"Kobieta bez twarzy' Anna Fryczkowska (Prószyński i S-ka)

Powieść Anny Fryczkowskiej „Kobieta bez twarzy” wymyka się schematom. Wprawdzie nie można zaprzeczyć informacji na okładce, że to kryminał; są trupy, jest policja (chociaż starszemu posterunkowemu Karaczkowi daleko do porucznika Columbo), jest domorosła detektyw, aczkolwiek ciężko porównywać ją z panną Marple, jest zagadka. Intryga kryminalna wydaje się tu jednak tylko pretekstem. Jeżeli miałabym porównywać, najbliżej Fryczkowskiej do Mankella, zresztą w książce wspomnianego. W obu przypadkach tajemnica jest fascynująca i mroczna, w obu rozwiązanie logiczne i intryga zgrabnie poprowadzona, ale w pamięci żywo pozostają postacie, przyćmiewając nieco sam wątek kryminalny.

Hanna Cudny, bohaterka powieści, po samobójczej śmierci męża przybywa wraz z dwójką dzieci na głuchą prowincję, aby uczyć angielskiego w wiejskiej szkole i odzyskać tam spokój.

Motyw dość często wykorzystywany w literaturze, lecz tutaj od razu następuje zgrzyt. Spodziewanej sielanki nie ma, wręcz przeciwnie; wieś nie ucisza bólu, zamiast cudownych widoków oferuje błoto, zamiast spodziewanego świeżego powietrza możliwe skażenie. Co najgorsze, dzieci są coraz bardziej niespokojne, tęsknią za miastem. Dziewczynka znajduje pierwszego trupa, chłopiec początkowo staje się ofiarą mobbingu, następnie, starając się uzyskać podziw i akceptację rówieśników, dopuszcza się całkiem poważnych wykroczeń. Hanna mierzy się już nie tylko z prześladującym ją poczuciem winy i odpowiedzialnością za stan dzieci, ale również z ponurą zagadką zniknięcia rodziców jednego z uczniów i zabójstwami Ukrainek, które pracowały w garbarni, kierowanej przez zaginionego. Czy wydarzenia się łączą? Jeśli tak, to w jaki sposób? Co grozi Hannie i jej dzieciom, jeśli będzie za bardzo drążyć?

Książka poza króciutkim wstępem i zakończeniem pisana jest w narracji pierwszoosobowej, na zmianę z punktu widzenia Hanki i jej córki Miśki. Dzięki temu zabiegowi kontakt z bohaterkami staje się niezwykle bezpośredni. Język dopasowany do postaci, chociaż chwilami miałam wrażenie, że Miśka wyraża się zdecydowanie zbyt dojrzale jak na dziesięcioletnią dziewczynkę.

Hanka po niespodziewanym ciosie, jakim było samobójstwo męża, z jednej strony pragnie spokoju, wręcz wyłączenia – najlepiej czuje się zaszyta pod kołdrą, czytając kryminały, z drugiej, napotykając na ponure zagadki, czuje się zmuszona do działania. Raz wdaje się we flirty, aby zaraz potem stronić od mężczyzn, którzy zresztą krążą wokół niej jak satelity. Z pozoru słaba, krucha i bierna, potrafi wykazać niespodziewaną odwagę. Postać niebanalna, pełna sprzeczności, głęboko zapadająca w pamięć.

Druga narratorka, Miśka, to jedna z ciekawszych dziecięcych postaci literackich, z jakimi w ostatnim czasie się zetknęłam. Zagubiona w dorosłym świecie zła, znajduje w sobie dość siły, żeby chronić najbliższych. Wrażliwa i samotna, silna, a zarazem przerażona, w pewnym sensie przypomina matkę, ale patrzy z innej perspektywy i dzięki jej opowieści obraz jest pełniejszy. Ona też nosi w sobie sekret, mroczną tajemnicę.

Maks, syn Hani, zagubiony nastolatek, na siłę wyrwany z dotychczasowego środowiska, ofiara, a zarazem buntownik, jak przystało na tę rodzinę, intryguje, przyciąga i jednocześnie odpycha.

Niewiele gorzej jest postaciami drugoplanowymi. Moim faworytem jest Ruta, pan od wuefu. W jednej chwili postrzegany przez Hanię jako wągrowaty młodzieniec z rzadkimi włosami związanymi w kitkę, w następnej jako niezwykle piękny mężczyzna. To między nim a Hanią rozgrywa się główny wątek romansowy, który z klasycznym romansem ma jednak niewiele wspólnego.

Anna Fryczkowska stworzyła niezwykle sugestywny obraz polskiej prowincji. Zło tkwi w ludziach, którzy bezustannie powtarzają, że zbrodni nie mógł dopuścić się nikt ze Świątkowic (nota bene bardzo znamienna nazwa). Piórem znakomitego obserwatora Fryczkowska oddaje klimat domostw wiejskich gospodyń. Bardzo ubawiło mnie, jak matka Ruty wielokrotnie obiecuje przepis na ciasto, ale nikt nie ma na niego nadziei.

Godny odnotowania jest jeszcze jeden motyw. Dom, do którego sprowadza się rodzina Hani, jest wypełniony złem przeszłości. Maksa dręczą koszmarne sny, gdzie na przemian jest katem i ofiarą.

„Kobieta bez twarzy” to bardzo udane połączenie mrocznego kryminału i książki obyczajowej z elementami satyry, a nawet metafizyki. Dodam jeszcze, że powieść jest niezwykle wciągająca. Ja kończyłam ją o świcie, nie zważając na to, że cały następny dzień byłam nieprzytomna. Polecam!

 

 

 

 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież