Piotr Rutkowski "Adam i Ewa idą do nieba" (Novae Res)

  • Drukuj

"Adam i Ewa idą do Nieba" to powieść Piotra Rutkowskiego, którą niewiarygodnie trudno sklasyfikować. Nieco biblijna retoryka (zwłaszcza na początku) oraz elementy metafizyczne sugerowałyby manifest światopoglądowy, rozwijająca się w dalszej części książki przyziemna fabuła - powieść obyczajową. Z uwagi jednak na pesymistyczno-wojowniczy wydźwięk całości oraz fascynującą kreację głównego bohatera, dzieło Rutkowskiego uznaję za rzadki przejaw zjadliwej literatury społecznego niepokoju.

Książka jest zapisem narodzin i dorastania Stasia Szatana - nietuzinkowej postaci, która swoją opowieść zaczyna od życia płodowego. Już za to należą się autorowi słowa uznania. Nie pamiętam bowiem historii, której narratorem (nawet przez chwilę) byłby w pełni świadomy i zafascynowany damskimi wdziękami mężczyzna w stanie embrionalnym. Rutkowski prowadzi nas przez okres dojrzewania, pobyt w szkole, placówce opiekuńczej, wreszcie - samodzielne życie Szatana i studia, w trakcie których dochodzi do fabularnej kulminacji "Adama i Ewy...". A to wszystko na ledwie dwustu stronach.

Najsilniejszą stroną powieści Rutkowskiego są bohaterowie. Makabrycznie niebanalny, zakrzywiający wręcz rzeczywistość swoją wewnętrzną siłą Szatan, jego charakterystyczni rodzice, tytaniczna babka. Z drugiej strony - irytujący współlokator (założę się, że macie wśród znajomych kogoś takiego) oraz efemeryczna miłość Ewa. W tle znajdują się także inne postacie, ale nie są one nawet w połowie tak zjawiskowe jak rodzina Stasia i jego najbliższe otoczenie. Co jak co, ale talent do kreowania bohaterów i pisania ich dialogów autor ma ogromny.

Część "Adama i Ewy..." ma wymiar alegoryczny, by nie rzec - mistyczny. Poprzez wydarzenia swojego życia i towarzyszącą im refleksję, Szatan płynnie przechodzi między światem prawdziwym i tym wyidealizowanym, pełnym znaczeń i symboli. Do prostych z pozoru czynności dorabia ideologię całkowicie zmieniającą ich znaczenie. Niestety momentami nawet dla mnie, fana realizmu magicznego, pomysły Rutkowskiego wydają się niezrozumiałe. Taki już urok ambitnej literatury obyczajowej.

Choć to nie ten jeszcze poziom, w prozie Rutkowskiego czuję ducha Murakamiego. Może ze względu na oszczędną scenerię, może umiejętność stworzenia trzymającej w napięciu fabuły bez hollywoodzkich fajerwerków. "Adam i Ewa..." to niewielki, ale soczysty kawałek literatury, która ma w zwyczaju pobudzać nas do myślenia. Absolutnie warto poświęcić dwa wieczory, by go posmakować.