"Weronika zmienia zdanie" Małgorzata Maj (Zysk i S-ka)

Wiadomo, iż kobieta zmienną jest, toteż nic dziwnego, że tytułowa bohaterka  powieści kołobrzeżanki Małgorzaty Maj, zmienia zdanie. Ciekawe tylko w jakiej kwestii? Nie pomyli się ten, kto podejrzewa, że głównie chodzi  tu o relacje damsko – męskie, bo taką właśnie tematykę obrała autorka dla swego literackiego debiutu.

Weronika to rozchwiana emocjonalnie, skądinąd całkiem sympatyczna, trzydziestojednolatka. Przypomina Misia o Bardzo Małym Rozumku. Puchatkowe ma nie tylko gabaryty, ale i wykazuje naiwność pluszowego niedźwiadka. Na szczęście nie zapomina języka w gębie i trzeba przyznać, że poczucia humoru i ciętych ripost jej nie brakuje. 

Pracuje jako dziennikarka lokalnej gazety, której redaktor naczelny jest wredną gnidą, więc dziewczyna prędzej stamtąd wyleci niż rozwinie skrzydła. Jednak nie sprawy zawodowe są na pierwszym planie, a prywatne. Wróżąca z kart Ewa, mama głównej bohaterki, mobilizuje córkę do zrzucenia paru kilogramów i usiłuje namówić ją na spotkanie z synem znajomego, który niebawem ma wrócić z zagranicy. Tarocistce dzielnie sekundują uroczy starsi panowie dwaj – Feliks i Żorż, a i przyjaciółka Marta, której specjalnością również jest ezoteryka, dokłada swoje trzy grosze. Przypadkiem Wera poznaje tajemniczego amanta... Staje się on obiektem jej westchnień, ale czy warto, skoro miał obrączkę i potrzebował szarlotki najwyraźniej dla żony w ciąży? Rozterki, domysły, przypuszczenia i fakty nie ułatwiają bohaterce życia. Rozpoczyna się komediowy spektakl oparty na zasadzie qui pro quo. Wszystkie zamieszania i nieporozumienia podane są w humorystycznym sosie, którego nie brakuje nawet, gdy na scenie pojawia się poważna choroba. Oczywiście nie mogło się obyć bez happy  endu.

W powieści królują dialogi i zabawne scenki. Fabuła nie jest skomplikowana, a jej przewidywalność można złożyć na karb konwencji komediowej. Barwne i temperamentne postaci  bardziej niż wydarzenia przykuwają uwagę czytelnika. Zapamiętać da się na pewno też motywy kulinarne z gołąbkami i dyniowo-pomidorową konfiturą na czele, oraz medyczne – z akcentem na ortopedię i nefrologię. Mimo niezłej zabawy przy lekturze, można odnieść poczucie przesytu. W natłoku humorystycznych scenek i tekstów (rozpiętych na przestrzeni ponad pięciuset stron) giną te najlepsze, a główny wątek rozwleka się przez nieistotne epizody. Sugerowane porównanie z Bridget Jones wydaje się zupełnie nietrafione, bardzo naciągane. Zresztą czy jest sens szukać polskich odpowiedników, zamiast tworzyć oryginalne kreacje?

Na koniec pozwolę sobie sparafrazować formułkę wypowiedzianą przez jednego z bohaterów:  jakkolwiek doceniam pozytywne aspekty powieści „Weronika zmienia zdanie”, to nie zaliczam jej  do moich ulubionych.

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież