, że „oni” jednak mają rację... A ona? Ona sama może być tylko zwykłą grzesznicą, która szarga świętości. Bo, na przykład, chce mieć dziecko. Zmusić męża do zbadania nasienia. Leczyć się hormonalnie. Być może... Poddać zabiegowi in vitro. A to przecież zabronione! Droga Eryki do odkrycia własnej tożsamości, ustalenia swoich celów i wartości okaże się długa i najeżona pułapkami. Zwłaszcza że Eryka również idealna nie jest. Myli się, ulega wpływom, popełnia błędy, które mają katastrofalne skutki. A gra toczy się o wysoką stawkę. O samodzielne myślenie. O miłość. O szczęście. O wiarę i nadzieję.

Powieść Aliny Krzywiec jest stylistycznie bardzo wyważona. Momentami surowa, zupełnie pozbawiona ozdobników, momentami liryczna, nostalgiczna, metaforycznie zagęszczona. Krzywiec znakomicie kreuje nastrój i stopniuje napięcie. Tworzy wnikliwy portret psychologiczny swojej bohaterki, która z osoby szanowanej przeistacza się w zaszczutą „grzesznicę” i na wspólnotowych salonach jest postrzegana jako persona non grata. Obraz walki Eryki z otoczeniem, ale i z samą sobą, to prawdziwy majstersztyk. Przesłanie tej powieści nie jest jednoznacznie i nie dostajemy go na tacy, opakowanego w elegancki kolorowy kartonik. A po zakończeniu lektury wciąż gdzieś w tle pobrzmiewa przekonanie, że pewnych rzeczy – i pewnych ludzi – zwyczajnie zmienić się nie da. 

 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież