"Wybór Marty" Lidia Witek (Promic)

 Co się dzieje w waszych umysłach, gdy dowiadujecie się, że książka lub film oparte są na faktach? Włącza wam się latareczka, która uaktywnia pokłady wielkich emocji i zapoznajecie się z historią pełni wewnętrznych przeżyć? Czy może nie robi to na was żadnego wrażenia? Ja z własnego doświadczenia wiem, że słowa „oparte na faktach”, działają na mnie jak chusteczka – mimowolnie zaczynam podwajać swoje emocje, w wyniku czego zazwyczaj płaczę albo ze smutku albo ze śmiechu – zależy od historii. „Wybór Marty” również wywoływał we mnie silne uczucia. Jakie? Cóż, wcale nie jest tak prosto o tym mówić.

 

 

Oparta na faktach. Cały czas słyszymy to w głowie. Słyszymy to, gdy główna bohaterka, Marta, podejmuje jedną z ważnych, a w sumie najważniejszych decyzji w swoim życiu. Dudni w uszach, kiedy Marta otwiera drzwi przed kuzynką, Małgorzatą. Tętni niczym krew w żyłach, gdy Marta postanawia zaadoptować nienarodzone jeszcze dziecko Gośki. Dlaczego? To pytanie bardzo szybko pojawia się w naszych umysłach. Dlaczego Marta postanawia pomóc komuś, kogo w sumie nie zna? Dlaczego chce zająć się dzieckiem, które nie jest jej? Dlaczego Gośka chciała tę ciążę usunąć?

 

Pytania i odpowiedzi pojawiają się w mimowolnie przyspieszonym tempie. Marta widząc trudną sytuację kuzynki, widzi równocześnie swoje wspomnienia, w których pojawia się pewna młoda kobieta. Kobieta, która potrafiła pomagać innym. Potrafiła wyciągnąć dłoń do obcych ludzi. Marta wzorując się na jej zachowaniach postanawia wyznaczyć sobie swoją własną ścieżkę moralności. Tym bardziej, że w jej życiu brak czegoś, co można by było nazwać polotem. Życiem. Brakuje jej życia. Jak bardzo odmieni się jej egzystencja po podjęciu tej decyzji? Co na to Małgosia? Jak Marta odnajdzie się w nowej sytuacji?

 

Można by powiedzieć,  że dobrymi chęciami to piekło jest wybrukowane. Ale nie w tym przypadku. Autorka książki pokazuje nam, jak podjęcie jednej decyzji niesie ze sobą lawinę wydarzeń, łańcuch sytuacji i kolejnych wyborów, których mogliśmy się nie spodziewać. To gra, w której nagrodą jest radość i szczęście. Lidia Witek przedstawia nam osobę pełną wewnętrznego spokoju, z poukładanym, racjonalnym życiem. Osobę, która raczej nie sprawdza się w spontanicznych, ekstremalnych warunkach. Marta bowiem, to można by rzec nudziara, która nagle znajduje się na głębokiej wodzie. I z tej wody jest tylko jedno wyjście. Marta więc płynie, tak jak nakazuje jej serce. Aż zauważa brzeg.

 

Lidia Witek zaczarowała mnie swoim stylem. Z początku przerażona byłam objętością książki, ale później całkowicie przestarałm się tym przejmować, a zajęłam się odczuwaniem. I czułam przez cały czas. Fabuła trzymała mnie przy sobie do samego końca. A koniec? Cóż, nie zdradzę. A koniec był taki, jaki być powinien.

 

Uważam, że książka warta jest poznania. Nie tylko ze względu na słowa „oparte na faktach”. Skupmy się bardziej na uczuciach. Może sięgnijcie po nią, by sprawdzić, jak miłość potrafi zmieniać i jak wiele jej wymiarów często pomijamy. Może po to, by zauważyć jak rozprzestrzenia się nadzieja. Jak mocno zakorzenia się wiara w dobre zakończenie. Może, by poczuć magię dobra. Może. Może właśnie dla siebie. Tak po prostu. Polecam.

 

 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież