Magdalena Kawka "W zakątku cmentarza czyli koniec wieczności" (Wydawnictwo MG)

  • Drukuj

Często zdarza się tak, że mam poważny problem z pisaniem o książkach, które rozłożyły mnie na łopatki. Paraliżuje mnie strach przed tym, by „toto”, czyli mój skromny tekst, nie wyszło jakieś patetyczne, ckliwe, pompatyczne, nadęte i, mówiąc brzydko, wazeliniarskie... A w odniesieniu do książki Magdaleny Kawki naprawdę trudno znaleźć mi właściwe słowa. Dawno już nie czytałam powieści tak dobrej, pomysłowej, uciekającej od sztampy, a jednocześnie genialnie wykorzystującej ogólnie znane schematy. Już po obróceniu pierwszych kilku stron wyartykułowałam sobie pod nosem pełne entuzjazmu: „Wow!”. I tak było do samego końca.

Po zapadnięciu zmroku pewien stary cmentarz w niewielkim miasteczku staje się miejscem wielce... ożywionym. Ze swoich „kwater” wychodzą osobliwi lokatorzy. Zbierają się w ruinach starego zamku lub też przysiadają na nagrobkach i prowadzą dyskusje o rozmaitej tematyce. A problemów przytrafia im się sporo. Najpierw towarzystwo paraliżuje wieść o tym, że cmentarz ma zostać przeniesiony w inne miejsce i trzeba przecież coś z owym fantem zrobić. Później członkowie tej – dość mimo wszystko zgranej, choć kłótliwej – paczki organizują zaimprowizowaną akcję pt. „Uprowadzenie koguta”, który to ptak niemożliwie uprzykrza im życie i wyrywa ze snu akurat wtedy, kiedy opadają zmęczone powieki... Problemy nie mają jednak charakteru tylko i wyłącznie zbiorowego. Mogą być również indywidualne. Artystka, na przykład, dwoi się i troi, by podwędzić „żywym” z torby puder lub szminkę – wszak śmierć żadnej kobiety nie zwalnia z obowiązku dbania o urodę! Pasażerka, świeżutka członkini cmentarnej społeczności, zadomawia się w nowym miejscu i zaczyna flirt z Poetą, który również wydaje się skory do zalotów, choć przecież tak naprawdę od dawna kocha się w Młodszej Bliźniaczce. Młodsza Bliźniaczka zgrzyta zębami z zazdrości o Poetę, a jednocześnie usiłuje jako tako współegzystować ze swoją siostrą, Starszą Bliźniaczką, babą dość upierdliwą i złośliwą. Starsza Bliźniaczka ma ze sobą nie lada problem. Nikt jej nie lubi, a poza tym wciąż jeszcze nie potrafi pogodzić się ze swoją siostrą, o którą przez całe życie była zazdrosna. I śmierć niekoniecznie wiele tutaj zmieniła... Marian, zwany Marysiem, non stop kłóci się z Górnikiem. Górnik bowiem jest na niego cięty i nie może mu wybaczyć pewnego incydentu z przeszłości, związanego z głębokim na cztery metry grobem... Jak widać, po śmierci wcale nie jest nudno! „Życie” mieszkańców cmentarza dodatkowo komplikuje fakt, iż każdy boi się niejakiej Umrzycy, bardziej parlamentarnie zwanej Kobietą z Klasą. I jeszcze światła znad łąk, za które co jakiś czas ktoś odchodzi...

Magdalena Kawka wykazała się nie lada odwagą, pisząc taką powieść. Temat jest dosyć ryzykowny i ujęty w sposób wielce oryginalny. Powstały już przecież miliony książek (i filmów) o duchach, życiu pozagrobowym, pośmiertnych światach, czyśćcu, piekle i niebie. Ortodoksyjni wyznawcy różnych religii mogą się nawet na autorkę oburzyć za to, że drwi ze świętości, trywializuje tabu, depcze sacrum... Choć to przecież nieprawda. Nikt na sto procent nie wie, jak TAM jest. Kawka swoją zabawną i mimo wszystko dość pokrzepiającą wizją życia pozagrobowego nie tylko nie depcze sacrum i nie trywializuje tabu, ale usiłuje oswoić śmierć. Ukazać ją jako przejście, jako etap ludzkiej egzystencji, która wcale nie musi być zła i naznaczona cierpieniem. W której jest miejsce na przygody, śmiech, przyjaźń, miłość, ale i zazdrość, smutek, złość... W której przeżywa się (w kontekście tej książki każde słowo pochodne od „życia” brzmi mi wyjątkowo głupio) prawdziwe emocje. A bez emocji człowiek nie byłby człowiekiem. Lokatorzy cmentarza nie są świetlistymi zjawami, nieforemnymi duchami o anielskich głosach, odzianymi w zwiewne szatki. To nadal prawdziwi ludzie, wciąż niedoskonali, z krwi i kości (no dobra, poddaję się; polskie związki frazeologiczne można sobie przy okazji tej powieści włożyć w...). Ich relacje i przygody wywołują śmiech – mnie powaliła zwłaszcza historia z kogutem i bezgłowym motocyklistą, ale także autentyczne wzruszenie. Kawka w sposób mistrzowski łączy humor z liryczną refleksją, komizm sytuacyjny z prawdziwie filozoficznym, egzystencjalnym wręcz komentarzem, satyrę społeczną z bardzo ważnym przesłaniem. Przesłaniem niezwykle mądrym, dotyczącym istoty i granic (tak, tak!) wieczności. Przesłaniem dla każdego, niezależnie od wyznania, wiary lub... jej braku. Ja wzięłam sobie tę prawdę głęboko do serca. I nie napiszę tutaj, na czym polega to przesłanie. Warto wyczytać je z samej książki.

Powieść Magdaleny Kawki jest również bardzo ciekawie skomponowana. Każde kolejne rozdziały rozpoczynają cytaty z wierszy Bolesława Leśmiana, a w epilogu autorka przywołuje słowa Wisławy Szymborskiej, wyjątkowo trafne i idealnie podkreślające zawartą w tekście puentę. Mam wrażenie, że to właśnie utwory poetyckie stały się tutaj inspiracją i skłoniły Magdalenę Kawkę do napisania W zakątku cmentarza..., choć oczywiście nie mogę mieć co do tego absolutnej pewności. I chyba nawet nie chcę. W każdym razie Kawka tworzy z Leśmianem i Szymborską idealnie zgraną drużynę. Jestem niezwykle dumna z tego, że taka powieść wyszła spod pióra polskiej pisarki. Powieść mądra, zjadliwie śmieszna, poruszająca ważne kwestie, stylistycznie genialna i wyrażająca ogromną erudycję autorki. Powieść, która naprawdę może wpływać na czytelników i skłaniać ich do zachowań, do tej pory postrzeganych jako nieistotne. Powieść, która wzbudza emocje i uczy wrażliwości. A zatem... czytać? Obowiązkowo!