Leszek Bugajski "Kupa kultury" (Prószyński i S-ka)

  • Drukuj

Chcąc nie chcąc, jesteśmy zanurzeni po uszy w kulturze. Można ją rozumieć na wiele sposobów:  ogólnie - jako wszystko, co jest wytworem ludzkiego intelektu (określenie niemal tożsame z „cywilizacją”); w wąskim ujęciu – jako umiejętność zachowania się ( kindersztuba, savoire-vivre); w   znaczeniu sztuki – jako „całość tego, co człowiek tworzy, by opisać w sposób artystyczny świat, by go upiększyć, ubarwić swoje życie” (s.8). Takie pojęcie jest najpowszechniejsze. Zastosował je Leszek Bugajski (krytyk literacki, publicysta, redaktor działu kultury tygodnika „Newsweek Polska”) w swojej publikacji, która z założenia nie była dziełem naukowym, więc mógł sobie pozwolić na swobodną wypowiedź.

Przyjął, iż „kultura to taki rodzaj działalności, który stwarza jej odbiorcom okazję do ucieczki przed codziennością lub jej ubarwienia – każdemu na takim poziomie, jaki mu odpowiada, od najgłupszej popkultury, choć przecież i kultura popularna wytwarza produkty ambitne i zahaczające o wyższe piętra wyrafinowania, poprzez cały artystyczny mainstream po dzieła wymagające od odbiorców skupienia i kompetencji.” (s.8) Wyobraził sobie kulturę jako „krainę niezwykłego bogactwa najrozmaitszych narracji, bogactwa fabularnego i formalnego, gatunkowego i każdego innego, po której buszujemy sobie dla zabawy, w celu zdobywania doświadczeń, wiedzy, korygowania swoich sądów i opinii. Albo po prostu z nudów, dla zabicia czasu”(s. 9). Tękrainę jednak zalewa powódź, spada na nią plaga komercji. Rozwija się przemysł artystyczny. Rodzi się pytanie, czy system zarabiający na zaspokajaniu potrzeb średniego gustu powinien czuć się odpowiedzialny za całą kulturę. Czy dla dużego zysku warto obniżać poziom? O gustach się nie dyskutuje, ale – zdaniem Bugajskiego - brakuje naturalnych kanałów poprawiania kiepskiego gustu. Zamiast nich słychać tętent koni czterech jeźdźców apokalipsy najeżdżających krainę kultury, a są nimi mianowicie: infantylność, ignorancja, tablodaizacja oraz dewaluacja słów. 

Każdą z tych cech współczesnej kultury publicysta analizuje posiłkując się przykładami. Daje się przy tym poznać jako baczny obserwator, wnikliwy aczkolwiek nieco marudny krytyk.  Można się z nim w pewnych punktach nie zgadzać, ale nie sposób nie docenić jego błyskotliwości, wiedzy i ironicznego niekiedy stylu. „Kupa kultury” to zbiór naszpikowanych dygresjami i bardzo subiektywnych w tonie esejów, ułożonych tytułami w kolejności od A do Z niczym leksykon. Wśród  haseł-tytułów znajdują się m.in, Autorytety, Biografie, Celebryci, Depresja, Feminizm, Literatura,  Mit lat sześćdziesiątych, PRL, Uśmiech internetu. Wystarczy wymienić kilka z nich, by zorientować się w zakresie tematycznym i bogactwie prezentowanych treści. Na łamach tej książki padają nazwiska i Wiesława Myśliwskiego i Justina Biebera, mowa o Beatlesach, Mikołajku, Spielbergu, demotywatorach i Sztucznych Fiołkach, a to wszystko kropla w morzu nazwisk, tytułów, nazw i zjawisk, jakie omawia Bugajski.

To nie jest książka na jeden wieczór. Czyta się ją z zainteresowaniem, ale też z pewną trudnością, jakiej nastręczają liczne dygresje autora, który jak sam określił- uprawia „antropologię kulturową w stylu gonzo”. Doprawdy, trudno za nim niekiedy nadążyć i nie zgubić wątku. Niemniej warto podjąć trud lektury i zastanowić się nad wybranymi kwestiami. Chociażby nad finałową konstatacją o zdziecinnieniu. 

Polecam „Kupę kultury” dla treningu szarych komórek. Czytajmy polskich autorów,  ale nie tylko beletrystykę.