"12 x śmierć. Opowieść z Krainy Uśmiechu" Michał Pauli (Artest)

  • Drukuj

Autentyczna historia mężczyzny, artysty, Polaka – Michała Pauli, który w Tajlandii zostaje skazany na śmierć za przemyt narkotyków. Zapewne wiele osób sięgnęło po tę lekturę właśnie dlatego. To, że opisuje ona prawdziwe wydarzenia dodaje smaku i pikanterii całej książce. Nic tak dobrze się nie sprzedaje jak ludzka krzywda.

Autor i bohater w jednym zostaje zmanipulowany w przemyt nielegalnych środków – tabletek ecstazy – do Tajlandii. Uwięziony, skuty łańcuchami, brutalnie poznaje panujące zasady, w miejscu, w którym spędzi kilka najbliższych lat życia. Za swoje przewinienie przyszło mu usłyszeć najsurowszy wyrok: dwanaście razy śmierć. Książka zdecydowanie potrafi wywrzeć ogromne wrażenie, pewnie dlatego, że pełno w niej szczegółowych, drastycznych opisów, które w tym przypadku są raczej niezbędne.

Zwykłym zjadaczom chleba nawet trudno sobie wyobrazić jak wygląda cela lub spacerniak w tajlandzkim więzieniu, jakie porcje jedzenia otrzymuje skazany, jak skorumpowani są strażnicy, czy nawet lekarze w więziennym szpitalu, nie wspominając już o ciągnącym się dniu za dniem, gdzie trzeba było walczyć o swoje, kupować lepsze racje żywnościowe czy chociażby przeniesienie do lepszej celi. Zmanipulowanie autora w narkotykowy biznes również niezbyt pochlebnie świadczy o całym tajlandzkim systemie sprawiedliwości.

Tajlandia zazwyczaj kojarzy się z egzotyką, ciepłem, pięknymi plażami, drinkami z parasolami i wypoczynkiem. „12 x śmierć opowieść z Krainy Uśmiechu” przedstawia drugą stronę tego pięknego kraju. A kara? Wydawać by się mogło, że skoro przemyt został udowodniony, więzień przyznał się do wszystkiego, więc i powinna być kara. I była, tylko czy współmierna do winy? Pozostawiam to do refleksji czytelnika.

Pomimo małej ilości dialogów w powieści, jakie zazwyczaj zwiększają dynamikę, czyta się ją szybko. Dodatkowym atutem są umieszczone w lekturze piękne reprodukcje szkiców autora – artysty, które choć minimalnie pozwalają wyobrazić sobie, co przeżył.

Powieść, wydana przez kieleckie wydawnictwo, była dodrukowywana kilka razy i wydaje się, że dla samego Michała Pauli przygoda z Tajlandią obróciła się na plus. Historia ma zostać przeniesiona na ekran przez Filipa Bajona, niestety sam Michał nie chce zagrać w filmie. Cóż, wcale się mu nie dziwię. Jeden błąd mógł kosztować go życie. Myślę, iż warto pogratulować autorowi, wytrwałości i powrotu do normalności, jest to niewątpliwy sukces. Jego historia zakończyła się happy endem, a ile podobnych wręcz przeciwnie? Tego niestety nie wiemy. Niewątpliwie historia ta to lekcja pokory dla samego artysty, a przestroga dla innych.