Marcin Bruczkowski "Powrót niedoskonały" (Znak)

Do książek Marcina Bruczkowskiego można mieć dwojakie podejście: albo żywić do nich sympatię  i dobrze się bawić podczas lektury, albo wykazywać wobec nich znudzenie i obojętność.  Jest to bowiem twórczość dość specyficzna,  spokojna, pozbawiona brawurowej akcji, osadzona w egzotycznym (głównie japońskim) środowisku, zaopatrzona w swoiste poczucie humoru i ironię.  Nie każdy odbiera to jednakowo. W moim przypadku, odkąd poznałam „Bezsenność w Tokio”, samo jej wspomnienie wywołuje u mnie uśmiech. Stąd moje zainteresowanie kolejnymi powieściami pióra tego autora, w tym oczywiście ubiegłoroczną, czyli „Powrotem niedoskonałym”.

Narratorem i głównym bohaterem jest Robert Brakat, który po osiemnastu latach pobytu w Azji wraca do Polski. Próbuje się odnaleźć w zastanej rzeczywistości, powrócić do znajomych miejsc. Zaskakują go obecne realia, zmiany, jakie zaszły w kraju na przestrzeni  kilkunastu lat. Doznaje - jak sam to określa - „szoczków kulturowych”. Dziwią go współczesne zjawiska, nazwy, czy nowe znaczenia niektórych słów, nie zna aktualnych „gwiazd” muzyki i popularnych seriali. Nie wie, co to pesel i dziwi go brak milicji. Zmaga się z remontem własnego mieszkania i specyfiką „fachowców”, kradzieżą wycieraczek samochodowych, poszukiwaniem pracy, stresogennym egzystowaniem w korporacyjnych mackach i organizowaniem spotkania klasowego po latach. Nieocenionym towarzyszem  w tych zmaganiach jest Japończyk Hattori, którego poznał, gdy ten koczował w namiocie pod mostem. Nowy przyjaciel bywa nieraz bardziej „polski” od Roberta, lepiej się orientuje w panujących  realiach, dodatkowo ma językowo-kulturowe zaplecze z racji studiów polonistycznych. Za pośrednictwem  osobliwego  Gutnera  obaj panowie trafiają do kamienicy, w której działa tzw. Antykownia, skrzyżowanie antykwariatu z lombardem, czy coś w tym rodzaju. Pracują w niej niemal wszyscy lokatorzy budynku, tworzą jakby „rodzinę” w ocenie narratora to dziwaczne indywidua. W tę lekko podejrzaną działalność wkręcony zostaje też Robert.  Los funduje mu wyjazd do Tokio,  potem pobyt w szpitalu, ciągłe rozstania i powroty w poszukiwaniu własnej tożsamości. 


Realistyczne, opowiadane z ironią i przejaskrawione perypetie przeplatane są snami głównego bohatera, które spowalniają – i tak zresztą niespieszną akcję, ale budują klimat powieści. W zasadzie tu nic się nie dzieje, ale urok całości polega właśnie na tych „flegmatycznych” opisach, ironicznych komentarzach, pokazywaniu zjawisk społecznych, różnic kulturowych i kreśleniu nietuzinkowych postaci. Bez poczucia humoru nie ma tu czego szukać, ale to nie jest komedia do „zrywania boków ze śmiechu”, to  raczej słodko-gorzka ironiczna opowieść o powrotach, rozumianych na kilku płaszczyznach (powrót do kraju, do przeszłości, do samego siebie). Historia uświadamiająca nam jak bardzo można być obcym „u siebie”, jak daleko te kilkanaście, czy kilka lat nieobecności wpływa na sposób patrzenia na rzeczywistość, na trudy aklimatyzacji. Trochę tu krzywe zwierciadło autor podstawił, ale widać to, co najważniejsze.


Bohater prozy Bruczkowskiego to człowiek zagubiony, obcy, niezakorzeniony, próbujący się odnaleźć w nowej przestrzeni życiowej. Niezależnie, czy będzie to Polak, który wyjechał za chlebem do Japonii, czy Japończyk zamieszkujący w Warszawie, czy też rodak powracający po latach do ojczyzny, będzie to podobna sytuacja.

W posłowiu, słusznie zresztą nazwanym przez autora „poksiażkowiem”, nadmienia on, iż część jego własnych doświadczeń i przemyśleń została zawarta w przygodach Brakata, ale też czerpał z losów swoich znajomych powracających po latach do ojczyzny. Jest to jednak ogólnie fikcja literacka.  Moim zdaniem, to bardzo zabawna, przyjemna w odbiorze, odpływająca od głównego nurtu powieść. 

„Powrót niedoskonały” cóż, doskonały nie jest. Różnie go można odebrać. Odrobinę kojarzy się z Murakamim (sny), ale to jednak za mało, by stawiać znak równości, czy porównywać.
Być może nie każdemu przypadnie do gustu, sympatykom prozy „Gajdzina”na pewno. Pozostałym  - trudno powiedzieć. Zawsze jednak warto spróbować „z czym to się je”. Smacznych eksperymentów literackich życzę!

 

Komentarze  

 
0 #2 Agnieszka 2014-11-24 08:18
Drogi "Kocie...", zatem polecam wszystko pióra pana Bruczkowskiego. Oprócz wspomnianych tytułów, jeszcze "Zagubieni w Tokio", "Singapur, czwarta rano", "Radio Yokohama".
Oczywiście także książki Murakamiego, Kobe Abo, Kazuo Ishiguro.
przeważnie japońskie, ale chyba też mogą być z racji "zafiksowania" ;-)
Pozdrawiam serdecznie.
Cytować
 
 
0 #1 kot czyta 2014-11-17 19:48
Z racji mojego lekkiego azjatyckiego zafiksowania poszukuję literatury związanej z azjatycką tematyką. "Bezsenność w Tokio" oczywiście przeczytałam, a "Powrót niedoskonały" też wydaje się interesujący - w końcu Polska też może być egzotyczna, nawet dla Polaków ( zwłaszcza po dłuższej tutaj nieobecności).
Cytować
 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież