„Turysta” Jędrzej Soliński (Novae Res)

  • Drukuj

UPA i pedofilia

Tak można by nazwać przyczyny życiowych klęsk bohaterów utworu Jędrzeja Solińskiego, pt. „Turysta”. Jeden z nich - Janek – widział w dzieciństwie morderstwo swoich najbliższych przez banderowców w czasie rzezi na Wołyniu. Przeżył tylko on sam, ukryty pod łóżkiem. Drugi - Wilhelm Goethe - również przez całe życie zmagał się z traumą wyniesioną z dzieciństwa. Stał się wówczas ofiarą pedofila. Było to w czasach, gdy nie ujawniano tego typu zbrodni, a ich ofiarom wmawiano, że muszą milczeć. Ich losy to żywoty równoległe.

Janek był przez jakiś czas z Zofią, Wilek z Anną. Jednak ich związki nie przetrwały próby czasu. Obaj nie potrafili sprawić, aby i oni i ich partnerki żyli w szczęściu. Bo były to „dziewczyny, które chciały za dużo i chłopcy, którzy nie chcieli niczego”. Okazało się zatem, że szczęśliwe może być tylko jedno z nich. I nie byli to mężczyźni. Obaj przegrali, a Wilhelm popełnił samobójstwo. Janek mawiał, że uratowanie się z rzezi wołyńskiej było początkiem drugiego życia. Lecz ani pierwsze, ani drugie mu się nie udało. Podobnie stało się w wypadku Wilka. Obu zniszczyły dwa dwudziestowieczne totalitaryzmy – komunizm i faszyzm. Stało się tak mimo tego, że Janek nie angażował się w politykę. Powtarzał ciągle, że polityka go nie interesuje.  Ale polityka dopadła i jego i przyjaciela, a także niezwykle  mocno wpłynęła na ich życie. W zakończeniu utworu okazuje się, że Janek i Wilek to jedna postać. Zabieg ten służy podkreśleniu wpływu historii na ludzkie losy, zwłaszcza historii tak dramatycznej, jak ta z połowy XX wieku.

Janek mawiał, iż nienawidzi wyglądać jak turysta. Spacerując po Warszawie, starał się pokazywać swym zachowaniem, że „jest tutejszy, że doskonale wie, dokąd idzie”. A jednak okazał się turystą w życiu. Nie wiedział, dokąd idzie. Nigdzie nie okazał się tutejszy.

Po latach określał wydarzenia z 1943 roku w sposób fatalistyczny, mówił o sprawcach mordów bezosobowo - „to się działo”. A przecież to nie jakaś siła wyższa mordowała żyjących tam Polaków, lecz ludzie z krwi i kości, członkowie UPA. Zapewne chciał w ten sposób pokazać, że nie pała żądzą zemsty. Taką postawę rzadko spotkać można wśród ludzi wywodzących się z Kresów Wschodnich.

Dzieło Jędrzeja Solińskiego to opis przeżyć wewnętrznych. Szkoda jednak, że owe przeżycia nie są potraktowane bardziej uniwersalnie. Autor bowiem posłużył się modnymi tematami. Wszak niedawno minęła 70 rocznica rzezi wołyńskiej, a pedofilia to zagadnienie omawiane ostatnio w mediach bardzo często. Wątpliwości budzi też język bohaterów. Są oni ludźmi wykształconymi, wrażliwymi, delikatnymi, toteż nie powinni posługiwać się pretensjonalnym niekiedy słownictwem typu „gruba kreska”, „nijakość spośród jakości” „na motyle chodzić nie przestanę”. Również posługiwanie się przez nich wulgaryzmami jest nieuzasadnione. Ich zalew we współczesnej polszczyźnie jest porażający, są jednak ludzie, którzy nie przeklinają. Do nich powinni też należeć bohaterowie utworu.